W systemach totalitarnych prawnicy o dziwo nigdy nie byli zawodem, który cieszył się przychylnością władzy. Nawet „swoi”.
Jednym z najbardziej wnikliwych analityków sowieckiego wymiaru (nie)sprawiedliwości był Fridrich Nieznanski, który jako wieloletni pracownik „organów” poznał go od podszewki. Swoje obserwacje spi sał i ogłosił w zbiorze „Zapi ski sędziego śledczego, czyli ziemia zbrodni”.

Iluzja

Prawników autor uważał za społeczność predestynowaną do odegrania szczególnej roli w społeczeństwie. Choć chętnych do ruszenia z posad bryły świata nie brakuje, to jednak młodzieńczy idealizm przegrywa z bezlitosną rzeczywistością. „Wydaje mi się – zauważa Nieznanski – że w przypadku prawnika, jeśli nie jest cynikiem, jeśli od samego początku nie zrozumiał «co i jak», wiąże się to z większymi przeżyciami duchowymi niż w przypadku przedstawicieli innych zawodów”.
Realia są wyjątkowo brutalne. „Studiują państwo prawo, od rzymskiego po nowożytne, mówią państwo o nienaruszalności prawa, żywią państwo nadzieję, że będą służyć w imię dobra i sprawiedliwości… I wkrótce zmuszeni są państwo do pogodzenia się z tym, by klienta państwa skazano na rok pozbawienia wolności za kradzież rubla bądź za zbyt wysokie podatki w sferze handlowej, żywienia zbiorowego czy usług gospodarczych. Albo zetkną się państwo z najwyższym wymiarem kary za przygotowanie do przestępstwa, za nierozważne działanie, za niedoniesienie o przygotowywanym przestępstwie, za ukrywanie przestępcy. Na dodatek poważni urzędnicy wymiaru sprawiedliwości poważnie państwu wyjaśniają, że taka właśnie obowiązuje praktyka karania, spowodowana «zagrożeniem społecznym» tym czy innym czynem”.

Rzeczywistość

„Polityka – zauważa Nieznanski – ciąży nad całym życiem w Związku Radzieckim. Nacisk polityczny odczuwa robotnik, kołchoźnik, żołnierz, nauczyciel i pisarz. I oczywiście prawnik. To właśnie prawnicy sparafrazowali brzmienie ustawy «Sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko prawu» w następujący sposób: «Sędziowie są niezawiśli i podlegają tylko komitetowi rejonowemu partii». W zależności od potrzeb polityki partii radziecki kodeks karny, zatwierdzony w 1960 roku i składający się z 269 artykułów, w ciągu 15 lat był uzupełniany 113 razy! W dodatku niektórym uzupełnieniom – zaostrzającym kary – nadawano moc wsteczną, co jest nie do pomyślenia w normalnym ustawodawstwie”.
Sytuację komplikowało to, że wykonywanie zawodu prawnika podlegało licznym reglamentacjom. „Kiedy sprawa dotyczy aktualnych, konkretnych problemów politycznych, to władze nie dopuszczają do niej zwykłego radzieckiego prawnika. Tak więc na 1050 moskiewskich adwokatów tylko 80 miało dokument, tak zwane dopuszczenie, które pozwalało im uczestniczyć w procesach sądowych z oskarżenia o przestępstwo polityczne. Dopuszczenie to wydaje nie ministerstwo sprawiedliwości, lecz całkiem inny «gospodarz» – KGB. Otrzymując dopuszczenie, adwokat uzyskuje jak gdyby przywileje: może brać udział w ważnych procesach, wypowiadać się bardziej swobodnie niż inni adwokaci, udzielać wywiadów korespondentom zagranicznym. Nakłada ono na niego wszakże jedno «małe» zobowiązanie: nigdy, w żadnych okolicznościach nie wolno mu udowadniać, że klient jest niewinny”.

