Jeśli zamawiający nie będą wprowadzać wymogów związanych z zatrudnieniem, to naruszą bezwzględnie obowiązujące przepisy ustawy. Urząd Zamówień Publicznych w prowadzonych kontrolach będzie zwracał uwagę na te kwestie.
Jeśli zamawiający nie będą wprowadzać wymogów związanych z zatrudnieniem, to naruszą bezwzględnie obowiązujące przepisy ustawy. Urząd Zamówień Publicznych w prowadzonych kontrolach będzie zwracał uwagę na te kwestie.
/>
Wchodząca w czwartek w życie nowelizacja przepisów o zamówieniach publicznych (Dz.U. z 2016 r., poz. 1020) ma, poza implementacją prawa unijnego, poprawić jakość polskich przetargów. Z jakimi regulacjami wiąże pani największe nadzieje?
Ważne są zmiany dotyczące kryteriów oceny ofert. Po wielu latach obowiązywania przepisów regulujących udzielanie zamówień publicznych nadszedł czas, by przy wydawaniu publicznych pieniędzy większy nacisk położyć na jakość, a nie tylko na cenę. Z jednej strony nowe regulacje powinny zlikwidować pewien automatyzm w stosowaniu kryteriów pozacenowych, bo przecież nie chodzi o to, by wpisywać je do specyfikacji tylko dlatego, że tak nakazują przepisy. Z drugiej zaś mam nadzieję, że gdy kryteria inne niż cena będą już stosowane, to w taki sposób, by rzeczywiście osiągnąć jak najlepszy efekt, czyli jakość lub innowacyjność zamawianego produktu czy usługi.
W powszechnym odbiorze pokutuje opinia, że nowelizacja jeszcze większy nacisk kładzie na stosowanie pozacenowych kryteriów, bo będą one musiały mieć co najmniej 40 proc. wagi. Tymczasem pani mówi, że kończy ona z automatyzmem w stosowaniu pozacenowych kryteriów.
Tak, bo choć nowe brzmienie art. 91 ust. 2a ustawy – Prawo zamówień publicznych rzeczywiście wprowadza limit wagowy, jeśli chodzi o stosowanie kryterium ceny, to jednocześnie wiele osób nie zauważa alternatywy zawartej w tym przepisie. Zamawiający może bowiem wybierać ofertę na podstawie ceny, o ile określi standardy jakościowe odnoszące się do wszystkich istotnych cech przedmiotu zamówienia oraz wykaże, w jaki sposób uwzględnił koszty życia produktu. Innymi słowy, teraz zamawiający będą mieli wybór: albo dobrze opiszą przedmiot zamówienia, zwracając uwagę na jego jakość, albo też zastosują inne niż cena kryteria oceny ofert, co również ma pozwolić na osiągnięcie efektu lepszej jakości. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie ukróci praktykę stosowania pozacenowych kryteriów pro forma, tylko po to, by wypełnić obowiązek ustawowy.
Podejrzewam jednak, że dla wielu łatwiejsze może być stosowanie pozacenowych kryteriów. I tu pojawia się problem, gdyż (jak pokazują dane za 2015 r.) najczęściej stosowane były te, które najmniej dają, czyli termin realizacji zamówienia i okres gwarancji. A nowelizacja nie zmusza do stosowania innych, bardziej racjonalnych kryteriów.
Rzeczywiście, zastosowanie kryterium „termin realizacji zamówienia” zwykle jest sposobem na proste wypełnienie dotychczas obowiązującej regulacji w zakresie kryteriów pozacenowych. Trzeba jednak mieć świadomość, że same przepisy niczego nie rozwiążą. Bez wątpienia niezwykle istotne jest kształtowanie dobrej praktyki w tym zakresie. UZP angażuje się w tego rodzaju działania i będzie to czynić jeszcze bardziej efektywnie, pokazując przykładowo, jakie kryteria mogą być stosowane. Myślę bowiem, że wielu z zamawiających z jednej strony nie ma wystarczającej wiedzy na ten temat, a z drugiej może też obawiać się formułowania kryteriów pozacenowych, zwłaszcza takich, których nie da się matematycznie policzyć. Jeśli więc UZP pokaże przykładowe kryteria oceny ofert, to zamawiający mogą zostać zachęceni do ich stosowania.
Kiedy można się spodziewać opracowania takich wzorcowych kryteriów?
W najbliższym czasie powołam w UZP wewnętrzny zespół zadaniowy, który zajmie się ich opracowaniem. Na pewno nie jest to praca na tydzień czy miesiąc. Zresztą zespół ten będzie pracował nie tylko nad kryteriami oceny ofert, ale też nad innymi wzorcowymi dokumentami i dobrymi praktykami. Zacznie od przygotowania trzyletniego planu działań, w którym ustali zakres, sposób i harmonogram prac. Choć będzie to zespół wewnętrzny, to będzie współpracował z zewnętrznymi podmiotami i korzystał z doświadczeń fachowców. Cenną jest choćby inicjatywa ministra infrastruktury i budownictwa, który powołał radę ekspertów do spraw działań mających na celu optymalizację procesu realizacji inwestycji drogowych. Ważne mogą też być doświadczenia Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, która prowadzi spory w sprawach umów o zamówienia publiczne.
Kiedy konkretnie zobaczymy pierwsze efekty działań tego zespołu?
Zakładam, że zacznie działać po wejściu w życie nowelizacji. Tak jak wspomniałam, najpierw będę oczekiwała przedstawienia planu działań i dopiero wówczas będzie można określać konkretne terminy. Mam nadzieję, że już po wakacjach zostaną upublicznione pierwsze materiały. Przy czym nie będzie to od razu pełny katalog wzorów, dokumentów, klauzul umownych. Będziemy je publikować sukcesywnie. Dodam, że już teraz na stronach internetowych UZP zainteresowani mogą znaleźć publikacje poświęcone choćby kryteriom oceny ofert czy zrównoważonym zamówieniom. W najbliższych dniach natomiast planujemy także publikację pierwszych kilku materiałów wzorcowych dotyczących znowelizowanych przepisów.
Nowelizacja ma też skończyć z umowami śmieciowymi w zamówieniach publicznych. Przy wszystkich czynnościach spełniających warunki pracy na umowę pracownicy mają być zatrudniani na etat. Wierzy pani, że zamawiający będą wpisywać ten wymóg do specyfikacji przetargowych, skoro oznaczać to będzie dla nich większe koszty?
Zamawiający muszą pamiętać, że jest to regulacja obligatoryjna. Będziemy obserwować, jak realizowany jest ten wymóg ustawowy. Zmiana powyższa wpisuje się zresztą w szerszą prospołeczną politykę rządu i zamawiający muszą mieć świadomość, że oni także w niej uczestniczą i będą z tego rozliczani.
Tyle że jeśli nie będą wymagać umów o pracę, to praktycznie nic im nie grozi. Przepisy nie przewidują bowiem żadnych konkretnych sankcji.
Z pewnymi sankcjami zamawiający muszą się jednak liczyć. Jeśli nie wprowadzą wymogów związanych z zatrudnieniem, to naruszą przecież bezwzględnie obowiązujące przepisy ustawy. Bez wątpienia UZP w prowadzonych kontrolach będzie zwracał uwagę na te kwestie. Jeśli okaże się, że pomimo obiektywnych przesłanek zamawiający nie zażąda zatrudnienia na podstawie umów o pracę, nie określi sposobu weryfikacji tego zatrudnienia i nie ureguluje sankcji za naruszenie obowiązków wykonawców, to będzie musiał się liczyć z konsekwencjami, choćby związanymi z dyscypliną finansów publicznych. Dodatkowo będzie to również podlegać kontroli ze strony wykonawców, którzy widząc, że ustawowy wymóg jest pomijany, będą mogli wnieść odwołanie do Krajowej Izby Odwoławczej.
Jednym z celów nie tylko naszej nowelizacji, ale też dyrektywy, którą ona wdraża, było ułatwienie przedsiębiorcom startu w przetargach. Temu miało służyć wprowadzenie jednolitego europejskiego dokumentu zamówienia. Tymczasem słychać głosy, że zamiast ułatwić, utrudni on życie przedsiębiorcom.
Niestety częściowo podzielam te obawy. Przygotowany przez ustawodawcę europejskiego jednolity europejski dokument zamówienia nie jest łatwy, a raczej dosyć skomplikowany i chyba nie do końca realizuje założenia nowych dyrektyw odbiurokratyzowania i odformalizowania zamówień publicznych. Jednakże, podobnie jak wszystkie inne kraje członkowskie, musimy go stosować. Ze swojej strony mogę zapewnić, że będziemy pomagać przedsiębiorcom w stosowaniu tego dokumentu. Upubliczniliśmy już wstępną instrukcję wypełniania JEDZ, a w najbliższym czasie zostanie ona pogłębiona i uszczegółowiona. W przetargach poniżej progów unijnych JEDZ nie będzie wymagany. Wykonawcy będą jedynie składać oświadczenia o spełnianiu warunków i braku przesłanek do wykluczenia. Tu także chcemy przygotować pewien wzór tych oświadczeń, uwzględniający chociażby wymagania związane z powoływaniem się na zasoby innych podmiotów czy podwykonawstwem.
Z kolei zamawiający boją się, że nowe przepisy wydłużą procedury, bo na końcu przetargu może się okazać, że zwycięski wykonawca nie spełnia warunków i trzeba będzie prosić o dokumenty kolejnego. Część ekspertów doradza wręcz, by już na etapie przetargu żądać od wszystkich kompletu dokumentów.
Przed tego typu praktyką zdecydowanie bym przestrzegała. Przepis, który pozwala na żądanie dokumentów na dowolnym etapie postępowania, może być bowiem zastosowany w uzasadnionych sytuacjach. Z taką szczególną sytuacją możemy mieć do czynienia w tzw. trybach wieloetapowych, gdzie kwalifikacja podmiotowa wykonawców jest wydzielona od oceny ofert, albo w sytuacji, gdy postępowanie o zamówienie publiczne trwa dłużej i może powodować zmianę sytuacji podmiotowej wykonawców. Przepis ten nie powinien być jednak nadużywany, aby nie podważać celów nowych dyrektyw zamówieniowych.
Polska skorzystała z możliwości, jaką daje dyrektywa, i przesunęła w czasie moment pełnej elektronizacji zamówień. Do 2018 r. musimy jednak stworzyć system, który umożliwi składanie ofert i całą komunikację w internecie. Tymczasem kilka miesięcy temu zdecydowała się pani na rezygnację z wprowadzenia platformy e-zamówienia w ramach przepisów znowelizowanej ustawy. Co dalej?
Wprowadzenie na tym etapie platformy e-zamówienia nie było obiektywnie możliwe, zważywszy na stan przygotowań do budowy systemu. Teraz nie chcę mówić jeszcze o szczegółach, gdyż prowadzone są w tym zakresie uzgodnienia z Ministerstwem Cyfryzacji oraz Ministerstwem Rozwoju, w trakcie których poszukujemy optymalnego rozwiązania. Pełna elektronizacja zamówień musi zostać wprowadzona do października 2018 r. i do tego czasu właściwe narzędzie techniczne bezwzględnie musi powstać.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama