W ministerstwie postawiono mi zadanie odwrócenia reformy z 2009 r. i włączenia prokuratora generalnego w struktury administracji rządowej. Polecenie sformułował Donald Tusk - mówi w wywiadzie dla DGP Prof. Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości, współtwórca reformy procedury karnej, obecnie adwokat, associate partner w kancelarii Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy
W ministerstwie postawiono mi zadanie odwrócenia reformy z 2009 r. i włączenia prokuratora generalnego w struktury administracji rządowej. Polecenie sformułował Donald Tusk - mówi w wywiadzie dla DGP Prof. Michał Królikowski, były wiceminister sprawiedliwości, współtwórca reformy procedury karnej, obecnie adwokat, associate partner w kancelarii Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy
Dlaczego ministrze?
Prawdą jest jak na razie tylko to, że rozmawiałem z panem prezydentem elektem.
Na takim stanowisku nie ma miejsca na prowadzenie przez ministra własnej polityki. Prawnik prezydenta to typowy in-house lawyer. Dba o interesy urzędu. Obsługuje. Decydentem jest głowa państwa.
Obsługiwałem marszałków Sejmu, potem dwóch ministrów. Byłem lojalny i zawsze wsłuchiwałem się w ich wolę. Ale oczywiście jeśli zaprasza się kogoś do współpracy, to otwiera się też na jego racjonalność.
Tak. To byłaby katastrofa.
Nie można tego narzucić przepisami. Zapis regulaminu prokuratorskiego o tym, że na sprawę ma udać się prokurator znający sprawę, obowiązywał przez lata. Niektórzy sędziowie, planując terminy rozpraw, już dziś biorą pod uwagę kalendarz prokuratora, podobnie jak adwokata. Wszystko zależy od chęci.
Z pewnością nie ucieknę od odpowiedzialności za tę reformę. Przyjmę to na klatę.
To akurat nie zależało ode mnie. I zrobiłem wszystko, aby dostosować prokuraturę do zmian. Poza tym reforma nie wchodzi w całości 1 lipca. Będzie rok, półtora na otrzeźwienie i dostosowanie do niej innych instytucji państwa.
Można mówić o współodpowiedzialności rządu. Przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości projekt nowej ustawy – Prawo o prokuraturze nie trafił nigdy na posiedzenie rządu, choć przeszedł całą ścieżkę legislacyjną. Szkoda. Ale mam też takie poczucie, że przy pasywności prokuratora generalnego nowa ustawa i tak niewiele by zmieniła.
Rozumie już pani, dlaczego rozstałem się z ministerstwem, gdy stanowisko objął minister Cezary Grabarczyk? W przeciwieństwie do niego miałem świadomość, że nawet jak minister dokona zmian w prokuratorskim regulaminie, to może się okazać, że wiele rozwiązań zostanie na papierze. Będzie kontestowanych. Dlatego trzeba przygotować przepisy tak, aby uniemożliwić uniki. Minister Grabarczyk mocno okroił rozporządzenie swego poprzednika.
Dokończyć to, co rozpoczął minister Marek Biernacki. Zmienić regulamin prokuratury, przenieść trudne sprawy wyżej. Stworzyć instrumenty pozwalające zrównać obciążenie prokuratorów różnych szczebli. Ograniczyć czynności niezwiązane bezpośrednio z prowadzeniem postępowań.
Nie. To jakiś mit. Jeśli chce mi pani powiedzieć, że dziś bogaty ma gorzej, a po tej reformie będzie miał lepiej, to się z tym nie zgodzę. Wiem natomiast, że oskarżony będzie miał lepiej, bo na każde żądanie będzie miał obrońcę z urzędu. Podobnie jak pokrzywdzony będzie mógł korzystać z takiego pełnomocnika.
To zależy od tego, jak podchodzi do zawodu. Ja angażuję się w urzędówki. Poszerzył się rynek usług prawnych, jest wielka konkurencja. W wielu miejscach w kraju urzędówki stały się sposobem na zarabianie.
Tak, to widać zwłaszcza po uchwale adwokatów krakowskich, którzy domagali się przesunięcia daty wejścia w życie tych zmian, bo zbytnio ich obciążają (śmiech).
W tym twierdzeniu o 20 proc. uniewinnień tkwi poważna manipulacja. Dzisiejsze 2 proc. jest liczone w stosunku do liczby osób osądzonych, w tym także w trybach konsensualnych. Po 1 lipca, jeżeli dojdzie do rozszerzenia trybów konsensualnych, a tak być powinno, to nawet jeśli będziemy mieć 20 proc. uniewinnień na rozprawach, to w stosunku do spraw załatwionych będzie to ok. 5–6 proc.
Dziś to 51 proc. Ale można w taki sposób zakończyć sprawę tylko w przypadku występków zagrożonych karą do 5 lat. Po reformie tryby konsensualne będzie można stosować w przypadku wszystkich występków i zbrodni. Będzie umorzenie restytucyjne z art. 59a k.p.k. Przy uproszczonych trybach konsensualnych nie trzeba będzie sporządzać aktu oskarżenia. To musi zaowocować podwyższeniem wskaźnika spraw załatwianych tą drogą.
Skazanie osoby niewinnej i uniewinnienie osoby winnej jest zawsze porażką wymiaru sprawiedliwości. Ale chyba lepiej, aby dwie osoby winne zostały uniewinnione, niż aby jedna osoba niewinna została skazana. Taka jest budowa gwarancji procesowych.
Nie wiem.
