Prawie 3 tys. spraw przypadało średnio na jednego sędziego rejonowego na koniec 2019 r. Tak źle jeszcze nie było. Jakby tego było mało, rośnie liczba wakatów orzeczniczych.

Z najnowszych danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w zeszłym roku tylko w sądach rejonowych toczyło się niemal 19 mln spraw. Do tego należy dodać prawie 1,2 mln postępowań prowadzonych w sądach okręgowych oraz nieco ponad 153 tys. w sądach apelacyjnych. To oznacza, że w zeszłym roku w toku było ponad 20 mln spraw.
– To ogromny skok. Wygląda na to, że mamy do czynienia z niechlubnym rekordem. Zawsze szacowało się, że rocznie do sądów wpływa 15–16 mln spraw – wylicza Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków we Wrocławiu.
Jeśli dołożymy do tego fakt, że 804 etaty orzecznicze nadal pozostają nieobsadzone, to mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego sądy, mimo zapewnień rządzących, że będzie tylko lepiej, działają coraz wolniej, a na wyroki czeka się coraz dłużej. – O ile w 2015 r. pierwsze terminy rozpraw wyznaczałem na trzy miesiące wprzód, o tyle teraz okres ten wydłużył się o połowę – zaznacza Krystian Markiewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Sędziowie nie od dziś alarmują o fatalnej sytuacji w sądownictwie
Środowisko sędziowskie nie od dziś alarmuje o fatalnej sytuacji. Jak mówi Małgorzata Stanek z Sądu Apelacyjnego w Łodzi, orzekający doszli do granicy.
– Pracujemy na pełnych obrotach. Nie da się jednak sądzić jeszcze szybciej, aby nie odbiło się to na jakości orzeczeń – podkreśla łódzka sędzia.
Inaczej na problem patrzy Maciej Mitera, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa.
– Jak wiadomo, są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyka. Dlatego nie można wrzucać do jednego worka wszystkich sądów i twierdzić, że całe sądownictwo jest na skraju katastrofy – zauważa rzecznik KRS i jednocześnie prezes Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie. Jak zaznacza, jego sąd działa sprawnie.
– Udało nam się w zeszłym roku zająć wszystkimi sprawami, które wtedy wpłynęły do sądu – zaznacza.
Sędzia Mitera uważa, że wiele zależy od samych sędziów.
– Sędziowie muszą być bardziej decyzyjni. Nawet najlepsze procedury nie pomogą, jeżeli będą unikali podejmowania decyzji. Poza tym zdarzają się osoby, które pod płaszczykiem niezawisłości migają się od pracy – tłumaczy Mitera, choć dodaje, że większość sędziów pracuje z dużym poświęceniem.
DGP zapytał MS, jakie zamierza podjąć działania, aby usprawnić pracę w sądach. Na odpowiedź nadal czekamy.

Najgorzej w rejonach

18 901 770 – tyle spraw prowadzonych było w sądach rejonowych w zeszłym roku. Tak wynika z odpowiedzi, jakiej na interpelację jednego z posłów udzieliła Anna Dalkowska, wiceminister sprawiedliwości. To ogromna liczba, która automatycznie przekłada się na średnią liczbę spraw przypadających na jednego sędziego rejonowego. A ta wynosi 2706.
Mniej pracy, co naturalne z uwagi na kognicję tych sądów, mają sędziowie okręgowi i apelacyjni. Ci pierwsi na koniec roku 2019 mieli w swoich referatach średnio po 405 spraw, a ci drudzy 284. Przy czym liczba postępowań prowadzonych w okręgach wyniosła 1 199 613, a w apelacjach – 153 139.
Te liczby przerażają, gdy porówna się je z danymi za 2017 r. Wówczas, jak wynikało z danych podawanych przez resort sprawiedliwości, na sędziego rejonowego przypadało prawie 996 spraw, na okręgowego – niemal 306, a na apelacyjnego – trochę ponad 212 spraw. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że dane za 2017 r. nie obejmują spraw rejestrowych, wieczystoksięgowych oraz postępowań toczących się przed e-sądem. W przypadku danych za zeszły rok nie zostało powiedziane, czy ujęto w nich właśnie tego typu sprawy. DGP zapytał o to resort sprawiedliwości. Na odpowiedź nadal czekamy.
Wrocławski sędzia Piotr Mgłosiek pytany o zaprezentowane przez wiceminister sprawiedliwości dane nie kryje zdziwienia. On bowiem nie zauważył aż takiego obciążenia pracą, jak by to wynikało z podanych liczb. Co jednak nie oznacza, że w jego wydziale pracy jest mało.
– Średnio w referacie sędziego karnego orzekającego w naszym sądzie, który nie jest sądem małym, jest ok. 500–600 spraw – podaje.
Gorzej jest w wydziałach cywilnych.
– Do sądów karnych trafia to, co podsyła prokuratura. A ona jest dość szczelnym sitem. Takiego sita nie ma w przypadku sądów cywilnych, gdzie wystarczy napisać nawet ręcznie jakieś pismo i zatytułować je pozew, by zadać sądowi pracę – tłumaczy wrocławski sędzia.
Poza tym, jak wynika z ministerialnych danych, to właśnie w wydziałach cywilnych jest największy problem z zapełnieniem etatów (patrz: infa).
Ilu sędziów nam brakuje / DGP

