Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej
Co środowisko sędziowskie myśli o planowanej reformie Krajowej Rady Sądownictwa. Spytaliśmy o to jego przedstawicieli.
Co środowisko sędziowskie myśli o planowanej reformie Krajowej Rady Sądownictwa. Spytaliśmy o to jego przedstawicieli.
Zbigniew Ziobro zapowiedział, że jego resort zaproponuje wiele pomysłów na zreformowanie wymiaru sprawiedliwości. Nie jest tajemnicą, że obecna władza żyje ze środowiskiem sędziowskim jak pies z kotem. Dlatego też jednym z głównych elementów reformy może być chęć zmiany modelu reprezentacji sędziów. Ten opierający się na Krajowej Radzie Sądownictwa, w której zasiadają przede wszystkim sędziowie wyższych instancji, zdaniem Ziobry się nie sprawdza. Gdy jednak rozmawiamy z sędziami, okazuje się, że w swoich opiniach bardzo podzielone jest samo środowisko. Niektórzy orzekający w działaniach rady widzą nieustanny akt odwagi. Inni z kolei kpią, że jedyne, co dobrze wychodzi jej członkom, to zdjęcia.
Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości, sędzia
Biuro karier – to alternatywna nazwa Krajowej Rady Sądownictwa, która funkcjonuje w środowisku sędziowskim nie od dziś. To skojarzenie ma swoje przyczyny, poczynając od tego, że rada najwięcej czasu poświęca właśnie rozpatrywaniu kandydatur na stanowiska sędziowskie. To oczywiście jej zadanie ustawowe i ciężko byłoby czynić z tego jakikolwiek zarzut, gdyby nie fakt, że jej wybory nierzadko wywołują wątpliwości. Skąd one się biorą? Ano stąd, że rada swoich uchwał w przedmiocie przedstawienia prezydentowi kandydatur na sędziów nie uzasadnia w klarowny i zrozumiały dla wszystkich sposób. Z ich treści nie dowiemy się, dlaczego w sytuacji, gdy było kilku lub kilkunastu kandydatów, wybrano właśnie tego, a odrzucono wszystkich innych. Nie wiemy, w czym okazał się on lepszy od pozostałych, bowiem dokonań tych pozostałych się nie opisuje. Możemy co najwyżej się dowiedzieć, jakie ów uznany za najlepszego kandydat ma osiągnięcia. To budzi podejrzenia. Sam kilka lat temu byłem świadkiem awantury na zgromadzeniu sędziów wybierających członków rady dotyczącej decyzji kadrowej odnoszącej się do okręgu łódzkiego. Środowisko sędziów łódzkich uważało, że KRS zignorowała całkowicie ich opinię, wybierając o wiele gorszego kandydata na stanowisko sędziego SO w Łodzi zamiast lepszego, któremu jednoznacznie udzielono środowiskowego poparcia. Takich przypadków zbiorowego wyrażania niezadowolenia z decyzji rady było o wiele więcej, by przywołać choćby niedawną uchwałę sędziów okręgu przemyskiego. Z pewnością byłoby ich mniej, gdyby uzasadnienia uchwał tłumaczyły, dlaczego kandydat X jest lepszy od kandydata Y. Brak transparentności zawsze wzbudza podejrzenia. Tak więc taki sposób uzasadnienia wyborów personalnych z całą pewnością bije w wizerunek rady.
Kolejnym polem działalności KRS, z którego rada nie do końca się wywiązuje, jest uchwalanie zbioru zasad etyki i czuwanie nad ich przestrzeganiem. Zostały one uchwalone przez radę 13 lat temu i są bardzo ogólne. To powoduje, że zbiór ten jest mało przydatny dla sędziów – próżno w nim szukać jasnej odpowiedzi na pytanie o to, co jest im dozwolone, a co nie. A to przecież niezwykle istotne dla sędziów, gdyż naruszenie zasad etyki naraża ich na odpowiedzialność dyscyplinarną. I to nie jest tylko opinia samego środowiska, ale także GRECO, która wytknęła nam, że zasady etyczne obowiązujące sędziów nie spełniają standardów wyznaczonych przez Radę Europy. A to właśnie dlatego, że są one zbyt ogólne.