Kadry

Trójpodział władzy, niezawisłość sędziowska czy zawodowa samorządność w państwie bezprawia i ucisku właściwie nie istnieją. „Wydział Administracyjny Partii Komunistycznej nie tylko ingeruje w życie pojedynczych obywateli, za łamanie prawa karząc lub ułaskawiając ich według własnego uznania, lecz trzyma też w swoich rękach sprawy kadrowe, decyduje o losach nie tylko przestępców, ale i tych sędziów. Ani jeden sędzia, prokurator, sędzia śledczy, a nawet adwokat nie może objąć stanowiska bez aprobaty i pozwolenia wydziału administracyjnego. O doborze kadr decydują stosowne resorty, jednakże ostatnie słowo zawsze należy do instancji partyjnej”.
Polityka karna jest ściśle powiązana z aparatem propagandy, a podejmowane działania nie mają bynajmniej na celu rozwiązania bieżących społecznych problemów czy wyeliminowania patologii, lecz zbudowanie medialnego przekazu odwołującego się do najniższych instynktów. „Pracownicy wydziałów administracyjnych często zbierają się na poufne narady w wąskim kręgu. Tam opracowuje się zasady praktyki karnej na najbliższe miesiące. Urzędnicy partyjni podają do wiadomości sędziom, prokuratorom, sędziom śledczym i adwokatom najpilniejsze zadania, które «na dzień dzisiejszy» stoją przed resortami represyjnymi. Pierwszy sekretarz komitetu dzielnicowego, miejskiego czy obwodowego, gdy otrzyma odpowiednią dyrektywę z KC KPZR, zapoznaje z nią oficerów milicji oraz KGB i pracowników licznych wydziałów resortu sprawiedliwości. W terminologii prawniczej od pewnego czasu pojawiło się celne wyrażenie «na czasie». Na czasie oskarżenie, na czasie proces, na czasie nawet wyrok! Dzisiaj np. są «na czasie» oskarżenia o chuligaństwo, jutro – o gwałty i zabójstwa, a jeszcze nieco później – o kradzieże i przestępstwa walutowe. I to jest właśnie zasada postanawiania «z góry» w procesie postępowania karnego”.

System

W warunkach całkowitej kontroli partii nad wymiarem sprawiedliwości nie tylko kodeksy czy ustawy, lecz także konstytucja nie odgrywa większej roli. Liczy się coś innego. „Latami są kształtowane praktyki, w których ważne jest nie to, co głosi ustawa, lecz co zostanie postanowione na naradach w wydziałach administracyjnych organów komitetów partyjnych. Tak więc bardzo często decyzje Sądu Najwyższego Związku SRR i Sądów Najwyższych republik związkowych są niczym innym, jak prawnie zalegalizowanym wyrazem woli KPZR «wydanym» przez Wydział Organów Administracyjnych Komitet Centralnego. Jeśli nie ma «potrzebnych» ustaw, to na polecenie instancji partyjnych natychmiast się one pojawiają w postaci Dekretów Prezydium Rady Najwyższej ZSRR i Prezydiów Rady Najwyższej republik związkowych”.
W efekcie w państwie tworzy się sztucznie utrzymywany stan permanentnej niepewności i prawnego chaosu. Nieznanski zauważa: „A zatem jaki obraz ukazuje się naszym oczom? Z jednej strony – wzmożenie surowości kar, z drugiej – pobłażliwość i ogólna łaskawość. «Gdy zachodzi potrzeba» – za przejście przez ulicę w niedozwolonym miejscu można być «wyprawionym» na zesłanie. Natomiast w innym przypadku, «gdy zachodzi potrzeba», nawet poważna sprawa nie trafia do sądu”.

Układ

Najciemniej jest zawsze pod latarnią. System stwarza posłusznym funkcjonariuszom niepowtarzalną szansę na zawodowy awans i błyskawiczne poprawienie swojej sytuacji majątkowej. Kwalifikacje oraz postawa moralna nie odgrywają większej roli. W zamian za bezwarunkową lojalność nawet największe kreatury mogą liczyć na partyjny parasol ochronny. „Od pewnego czasu w języku rosyjskim zadomowiło się zaczerpnięte z języka włoskiego słowo «mafia». Trudno zliczyć strzały wymierzone przez radzieckich propagandystów w mafię, która «uwiła sobie gniazdo dosłownie we wszystkich dziedzinach życia USA» i stała się niemal faktycznym gospodarzem Ameryki. W jakim celu jest to robione? Demaskując mafię amerykańską, propaganda radziecka próbuje odwrócić uwagę swoich obywateli od mafii rodzimej – starą i wypróbowaną metodą «łapać złodzieja!»”.
Jak to działa? Bardzo prosto. Oto „członek Moskiewskiego Sądu Miejskiego Siergiej Trepow brał łapówki wprost w pokoju narad przed ogłoszeniem wyroku. Biada temu spekulantowi czy defraudantowi, który w porę nie przyniósł wymaganej kwoty. Sędzia Engels Karpow nie miał nic przeciwko temu, jeśli zamiast pieniędzy proponowano mu ładną dziewczynę. Sędziowie radzieckiej dzielnicy Moskwy otrzymywali łapówki przez pośredników – sekretarzy, komorników, adwokatów. Sprytny fortel: Wybornow niekiedy nawet nie wiedział o łapówkach, które dostawał. Był bardzo zajęty – prowadził kurs etyki sądowej we Wszechzwiązkowym Zaocznym Instytucie Prawa. Jego żona – energiczna, młoda kobieta – na daczy w Rastorgujewie zbierała podwładnych męża – sędziów śledczych prokuratury obwodowej – i wydawała rozporządzenia: to dochodzenie warto umorzyć, biorąc od oskarżonych taką to a taką kwotę, z tymi nie warto się wiązać, bo to nieodpowiedni ludzie, więc kontynuować śledztwo itd., itp.”.
System zaczął się wszakże wyradzać. „Mafia doszła do tego, że zaczęła odmawiać posłuszeństwa władzom partyjnym: komitet obwodowy wydawał zarządzenia, których ta nie respektowała. Tymczasem zapominać się aż do takiego stopnia u nas, w Związku Radzieckim nie wolno! Wybornow i 25 jego podwładnych trafiło do sądu wcale nie dlatego, że urządzali nocne hulanki z aktoreczkami, lecz z tego powodu, iż naruszali reguły gry: ignorowali dyrektywy władz partyjnych”. W efekcie zorganizowano serię pokazowych procesów, by przekonać społeczeństwo, że państwo i partia nie ma zamiaru tolerować korupcji.

Nadzwyczajna kasta?

O dziwo, w systemach totalitarnych prawnicy nigdy nie byli zawodem, który cieszył się przychylnością władzy. Paradoks ten zauważa oczywiście również Nieznanski, który czyni przy tym zaskakującą obserwację: „nad faktem braku zaufania władz do «swoich» przedstawicieli prawa, do prawników, którzy wychowali się, wykształcili i pracowali w warunkach komunistycznego reżimu, warto by się głęboko zastanowić. W związku z tym powstało we mnie przekonanie, które być może wyda się komuś zbyt optymistyczne. O ile w początkach mojej pracy, jak wielu innych prawników, uważałem, że nasze prawodawstwo jest właściwe, natomiast niedoskonali są ludzie, o tyle potem nabrałem przekonania, że przyczyna zła radzieckiej praworządności tkwi nie w upadku moralnym społeczeństwa, lecz w systemie stworzonym przez Lenina i Stalina, systemie, który świadomie i zgodnie z planem pozbawiał człowieka samodzielności i wolności. Ludzie zawsze pozostaną ludźmi – w zależności od okoliczności stają się albo trochę lepsi, albo trochę gorsi”. Zaraz po tym autor „Zapisków” dodaje: „gdyby zapanował inny ustrój społeczny, sądownictwo od razu przybrałoby inny kształt”.
To wszakże nie wszystko: „Ośmielam się twierdzić – wywodzi dalej Nieznanski – że w takich warunkach wielu obecnych prawników można byłoby pozostawić na zajmowanych przez nich stanowiskach – z wyjątkiem tych, którzy skompromitowali się lub zostali wciągnięci do zbrodni; oni, nawiasem mówiąc, są dobrze znani. (…) Nawet najbardziej reakcyjny sędzia radzieckiej «szkoły», mając obok siebie uczciwych i sumiennych przysięgłych, niezawisłego adwokata, przedstawicieli wolnej prasy i telewizji, nie czując «oparcia» w rodzaju wszechmocnej partii, nie byłby w stanie uczynić wiele złego”.

Epilog

Polskie wydanie „Zapisków sędziego śledczego” ukazało się w roku 2000 w znakomitym tłumaczeniu Joanny B. Brońskiej. Książka jest pasjonująca i przygnębiająca zarazem. Jej lektura wyczerpuje, dlatego nie warto polecać jej prawnikom o wrażliwości ukształtowanej na podstawie definicji Celsusa: ius est ars boni et aequi. Niemniej nie wszystko stracone. Aby uchwycić naturę zjawisk opisywanych przez Nieznanskiego, nie trzeba koniecznie sięgać po jego dzieło. Wystarczy włączyć wiadomości. Karykaturalna rzeczywistość tak plastycznie odmalowana przez autora „Zapisków” jest bliżej, niż nam się wydaje.