Rozpoznanie sprawy przez sąd kosztuje obywatela zbyt wiele. Ale dla korporacji stawki powinny wzrosnąć. Resort kierowany przez Zbigniewa Ziobrę przymierza się do długo oczekiwanej nowelizacji ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 623).
/>
Potwierdza to wiceminister Marcin Warchoł w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich.
„W chwili obecnej trwają analizy oraz opracowywane są koncepcje ewentualnych zmian” – odpowiedział dr Warchoł, zaznaczając, że ostateczny kształt nowelizacji nie jest jeszcze znany. My jednak dotarliśmy do założeń.
Reforma dla bogatych
Z informacji DGP wynika, że rozważane są różne koncepcje. Przy czym jest jedna wiodąca, której uchwalenie jest najbardziej prawdopodobne. Jak wygląda?
Minister Marcin Warchoł zaznacza, że trzeba wyjść od tego, iż koszty sądowe są daniną publicznoprawną. Stanowią one swoisty ekwiwalent za realizowaną przez państwo usługę polegającą na wymierzaniu sprawiedliwości. Rzecz w tym, co dostrzegł resort, że konstruowanie zbyt szerokich zwolnień od kosztów albo za niskich opłat prowadzi do zwiększania liczby spraw w sądach powszechnych. Ludzie kierują sprawę do sądu nawet w błahych sprawach. Bo jest to tanie.
Ministerstwo chce więc wprowadzić zmiany. Tajemnicą poliszynela jest, że ze strony kierownictwa nie ma zgody na to, aby ucierpiał na nich choć jeden niemajętny obywatel. Dobrze by było w jego ocenie nawet, gdyby niektórzy płacili mniej niż obecnie. Jak więc zmniejszyć liczbę spraw w sądach lub choćby zwiększyć dochody budżetowe? – Są banki, duże firmy pożyczkowe, wielkie korporacje. W porównaniu do swoich możliwości ekonomicznych płacą za wymiar sprawiedliwości bardzo mało. Nie ma powodu, by zamiast nich wydatki te ponosiło państwo – słyszymy od jednego z przedstawicieli MS.
Urzędnicy wierzą, że podwyższenie opłat dla dużego biznesu, w tym przede wszystkim dla tego, który pozywa głównie konsumentów – czyli przede wszystkim sektora finansowego – mogłoby wywołać też pozytywny skutek w postaci większej skłonności przedsiębiorców do dogadywania się z dłużnikami.
– Nie z każdą sprawą trzeba iść do sądu. Biznesem żądzą jednak pieniądze, więc jeśli postępowanie sądowe jest szybsze i tańsze niż mediacja, trudno się dziwić, że tę drogę wybierają przedsiębiorcy – mówi nam urzędnik resortu.
Mieszane uczucia
Z chęci nowelizacji zadowolone jest środowisko sędziów. Zabiegają oni bowiem o rzetelny przegląd ustawy o kosztach sądowych od dawna. A przy okazji zmian postulowanych przez resort można by przecież poprawić wiele innych regulacji.
– Jaki sens ma np. różnicowanie opłaty w różnych sprawach na 200 lub 300 zł? – zastanawia się Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Jego zdaniem przed resortem stoi poważne wyzwanie, gdyż z jednej strony oczywiście opłaty sądowe nie mogą być zbyt wysokie – zostałoby to uznane za pozbawianie konstytucyjnie gwarantowanego prawa do sądu. Z drugiej zaś powinny one stanowić barierę przed pochopnym wytaczaniem powództw. – Mało kto wie, że w Polsce można przeprowadzić sprawę sądową w postępowaniu upominawczym za 7,50 zł, w której sam koszt przesyłek sądowych opłacanych przez sąd jest wyższy – opowiada sędzia.
Nie wszyscy jednak są zadowoleni z pomysłu powstałego w MS. Z oczywistych względów pełni obaw są przedsiębiorcy. Najbardziej ci z branży pożyczkowej.
– Generalnie mogę powiedzieć, że nie zgadzamy się na nieproporcjonalnie lub nadmierne obciążenia finansowe dla przedsiębiorców – podkreśla Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych. – Chyba że wpłynęłyby one systemowo na istotne odciążenie konsumentów i wzrost efektywności sądów – dodaje. I zaznacza, że mimo to ogólną regułą powinno być, że strony kontraktu w wymiarze sądowym są sobie równe.
– Jeżeli celem byłaby tylko forma ukrytego podatku dla wybranych przedsiębiorców, to budzić to będzie nasze głębokie wątpliwości. Koszty przez nich ponoszone w związku z prowadzonym postępowaniem są przecież takie same w przypadku, gdy powodem jest konsument i gdy powodem jest przedsiębiorca – konkluduje prezes Ryba.