Łódzka prawniczka zamierza zaskarżyć w Trybunale Konstytucyjnym przepisy, które nakazują automatyczne uznanie ojcostwa nawet byłego męża
I podaje typowy przykład. Kilka lat temu pan Marek wziął ślub, bo jego dziewczyna była w ciąży. Przekonywała go, że to jego dziecko. Po trzech latach pojawiły się wątpliwości. W końcu przeprowadzono badania genetyczne, które potwierdziły jego podejrzenia. Dziecko nie było jego. Zażądał rozwodu, chciał również zaprzeczyć ojcostwu. Ku własnemu zaskoczeniu dowiedział się, że to niemożliwe. Mimo argumentu w postaci analizy DNA. Zaprzeczyć mógł jedynie do ukończenia przez dziecko sześciu miesięcy.
W sytuacji, w jakiej znalazł się pan Marek, sprawę może wszcząć jedynie prokuratura. A ta zrobi to jedynie wówczas, gdy znajdzie się ojciec dziecka. W tym przypadku jest on nieznany. – To ewidentna niesprawiedliwość. Mężczyzna został oszukany przez partnerkę, a teraz dodatkowo spadnie na niego obowiązek płacenia alimentów – mówi Maria Wentlandt-Walkiewicz, która zamierza skierować sprawę do trybunału.
Automat kłamie
Jest też i druga strona medalu: ojcowie, którzy chcieliby uznać swoje ojcostwo. To również, jak się okazuje, nie jest wcale takie proste. Panu Piotrowi dziecko miało się urodzić 304 dni po rozwodzie partnerki, a zarazem matki jego przyszłego syna. Los spłatał mu figla – dzieciak urodził się dwa tygodnie wcześniej, czyli zanim upłynęło 300 dni. To oznaczało, że ojcem z automatu stał się były mąż jego narzeczonej. I to niezależnie od tego, że ten nie chciał dziecka, a biologiczny tata się do niego przyznawał.
Po porodzie musiała się odbyć rozprawa sądowa, podczas której były mąż zaprzeczał ojcostwu, a biologiczny ojciec się do niego przyznał. Na rozprawie sąd musiał ustanowić kuratora dziecka. – Było to bardzo nieprzyjemne. Tym bardziej że na akcie urodzenia mój syn ma nazwisko byłego męża mojej partnerki. Dopiero na drugiej stronie jest adnotacja, że odbył się proces, zmieniono mu ojca i nazwisko – mówi pan Piotr. On sam szukał pomocy u rzecznika praw obywatelskich oraz u
prawników. Bezskutecznie.
W o wiele gorszej sytuacji jest pan Grzegorz. Pod koniec grudnia 2013 r. urodził mu się syn. Niestety, formalnie nie jest jego, lecz – podobnie jak w przypadku pana Piotra – byłego męża matki dziecka. – Chcieliśmy wziąć ślub i zalegalizować nasz związek przed narodzinami syna. Mieliśmy już nawet ustalony termin w urzędzie, lecz w związku z licznymi komplikacjami w czasie ciąży narzeczona przebywała cały czas w szpitalu i musieliśmy odwołać ślub. Dopiero później się dowiedzieliśmy, że to oznacza, iż dziecko nie jest uznane jako moje, lecz jako syn jej byłego męża – mówi pan Grzegorz. Na razie nie udało im się doprowadzić do rozprawy. Jego dziecko czeka na operację niebezpieczną dla życia. – Jeżeli umrze, to z nazwiskiem obcej osoby – dodaje nasz rozmówca.
Dziecko pod ochroną
Ślub przed porodem byłby rzeczywiście rozwiązaniem. Pani Maja, która była świadoma komplikacji, zrobiła wszystko, by zdążyć z rozwodem. Dokumenty otrzymała w ósmym miesiącu ciąży, dwa tygodnie później wzięła ślub z nowym partnerem, biologicznym ojcem dziecka. A wszystko po to, by uniknąć rozprawy. Prawo stanowi, że jeżeli dziecko urodzi się nawet krócej niż 300 dni po rozwodzie, ale już w nowym związku małżeńskim, ojcem jest aktualny mąż.
Teoretycznie takie
prawo ma chronić dziecko. Zabezpiecza jego przyszłość, gwarantując opiekę, choćby tę finansową. – Jednak ten przepis jest anachroniczny w czasach, kiedy mamy szybkie i proste badania DNA. Dlaczego trzeba wpisywać w akcie urodzenia jako ojca byłego męża, nawet jeżeli biologiczny ojciec się do dziecka przyznaje. To upokarzające – mówi pan Piotr. Maria Wentlandt-Walkiewicz utrzymuje, że to niesprawiedliwe traktowanie. Utrzymywanie fikcji.
300 dni dzieci urodzone w takim czasie po rozwodzie są automatycznie przypisywane byłemu mężowi
6 miesięcy tyle czasu na zaprzeczenie ojcostwa dziecka mają mężczyźni