Świadomość i zamieszanie

Wzrost liczby spraw przypadających średnio na sędziego będzie musiał znaleźć odbicie w sprawności prowadzonych postępowań. Zdaniem sędziów winna jest zbyt rozbuchana kognicja sądów, z którą rządzący nic nie robią. Ale nie tylko.
– Z całą pewnością pozytywnie na wydajność sędziów nie wpływa trwające już od kilku lat zamieszanie wokół wymiaru sprawiedliwości – zauważa sędzia Mgłosiek. Ma tutaj na myśli m.in. spór dotyczący prawidłowości powoływania sędziowskiej części KRS. Jak dodaje, przyczyną sukcesywnego wzrostu liczby spraw wpływających do sądów może być także wzrastająca świadomość prawna obywateli.
– Ludzie, mimo tej całej nagonki prowadzonej względem sędziów, nadal traktują sądy jako remedium na wszelkie problemy – uważa wrocławski sędzia.

Wciąż wakaty

Na sprawność sądów negatywnie wpływa również trwający już od kilku lat problem wakatów. Jak podaje wiceminister Dalkowska, obecnie na obsadzenie czekają 804 etaty sędziowskie oraz asesorskie. Jednocześnie przyznaje, że jest to absolutny rekord na przestrzeni ostatnich pięciu lat. W okresie od 2015 do 2017 r. liczba wakatów kształtowała się bowiem w przedziale od 480 do 558. Przy czym wiceminister zaznacza, że w tych 804 wakatach mieszczą się 154 wolne stanowiska asesorskie, dla których procedura nominacyjna jest odmienna i gdyby je odliczyć, to nieobsadzonych etatów sędziowskich byłoby 687.
Skąd tak wysoka liczba? To oczywiście efekt wstrzymywania przez długi czas przez obecnego ministra sprawiedliwości konkursów na stanowiska sędziowskie. Teraz to się zmieniło, gdyż, jak zapewnia Anna Dalkowska, „bezzwłocznie podejmowane są czynności dotyczące spraw związanych z przydzielaniem wolnych stanowisk sędziowskich (…), w tym przygotowywanie obwieszczeń o wolnych stanowiskach sędziowskich.” Jednocześnie wiceminister zaznacza, że resort nie ma żadnego wpływu na obsadzenie poszczególnych stanowisk, a także na to, w jakim czasie to się dokona.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że proces zapełniania wakatów może trwać jeszcze dłużej, niż to ma miejsce obecnie. Jak wynika z danych przesłanych DGP przez biuro KRS, tylko w dwóch pierwszych miesiącach 2020 r. 115 osób wycofało swoje zgłoszenia do konkursu na wolne stanowisko sędziowskie. To sporo, biorąc pod uwagę, że w całym 2018 r. takich cofnięć było 227.
– Z całą pewnością to efekt wydania przez trzy połączone izby SN uchwały odnoszącej się do sędziów, którzy przeszli procedurę konkursową przed obecną KRS – uważa Mgłosiek. Z rozmów, jakie prowadzi z sędziami, wynika, że nie chcą oni, aby później przez całe zawodowe życie ich status był podważany tylko dlatego, że wzięli udział w konkursie prowadzonym przez kwestionowaną radę.
Inaczej interpretuje sytuację Maciej Mitera, rzecznik KRS.
– Trudno mi ocenić, jaki jest podstawowy powód dokonywania tych cofnięć. Ludzie decydują się na to z różnych powodów – zaznacza Mitera. Jego zdaniem zapełnienie wakatów to tylko kwestia czasu.
– Jestem pewien, że sędziowie będą się zgłaszać do konkursów. Sędziowie nie mogą przecież ulegać żadnej presji, zwłaszcza tej pochodzącej ze środowiska – zaznacza. Jego zdaniem bowiem to, że niektórzy wahają się, czy wziąć udział w konkursie, jest efektem nagonki, jaką organizują niektórzy przedstawiciele stowarzyszeń sędziowskich.
– Znam przypadki grożenia sędziom, że jeżeli wezmą udział w konkursie, to np. nie będzie się im podawać ręki – podaje przykład warszawski sędzia.