Wreszcie nie sposób nie odnotować widocznej w działalności KRS wyraźnej niechęci do sięgania po takie narzędzia jak lustracja czy też wizytacja. Tymczasem czasami aż się prosi, aby – np. w obliczu doniesień medialnych – to właśnie rada, a nie np. minister sprawiedliwości czy prezes sądu wyższego, sprawdziła, czy w danym sądzie źle się nie dzieje.
Bartłomiej Starosta, sędzia Sądu Rejonowego w Sulęcinie
Krajowa Rada Sądownictwa ma stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Niestety jest spora grupa sędziów, którzy przekonali się, że rada nie zawsze wywiązuje się z tego obowiązku. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia cztery lata temu, kiedy to sędziowie ze zlikwidowanych na skutek reformy Gowina małych sądów powstrzymali się od orzekania. Nastąpiło to po uchwale Sądu Najwyższego w sprawie III CZP 46/13, w której stwierdzono, że decyzje podjęte przez wiceministra o przeniesieniu sędziów na inne miejsce służbowe były wadliwe (bezprawne) i postępowania przez nich prowadzone będą dotknięte nieważnością. Wówczas minister sprawiedliwości twierdził, że sędziowie powinni orzekać, a prezesi niektórych sądów podejmowali działania mające na celu przymuszenie sędziów do orzekania. Co prawda Krajowa Rada Sądownictwa dwukrotnie zabrała głos i słusznie podkreśliła, że omawiana kwestia jest objęta konstytucyjną gwarancją niezawisłości sędziowskiej, ale już na niedozwolone działania prezesów wobec sędziów w żaden sposób nie zareagowała. Do KRS, jako organu, którego obowiązkiem jest stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, kierowane były przez sędziów zawiadomienia o udokumentowanych działaniach prezesów, którzy np. próbowali powierzyć sędziom zadania asystentów, niejednokrotnie połączone z obowiązkiem ich wykonywania w innym mieście. KRS nie udzieliła odpowiedzi w tych sprawach. Prezesi, o których mowa, dotrwali do końca swoich kadencji, a jeden z nich został nawet uhonorowany przez ministra sprawiedliwości medalem za zasługi dla polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Należy więc postawić pytanie, co w sytuacji naruszenia niezawisłości może zrobić sędzia, skoro organ konstytucyjny, strażnik niezależności sądów i niezawisłości sędziów, nie zadziałał. Rozwiązaniem tego problemu może być istotne zwiększenie w składzie Krajowej Rady Sądownictwa liczby szeregowych sędziów, ale takich, dla których członkostwo w tym organie nie będzie tylko celem samym w sobie czy też istotnym etapem w ich dalszej karierze.
Dlatego też sporym zaskoczeniem była dla mnie niedawno przeczytana wypowiedź rzecznika KRS Waldemara Żurka, jakoby członkami Krajowej Rady Sądownictwa powinni być silni, lokalni liderzy. W skład tego gremium wchodzą przeważnie prezesi sądów, więc zapewne to ich rzecznik KRS miał na myśli. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że są tacy liderzy, ale to wyjątkowe sytuacje. Taki lider jest przecież kłopotliwym podwładnym prezesa wyższego szczebla sądownictwa, szczególnie gdy ma zapewnione wsparcie innych sędziów. Lepszy z punktu widzenia prezesa nadzorcy jest podwładny, który bezrefleksyjnie wykonuje jego polecenia, a najlepszy taki, który sam przewiduje, jakie działania mogą sprawić zwierzchnikowi satysfakcję. Oczywiście decydujące są tu cechy osobowościowe i niektórzy prezesi czują się bardziej lojalni wobec swojego zwierzchnika, a dla innych priorytetem jest lojalność wobec sędziów.
Sędzia sądu rejonowego z województwa dolnośląskiego
Petru, Żurek i Ogórek. Tak w największym skrócie opisałbym miejsce, które obecnie – niestety na własne życzenie – zajmuje Krajowa Rada Sądownictwa. Czyli gdzieś pomiędzy osobami jednoznacznie kojarzonymi z polityką.
Od kilku lat jestem sędzią. Spory polityczne w ogóle mnie nie interesują. Nigdy nie interesowałem się polityką. Zawsze tylko prawem i historią. Już od pierwszej klasy liceum wiedziałem, że chcę być sędzią. I nim zostałem. Myślałem, że do orzekania trafiają głównie ci, którzy pasjonują się właśnie prawem. A okazało się, że główną pasją niektórych sędziów jest polityka oraz to, by jak najczęściej i jak najkorzystniej prezentować się w mediach.
Gdy słyszę Waldemara Żurka, który mówi, że głos sędziów musi być dobrze słyszalny w debacie publicznej, to robi mi się niedobrze. Bo tak jak zgadzam się, że rzetelna debata publiczna wymaga udziału w niej środowiska sędziowskiego, tak chyba z rzecznikiem Żurkiem inaczej pojmujemy rolę sędziów w tej debacie. Krótko mówiąc, powinniśmy poziom dyskursu zawyżać, a nie zaniżać; ewentualnie w najlepszym razie prezentować się identycznie jak posłowie obrzucający się wzajemnie błotem.
Gdy widzę przedstawiciela KRS w telewizji, to, daję słowo, gdybym człowieka nie znał z ekranu – pomyślałbym, że to taki sam polityk jak wszyscy inni, którzy okupują studia telewizyjne.
Z ubolewaniem przyjmuję, że KRS zaczęła tańczyć tak, jak jej politycy grają. Jeśli minister sprawiedliwości przyłoży z lewej – to sędzia Żurek (jak mniemam, występujący w imieniu ogółu organu) się odwinie z prawej. A w oczach społeczeństwa naprawdę nie ma żadnego znaczenia, kto zaczął spór i kto ma w nim rację. Wszyscy widzą jedynie, że dwóch dorosłych facetów się kłóci jak małe dzieci.
Czytałem też w DGP polemikę autorstwa sędziego Żurka z jednym z waszych tekstów. Zamiast zbijać merytorycznie zarzuty podniesione przez autorkę artykułu, postanowił ją personalnie zaatakować. Zarzucał jej między innymi to, że dawniej pracowała w tabloidzie. Przecierałem oczy ze zdumienia, że rzecznik KRS mógł coś takiego napisać i jeszcze wysłać to do gazety.
Jestem zdecydowanie przeciwny takiemu pojmowaniu walki o niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Nasi reprezentanci nam takim działaniem jedynie szkodzą, zamiast pomagać.
Jednocześnie jest mi szalenie przykro, że w ostatnich miesiącach rozpoczęła się nagonka na prawników. Władza i media atakują adwokatów, komorników, notariuszy i niestety również sędziów. Prawnicy są łatwym celem, bo kojarzą się w społeczeństwie z wysokimi zarobkami i ego zdecydowanie przewyższającym intelekt.
Kilka razy w ostatnim czasie spotkałem się na sali sądowej z aluzjami dotyczącymi mojej uczciwości oraz tego, że orzekam politycznie – cokolwiek miałoby to znaczyć przy zajmowaniu się sprawami dotyczącymi sprzeciwów od nakazów zapłaty na kilkaset złotych.
Co może z tym problemem, który zaczyna realnie dotykać sędziów, zrobić KRS? Nie wiem. Na pewno jednak złym pomysłem jest umawianie się na kolejny wywiad z Moniką Olejnik.
Sędzia sądu okręgowego z Warszawy
Krajowa Rada Sądownictwa jest bardzo potrzebna wszystkim i uważam, że jak na swoje niewielkie możliwości działania radzi sobie całkiem przyzwoicie. Sędziowie potrzebują silnego, dobrze zorganizowanego zaplecza organizacyjnego. Prawda jest taka, że większość jedynie narzeka, a mało jest chętnych do działania. Tym bardziej teraz, gdy objawiła nam się dobra zmiana, której jednym z naczelnych planów jest zupełnie nowe otwarcie, czyli zastąpienie wszystkich „starych” sędziów nowymi, posłusznymi.
Czy KRS to zamknięta klika? Oczywiście, że tak. Czy radą rządzą spółdzielnie? Oczywiście, że tak. Ale na Boga, komu to przeszkadza? Co najwyżej drugiej spółdzielni, która chciałaby zastąpić tę pierwszą. Dla przeciętnego sędziego nie ma zupełnie żadnej różnicy, czy w składzie rady będą ludzie z Poznania, czy z Gdańska. Dopóki głos KRS będzie donośny, dopóty wszyscy powinni być zadowoleni. Nie powinno też dla nikogo mieć znaczenia, czy w radzie będą sędziowie z sądów rejonowych, czy z sądów apelacyjnych. Mówienie, że ten drugi nie zna problemów tych pierwszych, to głupota. Oczywiście, że zna. Co najwyżej nie chce ich rozwiązać albo nie wie, jak to zrobić.
Ale mam też pewne zastrzeżenia do KRS. Każdy przecież wie, że na pomoc ze strony polityków nie ma co liczyć, więc sędziowie muszą zadbać sami o siebie. A i warunki pracy, w tym obskurne, zbyt małe pokoje, które nie widziały remontu od lat, i warunki płacy jak na odpowiedzialne zadanie są fatalne. Nie dostrzegam tu intensywnych zabiegów KRS zmierzających do zmiany tej sytuacji, i o to do jej członków mam żal. Bo moim zdaniem niezawisłość sędziowska jest przereklamowana. Oczywiście, że żaden sędzia nie chce być nękany z tego powodu, że orzekł tak, a nie inaczej. Ale o wiele ważniejsze jest dla niego to, czy wróci do domu przed kolacją i czy może synowi kupić nową deskorolkę. Bo sędzia też jest człowiekiem i pracuje jednak przede wszystkim dla pieniędzy oraz swojej satysfakcji, a nie dla zbawiania świata. W ostatnim czasie zaś niestety w KRS nastąpiło odchylenie wajchy w kierunku walki o konstytucyjne prawa i wolności oraz trójpodział władzy.
Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie
Wiele negatywnych opinii na temat Krajowej Rady Sądownictwa wynika z niezrozumienia jej roli. KRS nie jest bowiem, jak się niektórym sędziom wydaje, samorządem sędziowskim, który zawsze i za wszelką cenę będzie bronił wszystkich sędziów. KRS jest konstytucyjnym organem z jasno określonymi zadaniami do wykonywania. I moim skromnym zdaniem wywiązuje się z tych obowiązków właściwie.
Po pierwsze, rada stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. I proszę zwrócić uwagę, jak wiele w tym zakresie robimy. Niektórzy złośliwi mówią, że Żurek się lansuje w mediach. No cóż, na tym stanowisku trzeba mieć grubą skórę. W mediach przedstawiam stanowiska rady. I jeżeli niektórzy widzą mnie dzień w dzień w telewizji, prasie czy słyszą w radiu, to pokazuje jedynie, jak aktywna jest rada. To potwornie ciężka praca. Ale takie dostałem zadanie do wykonania i podchodzę do tego z pełnym zaangażowaniem. Najważniejsze, że mogę przekazać społeczeństwu głos sędziów i często odeprzeć brutalne ataki na sądy. No i jak dzisiaj nie zabierać głosu w sprawie orzeczeń TK, gdy to my mamy stosować to prawo wobec obywatela? Musimy wiedzieć po pierwsze, co stosować, a po drugie mamy wręcz obowiązek stosować to prawo w zgodzie z konstytucją.
W ostatnim czasie ta funkcja jest szczególnie istotna. Środowisko sędziowskie spotyka się z bezpardonowymi atakami ze strony polityków, w tym niestety także Ministerstwa Sprawiedliwości. Część z tych ataków dotyczy ogólnie sędziów, ale są też wymierzone indywidualnie w konkretnych orzekających. I wtedy KRS zdecydowanie reaguje. Nie było przypadku, byśmy nie chronili sędziego przed zakusami przedstawicieli władzy wykonawczej czy ustawodawczej, gdy narusza ich niezawisłość czy nawet uderza w godność.
Wystarczy zresztą spojrzeć na ostatni sondaż IBRiS z 1 września, by zobaczyć, komu Polacy przyznają rację w sporze, który został wykreowany przez polityków oraz – co stwierdzam ze smutkiem – niektórych sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości. Otóż sądom ufa 44 proc. Polaków, rządowi 27 proc., a parlamentowi zaledwie 22 proc. To oznacza, że przeciętnemu sędziemu ufa dwukrotnie więcej Polaków niż przeciętnemu politykowi. Wydaje mi się, że to też efekt prezentowania stanowisk KRS w mediach. Mówiąc inaczej, my nie wdajemy się w konflikt polityczny, lecz staramy się pokazać obywatelom, jak naprawdę wyglądają niektóre sprawy. I, patrząc na wskazany sondaż, idzie to całkiem nieźle.
Drugie istotne zadanie KRS to ochrona poszczególnych sędziów wewnątrz środowiska. Zdarzają się przecież przypadki, gdy ktoś czuje się szykanowany we własnym wydziale czy sądzie. Gwarantuję, że w każdej takiej sytuacji, o której się dowiemy, rada interweniuje. Nawet delegujemy sędziów, którzy jadą na miejsce, badają problem, rozmawiają, sporządzają dla rady raport. Ogrom tej pracy dostrzegają tylko ci, którzy potrzebowali pomocy, ale to szalenie istotna rola rady. I tu także się z zadania wywiązuje właściwie. Ale o tym nie mówi zbyt głośno.
Ubolewam nad tym, że wielu krytykujących KRS sędziów czyni to anonimowo. Zachęcam, by wypowiadali się pod nazwiskiem. Wówczas rozmowa staje się łatwiejsza. Z anonimem trudno rozmawiać. Pamiętam czasy, gdy byłem młodym sędzią i zawsze słowa krytyki, także pod kierunkiem KRS, wypowiadałem pod nazwiskiem. Głosy o ewentualnych szykanach za krytykę to zupełne nieporozumienie. Nigdy nie zdarzyło się, by ktoś nie awansował na wyższe stanowisko dlatego, że skrytykował radę. Zadziwia mnie, że są osoby, które swoje zawodowe porażki próbują przerzucić na innych.
Dwie główne grupy krytykujących nasze poczynania to po pierwsze niektórzy sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy – mówiąc szczerze – przynajmniej w części wybrali karierę bardziej polityczną niż sędziowską (bo przecież nie orzekają, w przeciwieństwie do sędziów zasiadających w KRS). Jakoś nie przeszkadza im, jak zastępują swojego ministra, zasiadając w ławach rządowych i wspierając swoją osobą tych, którzy potrafią bezpardonowo zaatakować sądy. Druga grupa to ci, którzy obwiniają radę za swoje niepowodzenia. Gdy bowiem widzę, że radę krytykują osoby, które 20–30 razy ubiegały się o awans i zawsze wszystkie gremia je oceniające uznawały kandydatury za słabe czy przeciętne, to z całym szacunkiem, ale problem jest raczej w tych sędziach, a nie w samej radzie.
Proszę też zwrócić uwagę na to, że jeśli w postępowaniu na jedno miejsce do obsadzenia jest 20 kandydatów, to zawsze 19 niewybranych będzie niezadowolonych. I część z nich przyczyny niepowodzenia będzie szukała w tych, którzy oceniali kandydatury, w tym w KRS. Oczywiście mamy czasem tak, że jest kilku dobrych, i wtedy z ogromnym smutkiem, ale musimy wybrać tego, kto według nas jest najlepszy. Rada to 25 osób, też politycy. Polaryzacja i walka o to, kto jest najlepszy, jest czasem dramatyczna.
Rada pełni też szalenie istotną rolę dotyczącą spraw dyscyplinarnych. Ma bowiem możliwość odwoływania się od wyroków sądów dyscyplinarnych pierwszej instancji. I tu wracamy do stwierdzenia, że niektórzy mylą rolę KRS, która wcale nie jest samorządem sędziowskim. W efekcie są osoby oczekujące, że zawsze będziemy stawali po stronie sędziów. A prawda jest taka, że my mamy stawać po stronie sprawiedliwości i bronić wtedy, gdy sędzia jest niesłusznie atakowany albo orzeczenie dyscyplinarne naszym zdaniem niesłuszne. Rada każdorazowo ocenia przypadek i zwraca uwagę choćby na to, z czego wziął się problem. Jeżeli sędzia jest leniwy czy wulgarny – KRS nie jest od tego, by go bronić od odpowiedzialności za swoje czyny bądź zaniechania. Ale jeśli błędy wynikały z przemęczenia, to oczywiście będziemy stawali w obronie sędziów. Podam jeden przykład, którym niedawno się zajmowaliśmy. Otóż pewien sędzia miał zaległości w pisaniu uzasadnień, i to dość znaczne. Ale gdy zagłębiliśmy się w sprawę, okazało się, że ten człowiek przychodził o 4 nad ranem do pracy, a wychodził z niej grubo po 20. Cały czas intensywnie pracował, załatwiał masę spraw, ale zadań mu przybywało, a nie ubywało. Został ukarany za to, że zrzucano na jego barki pracę, której nikt by nie podołał. I właśnie tu objawiła się rola KRS, która miała możliwość odwołania się od wyroku sądu dyscyplinarnego. Może realizacja takich zadań jest mniej spektakularna niż krzyki niektórych sędziów polityków, że w KRS zasiadają „pałacowi”, nieznający życia sędziowie.
Czy to znaczy, że KRS jest idealna? Nie, nie jest. Popełniamy błędy jak wszyscy, którzy coś robią. Po pierwsze, do niedawna obowiązywał wyjątkowo niefortunny regulamin, którego efektem było to, że czasem spośród dwóch świetnych kandydatów do awansu nie wybierano żadnego. Wynikało to z rozkładu głosów. Taka sytuacja była oczywiście absurdalna. Ale już to zmieniliśmy i teraz sytuacja, gdy mamy znakomitych orzekających i przepadają oni w głosowaniach wyłącznie wskutek niefortunnej procedury, to przeszłość. Mam jednak kilka wyrzutów sumienia, że były sądy, gdzie nie obsadziliśmy miejsca, pomimo że według mnie była osoba, która się do tego nadawała. Ale rada to zespół osób i trzeba także umieć się z tym pogodzić, że nie zawsze uda się przekonać wszystkich. Dobrze, że nad naszymi uchwałami czuwa jeszcze Sad Najwyższy, gdzie wszyscy niezadowoleni mogą się odwołać.
Po drugie, KRS bierze udział w opiniowaniu projektów aktów legislacyjnych. Czasem nasze opinie są dość płytkie. Oczywiście mamy tu usprawiedliwienie, bo dostajemy setki dokumentów miesięcznie, a wyznaczone terminy na przekazanie opinii są bardzo krótkie – ale prawda jest taka, że musimy to poprawić, bo wypada, aby analiza prawna tak ważnych dokumentów, jak projekty aktów prawnych, dokonywana przez KRS zawsze była na takim poziomie czy stopniu szczegółowości, jak byśmy chcieli.
/>
Po trzecie, środowisko sędziowskie jest dość konserwatywne, przynajmniej jeśli chodzi o korzystanie z mediów społecznościowych. KRS także. Trzeba to zmienić. Mamy XXI wiek i jeśli jakaś instytucja nie wykorzystuje intensywnie do swoich działań komunikacyjnych Facebooka czy Twittera – to najzwyczajniej w świecie popełnia błąd. My właśnie w to weszliśmy. Trochę za późno.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama