Kilka dni temu minister sprawiedliwości Borys Budka triumfalnie ogłosił, że podniesie stawki adwokackie za sprawy z urzędu, niewaloryzowane od 13 lat. Na początek oznajmił, że natychmiast podniesie stawki za sprawy o charakterze wrażliwym społecznie o sto, a nawet dwieście procent. Robi wrażenie? A jakże!
Kilka dni temu minister sprawiedliwości Borys Budka triumfalnie ogłosił, że podniesie stawki adwokackie za sprawy z urzędu, niewaloryzowane od 13 lat. Na początek oznajmił, że natychmiast podniesie stawki za sprawy o charakterze wrażliwym społecznie o sto, a nawet dwieście procent. Robi wrażenie? A jakże!
Zwłaszcza na tych, którzy nie wiedzą, jakie obecnie obowiązują kwoty. I tak, za sprawę o eksmisję minister zaproponował, żeby zamiast dotychczasowej opłaty 120 zł adwokat z urzędu dostał całe 240 złotych! Adwokat, który poprowadziłby z urzędu sprawę rolnika, któremu komornik niesłusznie zabrał traktor, dotychczas „zarobiłby” 60 zł, po podwyżce – 120 zł. Za długie, nierzadko skomplikowane sprawy o przywrócenie pracownika do pracy czy o niesłuszne odebranie renty – stawka 60 zł będzie wielkopańskim gestem podwyższona o 200 procent! Kto umie szybko liczyć, to już wykalkulował, że ta niebotyczna podwyżka równa się 180 zł.
Wiem, że dla wielu osób w Polsce są to spore kwoty. Pamiętajmy jednak, że stawki te dotyczą całości prowadzonej sprawy, która potrafi trwać kilka lat: trzeba wiele razy pojechać na rozprawę do sądu, napisać pisma procesowe, przygotować się do sprawy. Zatem nasze państwo pracę tę ocenia na kwotę, która nawet nie pokryje poniesionych kosztów. I kiedy słyszę najpierw od jednego ministra, że budżetu nie stać na urealnienie stawek za pomoc prawną z urzędu, a później od drugiego ministra, że tylko idiota albo złodziej pracuje za 6 tys. zł, to nie wiem, czy ogarnia mnie większa złość, czy bezsilność.
Od kilku tygodni w adwokaturze trwa dyskusja o proteście środowiskowym. Spotyka się ona z dużym niezrozumieniem społecznym. Na forach internetowych padają komentarze, że przecież adwokat to bogacz, który wymienia co roku samochód, ma dom z basenem, helikopter i pięć razy w roku jeździ na wakacje do egzotycznych krajów. Konia z rzędem temu, kto znajdzie choć jednego adwokata na liście najbogatszych Polaków. Owszem, jest część prawników, którzy zarabiają naprawdę duże pieniądze, ale stanowią oni niewielki procent całej palestry. Pracują w międzynarodowych, dużych kancelariach i obsługują sektor gospodarczy. Pomiędzy nimi a adwokatem, który prowadzi indywidualną kancelarię, jest finansowa przepaść.
Pamiętajmy, że dziesięć lat temu nastąpiła deregulacja zawodu, która spowodowała, że zwielokrotniła się liczba adwokatów, jak też radców prawnych. Podaż zdecydowanie przerosła popyt, bo choć przybyło prawników, świadomość prawna Polaków nie wzrosła. Na koniec 2005 roku było 8051 adwokatów i 881 aplikantów adwokackich. Obecnie jest nas 16219 adwokatów i 7372 aplikantów adwokackich. A z pomocy prawnej korzysta zaledwie 19 proc. obywateli. Wielu młodych, zdolnych adwokatów musi zrezygnować z pracy w zawodzie, gdyż zwyczajnie nie mogą utrzymać się na rynku. Realna podwyżka stawek adwokackich z urzędu byłaby dla nich szansą na przetrwanie, ale nikt nie utrzyma rodziny za 240 zł, które rząd tak łaskawie przyznał w ramach podwyżki.
Niedawno zakończyła mi się sprawa z urzędu dotycząca ubezpieczeń społecznych. Trwała półtora roku. Dostałem te ciężko zarobione 60 zł. Tego samego dnia musiałem wezwać hydraulika do wymiany rury. Swoją 20-minutową pracę zaprzyjaźniony fachowiec wycenił na... 60 zł. Cóż... Trudno przyszło, łatwo poszło.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama