17 października 2019 r. Krajowa Rada Sądownictwa ogłosiła stanowisko w sprawie zorganizowanej akcji insynuacji i oskarżeń wobec sędziów, czyli w sprawie afery hejterskiej. Według doniesień medialnych, które pojawiły się w sierpniu, w skład jednej z zamkniętych grup o nazwie „Kasta” zorganizowanej na komunikatorze internetowym miało wchodzić kilku członków rady z jej sędziowskiej części.
Prezydium KRS 19 sierpnia podjęło czynności, które jak czas pokazał, jedynie w założeniu miały zmierzać do wyjaśnienia udziału w przedmiotowym procederze sędziów zasiadających w radzie. Wezwano ich do złożenia stosownych wyjaśnień.
Nie bez pewnych kłopotów związanych z formą, w jakiej owe wyjaśnienia miały zostać złożone, ostatecznie prezydium uzyskało stanowiska sędziów, w których zaprzeczyli tezie o udziale w akcji hejterskiej. Owocem analizy tychże stanowisk jest właśnie czteropunktowe stanowisko KRS z 17 października. Jeśli chodzi o ewentualny udział członków rady w zorganizowanym hejcie, czytamy: „Po dokonaniu analizy doniesień medialnych oraz wyjaśnień złożonych na posiedzeniu plenarnym Krajowej Rady Sądownictwa przez sędziów Krajowej Rady Sądownictwa rada przyjmuje, że nie ujawniono – w dostępnych i analizowanych źródłach – wypowiedzi sędziów-członków KRS, które pozwalałyby na sformułowanie wobec nich zarzutów naruszenia prawa, ślubowania sędziowskiego ani zasad etyki sędziowskiej”. Jednym słowem, KRS rozgrzeszyła swych członków i sprawę uważa za zamkniętą. Powstaje pytanie, czego dowiadujemy się z cytowanego wyżej lakonicznego stanowiska rady.
Analiza bez konfrontacji
Otóż wynika z niego, że przeprowadzona analiza polegała na weryfikacji doniesień medialnych w zderzeniu z wyjaśnieniami sędziów-członków. Rada nie prowadziła zatem w istocie żadnego wewnętrznego postępowania wyjaśniającego. Wiemy, że doniesienia medialne składały się z print screenów rozmów prowadzonych w komunikatorach między członkami zamkniętych grup. Na łamach prasy głos bezpośrednio zabrała tylko jedna osoba. Emilia Szmydt ukrywająca się pod nickiem MalaEmi opisywała w wywiadach i artykułach przebieg oraz treść konwersacji z udziałem wielu sędziów, w tym jej zdaniem także członków KRS.
Rada w ogłoszonym stanowisku podaje, że materiały prasowe skonfrontowano z wyjaśnieniami zainteresowanych sędziów. Wynik tej konfrontacji przedstawiono następującymi słowami: „(...) Rada przyjmuje, że nie ujawniono – w dostępnych i analizowanych źródłach – wypowiedzi sędziów-członków KRS, które pozwalałyby na sformułowanie wobec nich zarzutów (...)”. Rada nie dzieli się tym, jak wyglądał jej sposób rozumowania i dlaczego to wyjaśnienia sędziów-członków zostały obdarowane przymiotem wiarygodności. W stanowisku nie ma ani słowa, dlaczego przedstawiany przez media materiał z dialogów członków zamkniętych grup został przez radę odrzucony. Znamienne jest to, że z komunikatu nie wynika, iż KRS dysponowała innym materiałem niż ten wymieniony. Nie wiemy, czy zawracała się do organów ścigania lub rzeczników dyscyplinarnych o udzielenie informacji o stanie prowadzonych postępowań w tym przedmiocie. Nie wiemy, czy w ogóle podjęto jakiekolwiek wysiłki, by skonfrontować wyjaśnienia sędziów z wypowiedziami Emilii Szmydt, z których wynikał ich udział w omawianym procederze.
Semantyczne pustosłowie
Procesowo rzecz ujmując, stanowisko rady, w którym bez jakiegokolwiek pogłębionego wywodu przyznano pierwszeństwo wyjaśnieniom jej członków bez próby skonfrontowania ich z materiałem o charakterze obiektywnym, należy ocenić jako arbitralne. Zdawkowy komunikat z 17 października jest znakomitym przykładem semantycznego pustosłowia, w którym powiedziano wiele, by nie powiedzieć nic. Znamy tylko wniosek końcowy bez poznania sposobu rozumowania, który do niego doprowadził.
W komunikacie mowa jest o tym, że nie ujawniono wypowiedzi sędziów-członków KRS, które pozwalałyby na sformułowanie wobec nich zarzutów naruszenia prawa, ślubowania sędziowskiego ani zasad etyki sędziowskiej. Należy założyć więc niejako a contrario, że uwzględniono bez żadnych zastrzeżeń, a więc na słowo, zaprzeczenia wszystkich członków-sędziów o ich udziale w internetowym hejcie, i to bez przeprowadzenia żadnych realnych czynności sprawdzających. Skoro sędziowie – członkowie rady mówią, że to nie oni, to znaczy, że to nie oni. Koniec, sprawa zamknięta.
Bezgraniczne zaufanie
Właściwie podejście objawiające się bezgranicznym zaufaniem do jego członków jest w tym organie już normą. Nie tak dawno rozgrzeszono inną członkinię rady z braku wyłączenia się od opiniowania kandydata do awansu sędziowskiego, gdy okazało się, że opiniowany sędzia prowadził i zakończył dwie sprawy rekomendowanej przez Sejm do rady Krystyny Pawłowicz. Trzecia sprawa jeszcze się toczy.
Zespół powołany w łonie rady do wyjaśnienia tej niecodziennej sytuacji pod przewodnictwem Dagmary Pawełczyk-Woickiej zasugerował KRS stanowisko, zgodnie z którym: „(...) jeśli członek rady uzna, że rozpoznanie w przeszłości jego sprawy przez kandydata nie przeszkadza mu w bezstronnej ocenie kandydata, nie powinien składać wniosku o swoje wyłączenie (...)”.
Słowa te są zaprzeczeniem istoty instytucji „wyłączenia się” osoby mającej podjąć decyzję od procedowania określonej sprawy z uwagi na towarzyszące wątpliwości co do jej bezstronności. Zastosowanie tej procedury, notabene znanej każdej ustawie procesowej, nie jest uzależnione od samopoczucia decydenta. To nie osoba, która ma podjąć decyzję, powinna decydować o tym, czy specyficzne okoliczności wiążące ją z opiniowanym są na tyle istotne, że powinny skutkować złożeniem przez nią stosownego oświadczenia. Sprawa ma wyglądać czysto i klarownie dla obserwatorów z zewnątrz. Bo to właśnie oni będą oceniać, czy decyzja została podjęta w sposób obiektywny, czyli pozbawiony żadnych zewnętrznych wpływów, uprzedzeń lub sympatii. Zdumiewające są więc cytowane słowa, tym bardziej że wypowiedziała je sędzia mająca na co dzień do czynienia z podobnymi sytuacjami.
Jak więc widać, członkowie Krajowej Rady Sądownictwa są względem siebie bardzo wyrozumiali i rzekłbym kurtuazyjni. Nic nie jest w stanie zmusić ich do działań, które mogłyby rozpocząć budowę autorytetu tej instytucji po dniu jej powołania w obecnym składzie. Rada targana kolejnymi skandalami, związanymi chociażby z politycznym zaangażowaniem się jednego z jej członków w niedawną kampanię wyborczą i podejrzeniami o antysemickie wypowiedzi innego, pikuje. I tak sobie myślę, że ten lot mógłby przerwać tylko TSUE 19 listopada, kiedy to spodziewane jest ogłoszenie wyroku dotyczącego właśnie KRS. Niech się to stanie, zanim rada przekroczy poziom dopuszczalnej kompromitacji.
Zamiast postscriptum
Już po przekazaniu przeze mnie tekstu do redakcji o losach afery hejterskiej wypowiedział się główny rzecznik odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów sądów powszechnych Piotr Schab. Lakoniczne informacje zawarte w komunikacie, który ukazał się 25 października, są zbieżne ze stanowiskiem KRS. Otóż, afery nie było. Co prawda rzecznik cieniuje swój pogląd i używa zwrotu, że „dotychczasowe czynności” nie dały podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego oraz do postawienia komukolwiek zarzutów dyscyplinarnych w sprawie domniemanej akcji zdyskredytowania sędziego Krystiana Markiewicza i niektórych innych sędziów. Zaraz jednak zaznacza, że czynności te sprowadzały się do przesłuchania świadków, w tym jako jedynego z nich wskazuje imiennie Łukasza Piebiaka. Należy rozumieć, że dostępne w przestrzeni publicznej oświadczenie byłego sekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, w którym zaprzeczył on swojemu udziałowi w zorganizowanym hejcie, przekonało rzecznika.
Na komentowanie sposobu rozumowania, który doprowadził strażnika dyscypliny do ogłoszonej konkluzji, jest stanowczo za mało danych. Ciekawa jest natomiast zbieżność opublikowania cytowanego komunikatu tak ze stanowiskiem KRS, jak i z informacją zastępcy rzecznika Przemysława Radzika, który kilka dni temu wszczął kolejne postępowanie dyscyplinarne przeciwko sędziemu Waldemarowi Żurkowi, tym razem za jego rzekomo nienawistne wypowiedzi dotyczące SSN Kamila Zaradkiewicza. Przemysław Radzik opatrzył w mediach społecznościowych swoją decyzję komentarzem: „dość hejtu w internecie”.
Asymetria w działaniach rzecznika i jego zastępców jest wyraźna. I ostatnia sprawa. Dlaczego rzecznik nie objął swym komunikatem również pozostałych wątków wszczętego jeszcze w sierpniu postępowania wyjaśniającego w sprawie wyjaśnienia afery hejterskiej w MS? Wszak, jak pamiętam, Piotr Schab postawił sobie za cel również weryfikację informacji pojawiającej się w ujawnionych print screenach o rzekomym nakłanianiu przez jednego z sędziów dotkniętych hejtem innej osoby do czynu z art 18 par. 2 kodeksu karnego w związku z art. 157a par. 1 k.k., czyli podżegania do nielegalnej aborcji. W tym zakresie rzecznik nie zdobył się na żaden komunikat, przyjąć zatem należy, że postępowanie wyjaśniające jest w toku i będzie jeszcze trwało.