Nie kupuję argumentu, że prokuratorowi wolno kierować się wygodą. To jest służba. Jak ktoś kieruje się własnym interesem, niech zmieni zawód.
Przecież 5 lat na postępowanie przeciwko osobie to bardzo dużo. Dzięki reformie k.p.k. nie będzie wielokrotnych uchyleń wyroków. Sprawy nie będą rozpatrywane od nowa w wyniku uchyleń po kilkanaście razy.
Warto na to spojrzeć też z punktu widzenia osoby postawionej w stan oskarżenia.
Podstawą odszkodowań nie będzie umorzenie, ale stosowanie środków przymusu, o ile wynikła z tego szkoda, która w ocenie sądu będzie wymagała wyrównania – czyli nie zawsze.
Nie da się tego policzyć. Nie wiadomo, w jakiej wysokości będą zasądzane odszkodowania. Nie da się przewidzieć zachowania niezawisłych sędziów i niezależnych prokuratorów.
Uważam, że to absurdalne.
Moja krytyka PG dotyczyła tego, że szef prokuratury skupiał większość swojego wysiłku na zablokowaniu reformy procesu, a nie na tym, jak dostosować prokuraturę do tego wyzwania. To jest poważny zarzut, który mógłby być ewentualnie rozważany przy przyjęciu bądź odrzuceniu sprawozdania PG. Ale stabilność kadencji pierwszego szefa autonomicznej prokuratury jest pewną wartością. Dla dobra tej instytucji Andrzej Seremet powinien pełnić swą funkcję do końca kadencji.
W ten sposób upada jeden z większych pomysłów reformatorskich PO: projekt budowy autonomicznej prokuratury, która nie wchodzi w skład administracji rządowej. To ruch dokonany chyba bez namysłu, na fali pewnej obawy przed wpływami ziobrystów w prokuraturze. Dlatego współczuję Andrzejowi Seremetowi.
Że na miarę własnych możliwości stara się radzić sobie z tą całą sytuacją: z kadrą, jaką ma, z kulturą pracy, jaką ma. Nigdy nie byłem jego wrogiem. Choć był dla mnie wielkim rozczarowaniem. Liczyłem, że będzie w nim większa determinacja, aby zmienić oblicze prokuratury. Niestety, stał się strażnikiem jej dotychczasowego modelu.
W Ministerstwie Sprawiedliwości już dawno temu postawiono mi zadanie odwrócenia reformy z 2009 r. Domagano się ponownego włączenia prokuratora generalnego w struktury administracji rządowej. Zadanie zostało sformułowane nieoficjalnie. Nie wynikało z żadnego dokumentu.
Premier.
Tak.
Powiedziałem, że nie chcę do tego przyłożyć ręki. Mogę zaproponować uporządkowanie ustrojowych relacji między prokuratorem generalnym a innymi organami, tak aby zwiększyć sejmową kontrolę nad nim i aby zwiększyć czytelność relacji rząd – prokurator generalny. Nic więcej.
W rzeczywistości był próbą obrony autonomii prokuratury. Ale nikt nie znał kontekstu powstawania tego projektu, i tego nieoficjalnego polecenia.
Proszę o to pytać osoby, które podjęły takie decyzje.
Dla niektórych z pewnością.
Oddzielenie prokuratury od ministerstwa pozwoliło na zrealizowanie reformy procesu karnego, która budzi sprzeciw tego środowiska.
To kluczowy dylemat. Reforma z 2009 r. zaakcentowała niezależność prokuratora, ale nie rozstrzygnęła podstawowego konfliktu: czy mamy mieć prokuraturę autonomiczną, silnie zhierarchizowaną, z silnym szefem, który będzie gwarancją jej niezależności i będzie rozliczany ze swej skuteczności? Czy też ma to być autonomiczna prokuratura niezależnych prokuratorów.
Co do zasady się zgadzam. Tyle że gdyby tę regułę wprowadzić w sposób pełny, to należałby zwolnić prokuratora generalnego od odpowiedzialności za konkretne decyzje procesowe w konkretnych sprawach. Ale to oznaczałoby podniesienie roli prokuratora de facto do pozycji sędziego.
W prokuraturze nie ma dwuinstancyjności. Poza tym absolutyzowana niezależność byłaby istotnym ograniczeniem przy chęci zarządzania prokuraturą.
Aby mieć na przykład gwarancję jednolitego interpretowania i stosowania prawa lub realnego czuwania nad biegiem najpoważniejszych i najistotniejszych spraw dla państwa.
To byłaby rewolucja. W tym środowisku nie jest znana taka metoda działania. Pamięta pani poprawki, które proponował Andrzej Seremet do projektu nowego prawa o prokuraturze?
Właśnie. Kierownictwo prokuratury ma wiele narzędzi pozwalających wywierać wpływ na podwładnych. Danie kolejnych, władczych instrumentów szefowi prokuratury zaowocowałaby stworzeniem prokuratury absolutnie dyspozycyjnej. Temu się sprzeciwiałem i sprzeciwiam. Nie zastanawia panią, dlaczego takie sprawy jak afera taśmowa czy śledztwo smoleńskie prowadzi prokuratura okręgowa, a nie apelacyjna? Przecież gdyby sprawą zajmowała się prokuratura apelacyjna, to robiłaby to pod bezpośrednim nadzorem prokuratora generalnego. A gdy sprawą zajmuje się prokuratura okręgowa, nadzór nad śledztwem ma prokurator apelacyjny i tylko pośrednio prokurator generalny. Sprawa jest od niego oddalona. Takie świadome decyzje wprost osłabiają władztwo prokuratora generalnego.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama