Czy po wejściu w życie nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego obywatel szybciej załatwi sprawę w sądzie? Raczej nie. Za to wielu spraw nie załatwi wcale.
Większość zmian jest nieprzemyślanych. Widać, że nad nowelizacją pracowali głównie sędziowie, niestety najprawdopodobniej ci, którzy najmniej orzekają – twierdzi Radosław Płonka, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga i ekspert prawny BCC.
– Można wyłuskać kilka ciekawych rozwiązań, ale generalnie mimo ogromu nowych przepisów olśniewającego rezultatu lepiej się nie spodziewać. To, co przyspieszą za pomocą punktowych zmian, spowolnią przez ogólny bałagan po wejściu w życie noweli – uważa dr Mariusz Bidziński, szef departamentu prawa gospodarczego w kancelarii Chmaj i Wspólnicy.
– Dobre intencje tu, niestety, nie wystarczą – komentuje Jan Kieszczyński, wspólnik w kancelarii Kocur i Wspólnicy.
Wszyscy mówią o projekcie nowelizacji k.p.c., którym właśnie zaczął zajmować się Sejm. Warto przytoczyć opis Ministerstwa Sprawiedliwości, które twierdzi, że „projekt dotyczy wprowadzenia kompleksowej reformy przewidującej usprawnienie, uproszczenie i przyspieszenie postępowań przed sądami w sprawach cywilnych, a także wprowadzenie wielu rozwiązań służących rozstrzyganiu znacznej części spraw już na pierwszej rozprawie i skrócenie drogi obywateli do sądów”.
Czy to się uda? Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, nie.
– Rzeczywistości nie da się zadekretować. Przewlekłość postępowań tylko w pewnym stopniu wynika z przepisów. W dużym zaś stopniu jest wynikiem wielu lat zaniedbywania wymiaru sprawiedliwości, uwzględniając w tym zakresie personel administracyjny, sędziów czy biegłych – spostrzega Jan Kieszczyński.
Wtóruje mu Radosław Płonka. Adwokat podkreśla, że wiara w to, iż uda się przyspieszyć sprawowanie wymiaru sprawiedliwości bez realnej zmiany w nim samym, jest naiwnością.
– Oczywiście można zapisać w kodeksie, że wyroki w części spraw powinny zapadać już na pierwszej rozprawie. Ale co z tego, skoro nie będzie to bezwzględny obowiązek? Będzie tak, jak jest – uważa mec. Płonka.
Skrajnie krytyczne zdanie o projekcie nowelizacji ma również prof. Elwira Marszałkowska-Krześ, jedna z czołowych w Polsce ekspertek od postępowania cywilnego. W swej opinii dla Krajowej Izby Radców Prawnych wskazuje ona, że na realne poprawienie jakości postępowań w sprawach cywilnych składać się powinny trzy elementy: zwiększenie nakładów na sądownictwo, w tym liczby etatów, dalsza informatyzacja, w tym digitalizacja akt sądowych, oraz solidna, całościowa kodyfikacja postępowania cywilnego.
– Przygotowany projekt tego nie zapewnia – uważa prof. Marszałkowska–Krześ. A co „zapewnia”? Jej zdaniem wiele iluzorycznych zmian. Te rozwiązania, które mogą przyspieszyć rozpoznawanie niektórych spraw, mogą być z kolei niezgodne z konstytucyjnie gwarantowaną obywatelom zasadą prawa do sądu. Przykład? Projektowany art. 1302a sprowadzający się do tego, że wnoszone przez fachowego pełnomocnika środki zaskarżenia, które nie zostały należycie opłacone, będą odrzucane bez wzywania do uiszczenia opłaty. W efekcie drobny błąd prawnika spowoduje, że przed obywatelem zamknie się droga do zaskarżenia np. orzeczenia albo jego roszczenie się przedawni.
– Oczywiste jest, że profesjonalny pełnomocnik nie powinien popełniać takich błędów. Ale jeśli się tak zdarzy, dlaczego projektodawca chce przerzucić pełną odpowiedzialność na obywatela? – zastanawia się Radosław Płonka.
Kolejny przykład: przepisy o nadużyciu prawa procesowego. Ministerstwo Sprawiedliwości – zgodnie zresztą z rzeczywistością – spostrzegło, że jedną z przyczyn przewlekłości postępowań jest to, że niektórzy za wszelką cenę je chcą przedłużać. Nie brakuje też pieniaczy, którzy z każdą sprawą idą do sądu. Zgodnie z projektowanym art. 41 k.p.c. z uprawnienia przewidzianego w przepisach postępowania stronom i uczestnikom postępowania nie będzie wolno czynić użytku niezgodnego z celem, dla którego je ustanowiono. I przykładowo art. 531 będzie przewidywał, że w aktach pozostanie, bez dalszych czynności, wniosek o wyłączenie sędziego oparty jedynie na okolicznościach związanych z rozstrzygnięciem przez sąd o dowodach lub złożony po raz kolejny, jeśli nie przywołano nowych okoliczności. Projektowany art. 1861 k.p.c. z kolei przewiduje możliwość zwrotu pisma wniesionego jako pozew bez wzywania do usunięcia braków, jeżeli z jego treści nie wynika żądanie rozpoznawania sprawy.
– Intencja projektodawcy jest słuszna. Wykonanie nie najlepsze. W pełni popieram walkę z pieniactwem sądowym oraz (jeszcze goręcej) ze sztucznym przedłużaniem postępowań. Sęk w tym, że władza przekazywana sędziom jest zbyt duża, a co za tym idzie, w mniej sprawnych rękach doprowadzi do naruszenia art. 45 ust. 1 konstytucji – uważa dr Mariusz Bidziński.
Podobnie twierdzi prof. Elwira Marszałkowska-Krześ. W swej opinii dla KIRP wskazuje, że „niepokojącym jest niedookreślony desygnat zwrotu «czynienie przez stronę użytku niezgodnie z celem, dla którego je ustanowiono». Może być różnie interpretowany, jako niezwykle ocenny, co wiąże się z niebezpieczeństwem naruszenia gwarancji przestrzegania przez sąd przepisów postępowania”. Sąd w ramach swej dyskrecjonalnej władzy będzie więc mógł pozbawić stronę przysługujących jej uprawnień na podstawie jedynie własnej oceny, co jest nadużyciem, a co nim nie jest.
Kontrowersje wśród prawników budzą przepisy dotyczące organizacji przymusowego posiedzenia organizacyjnego.
– Proponowane przymusowe posiedzenia organizacyjne i plan rozprawy mogą pomóc, jednak rzetelne przygotowanie postępowania wymaga zarówno od sądu, jak i od pełnomocników, profesjonalizmu, którego przepisami wprowadzić się nie da. W praktyce tempo postępowania będzie zależało (podobnie jak dzisiaj) od podejścia do sprawy konkretnego sędziego i czasu, jaki może na nią przeznaczyć – zaznacza Jan Kieszczyński. A bardziej sceptyczny Radosław Płonka podkreśla, że przecież już dziś dobrzy sędziowie na pierwszej rozprawie urządzają swoistego rodzaju „posiedzenie organizacyjne”.
– Nie widzę więc potrzeby wpisywania tego do ustawy. Tym bardziej że można przypuszczać, iż u mniej zorganizowanych orzekających doprowadzi to jedynie do wydłużenia postępowania, gdyż nic nie wyjdzie z planowania rozpraw, a będzie trzeba się spotkać o jeden raz więcej – zauważa mec. Płonka.
Jego zdaniem rozwiązanie większości bolączek sądownictwa jest proste.
– Wystarczyłoby obsadzić wolne wakaty sędziowskie oraz znaleźć w budżecie 1 mld zł na podwyżki dla obsługi sekretarskiej i asystenckiej w sądach. To rozwiązałoby większość kłopotów – twierdzi prawnik.
Dwa tygodnie temu informowaliśmy w DGP, że sądy zgłaszają braki kadrowe rzędu 700 wakatów orzeczniczych. Tymczasem gdy jeszcze w 2016 r. nominacje sędziowskie otrzymało 475 osób, to w 2018 r. prezydent zdecydował się powołać jedynie 38 sędziów sądów powszechnych. Fatalnie jest również z asystentami. Wysokość płac w większych miastach – część asystentów zarabia mniej niż kasjerzy w dyskontach – powoduje, że brakuje chętnych do pracy. Prezesi zaś nie zwalniają pracowników, z których są niezadowoleni, wiedząc, że może być trudno zapełnić wakat.
I wreszcie pytanie o to, czy w ogóle obecny kodeks postępowania cywilnego wytrzyma kolejną tak poważną reformę. Jan Kieszczyński wskazuje, że już teraz jest on nieczytelny, a będzie jeszcze gorzej.
– Liczba przepisów numerowanych indeksami górnymi, i to przepisów istotnych, stosowanych w każdej sprawie, będzie bardzo duża – zauważa. I dodaje, że być może dojrzeliśmy do nowego kodeksu, którego uchwalenie byłoby nowym otwarciem w sposobie organizowania procesów cywilnych w Polsce.
Kto jednak miałby go przygotować? Komisję kodyfikacyjną ministerstwo rozwiązało w ciągu 10 min. w grudniu 2015 r. Zapowiedziało, że powstanie niebawem jedna duża komisja kodyfikacyjna, podzielona sektorowo. Minęły ponad trzy lata. Komisji nie ma. Duża reforma kodeksu jednak będzie. Napisana w ministerstwie i dość jednomyślnie krytykowana przez tych, którzy dni spędzają nie za biurkiem, lecz w sądach.