Kto uczestniczył w przygotowaniu kluczowych reform resortu sprawiedliwości i sporządzał opinie na rzecz komisji kodyfikacyjnej? Ministerstwo utajnia dane autorów.
Zaplecze resortu / Dziennik Gazeta Prawna
Utrzymanie Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, która przygotowywała dla ministra sprawiedliwości m.in. fundamentalne reformy procedury i prawa karnego, kosztowało w 2014 r. 1,065 mln zł (w 2013 r. – 885 tys., 2012 r. – 914 tys.). W komisji zasiada kilkunastoosobowe grono ekspertów. Ich miesięczne zryczałtowane wynagrodzenia pochłaniają zdecydowaną większość kosztów związanych z utrzymaniem tego ciała: przewodniczący dostaje ok. 7,5 tys. zł, zastępca – ok. 6,5 tys. zł, członek ok. 4,7 tys. zł brutto.
Jednak komisja nie jest samowystarczalna. Okazuje się, że zlecała na zewnątrz opracowanie opinii, i to w kluczowych kwestiach.
Kontrowersyjne zlecenia
– Opinie były zlecane przedstawicielom nauki i praktyki prawniczej – informuje Marek Łukaszewicz, dyrektor biura ministra sprawiedliwości.
W 2010 r. zlecono „opinie związane z przygotowaniem zmian w procedurze karnej: poświęcone problematyce modelu postępowania przygotowawczego i sądowego, środków zapobiegawczych i postępowania odwoławczego” za kwotę ok. 22 tys. zł. W następnym roku zamówiono opracowanie dotyczące zasad odpowiedzialności karnej, kar, środków karnych i kary łącznej za ok. 13 tys. zł. W 2014 r. przewodniczący komisji zlecił za 10 tys. zł opinię na temat wykroczeń.
Kto merytorycznie wspomagał komisję i przygotował opinie? Ministerstwo nie wyjawia. Zasłania się ochroną danych autorów. Osoby te – jak twierdzi resort – nie pełnią funkcji publicznych ani nie są z pełnieniem takich funkcji związane. A zatem ujawnieniu ich personaliów – zdaniem resortu – stoi na przeszkodzie art. 5 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782 ze zm.), a także wyrok NSA z 2014 r. (I OSK 2499/13) .
– Kiedy zawierane są umowy za pieniądze publiczne, powinniśmy znać szczegóły, w tym autorów zlecanych opinii. Nie można stwierdzać, że dochodzi do naruszenia ich prawa do prywatności, bo nikt nie ma obowiązku kontraktowania z państwem – stwierdza Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet.
To on publicznie postawił pytanie, ile ma być państwa w państwie i w jakim zakresie może dochodzić do prywatyzacji jego zadań.
– Członkowie komisji pobierają miesięczne wynagrodzenie za swą pracę. Chciałbym się dowiedzieć, kto przygotowywał opinie na zlecenie komisji, jaka była ich treść i wartość. I wreszcie: czy nie można było ich opracować w ramach samej komisji? – pyta Waglowski. Jego zdaniem tylko w taki sposób opinia publiczna ma szansę ocenić, czy publiczne pieniądze są wydatkowane właściwie.
Są też inne powody, dla których opinia publiczna powinna znać autorów analiz. – Eksperci komisji kodyfikacyjnej, przygotowując dla niej opinie na temat projektów legislacyjnych, uczestniczą w procesie tworzenia prawa. Mają wpływ na jego ostateczny kształt. Istnieje powszechna zgoda, że proces ten powinien być jawny i przejrzysty – przypomina Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego.
– Anonimowe opinie nie są brane pod uwagę. Dlatego dziwi odmowa komisji ujawnienia nazwisk osób przygotowujących dla niej opinie prawne dotyczące procesu tworzenia prawa – zauważa.
Pełna jawność
Podobnego zdania są inni eksperci: tylko pełna jawność pozwala ocenić, czy nie doszło np. do konfliktu interesów.
– Dokumenty wytworzone na potrzeby procesu legislacyjnego powinny być co do zasady jawne. Wszelkie ograniczenia powinny wynikać z ustawy, np. odnośnie dokumentów z klauzulą tajności albo zawierających tajemnicę przedsiębiorstwa – uważa Barbara Grabowska-Moroz, prawniczka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Jej zdaniem dokumentacja związana z procesem legislacyjnym musi być transparentna i wskazywać, jakie czynniki projektodawca brał pod uwagę, tworząc prawo. Dopiero to pozwala zweryfikować, czy podjął prawidłowe działania: czy z prawidłowych przesłanek wyciągnął właściwe wnioski, które przekształcił w tekst projektu aktu prawnego. – To mechanizm gwarantujący, że władza publiczna będzie rozliczana ze swoich działań. Komisja kodyfikacyjna jest organem doradczym działającym na rzecz ministra sprawiedliwości i jest finansowana ze środków publicznych. Z tego względu opinie, które zleca, powinny być publicznie dostępne – podkreśla Grabowska-Moroz.
Również Marcin Puźniak, zastępca przewodniczącego MOZ NSZZ „Solidarność” Pracowników Sądownictwa przekonuje, że w demokratycznym państwie prawnym nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której odmawia się obywatelowi informacji o tym, kto opracowuje opinie i ekspertyzy dla publicznych podmiotów, mających decydujący wpływ na tworzenie przepisów.
– Odmowa MS pokazuje, jak konieczna jest nowelizacja przepisów i wprowadzenie obowiązkowego prowadzenia rejestru umów zawieranych przez wszystkie instytucje i podmioty publiczne, także z informacją o imionach i nazwiskach stron, z którymi takie umowy są zawierane – przekonuje związkowiec.
Zdziwiony postawą resortu jest też Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. – Nie wierzę, że prawnicy ministra nie znają albo nie znaleźli dziesiątek wyroków sądów administracyjnych, z których wynika obowiązek udostępniania informacji o stronach umów – mówi.
Z informacji DGP wynika, że MS chce powiększyć skład komisji kodyfikacyjnej o trzy osoby i pracuje już nad zmianą rozporządzenia.