Ogłaszając przetarg współfinansowany z funduszy europejskich, instytucje i przedsiębiorcy muszą się liczyć z utratą nawet 25 proc. przyznanych środków.
Ogłaszając przetarg współfinansowany z funduszy europejskich, instytucje i przedsiębiorcy muszą się liczyć z utratą nawet 25 proc. przyznanych środków.
Polska nie wdrożyła na czas unijnych dyrektyw dotyczących zamówień publicznych. Termin na to upłynął 18 kwietnia 2016 r. Prace nad niezbędną nowelizacją jeszcze trwają w Sejmie, a nasze krajowe przepisy są niezgodne z regulacjami wspólnotowymi.
Opóźnienie nie ma żadnego wpływu na zamówienia poniżej progów unijnych, gdyż do nich nie stosuje się dyrektyw. Nie powinno też komplikować życia instytucjom ogłaszającym droższe przetargi realizowane z własnych środków. Niestety, znacznie gorzej sprawa wygląda z tymi współfinansowanymi ze środków unijnych.
/>
– Groźba utraty części dofinansowania jest nie tyle możliwa, ile w zasadzie oczywista – ostrzega dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna. Jego zdaniem można teraz najwyżej minimalizować wysokość korekt finansowych. – Bo ich nałożenia już raczej nie da się uniknąć – kwituje.
Zagrożenie dostrzegają też inni eksperci. Na kilka dni przed terminem implementacji prawa unijnego ostrzegała przed nim dr Aneta Wala, adwokat w kancelarii Wierzbowski Eversheds. „Zamawiający ogłaszając po 18 kwietnia 2016 r. postępowania o wartości powyżej progów unijnych w oparciu o przepisy dotychczasowej ustawy – Prawo zamówień publicznych, powinni się liczyć z ryzykiem nałożenia korekt finansowych z uwagi na nieprawidłowości, tj. udzielenie zamówień niezgodnie z obowiązującym prawem unijnym w dziedzinie zamówień publicznych” – napisała na blogu Eurozamowienia.pl, doradzając jednocześ- nie wstrzymanie się z przetargami tam, gdzie to możliwe.
Mniej ogłoszeń
Część zamawiających zdaje sobie sprawę z zagrożenia – świadczy o tym zdecydowanie mniejsza niż przed 18 kwietnia liczba ogłoszeń o zamówieniach współfinansowanych z funduszy europejskich. Niemniej niektórzy, prawdopodobnie przymuszeni terminami, podejmują ryzyko. Pojawiły się przetargi dotyczące m.in. zakupu autobusów współfinansowanego z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014–2020, taboru kolejowego ze wsparciem z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2014–2020 oraz usług doradczych finansowanych z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego.
Z czasem takich zamówień może się pojawić więcej, gdyż beneficjenci unijnych środków są związani terminami wynikającymi z umów. Wprawdzie mogą przesunąć przetarg o tydzień czy nawet kilka tygodni, to nie będą w stanie tego odwlekać miesiącami. Tymczasem nad nowelizacją ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 2164) pracuje dopiero sejmowa podkomisja. Nowe przepisy wejdą więc w życie nie wcześniej niż na przełomie maja i czerwca.
Dokument europejski
Wiele zmian wynikających z dyrektyw może uwzględnić sam zamawiający, nie czekając na nowelizację polskich przepisów, co zresztą proponuje Urząd Zamówień Publicznych w opublikowanej niedawno opinii. Chodzi np. o zapewnienie dostępu dla osób niepełnosprawnych i niższe wymogi dotyczące rocznych obrotów osiąganych przez przedsiębiorców. Największy problem może być z uwzględnieniem jednolitego europejskiego dokumentu zamówienia, czyli swego rodzaju oświadczenia własnego, które ma zastąpić wszystkie dziś składane dokumenty potwierdzające spełnianie warunków przetargowych.
– Nie ma możliwości wymagania go w ogłoszeniu i specyfikacji, bo wciąż obowiązują polskie niezmienione przepisy. A z perspektywy unijnej już oznacza to korektę finansową w wysokości 5 proc. dofinansowania, gdyż wiąże się z nadmiernymi i nieuzasadnionymi wymaganiami – wyjaśnia dr Włodzimierz Dzierżanowski.
W opublikowanych w ostatnich dniach ogłoszeniach rzeczywiście zamawiający żądają dotychczasowych dokumentów, zgodnych z polskim, a nie unijnym prawem, za co grozi wspomniane 5 proc. korekty. Jeśli już podczas przetargu zaakceptują jednolity europejski dokument zamówienia, to na takiej karze prawdopodobnie się skończy. Ale jeśli ktoś będzie chciał się posłużyć europejskim dokumentem, a zamawiający się na to nie zgodzi, to korekta może wynieść 25 proc., gdyż naruszenie znacząco wpłynie na wynik postępowania. A to oznaczać może sankcje liczone w milionach euro.
Czy istnieje sposób na to, by uniknąć korekt mimo niezgodności ogłoszenia o zamówieniu z prawem unijnym? Teoretycznie jest to możliwe, ale tylko wtedy, gdy przedsiębiorcy będą prosić o wyjaśnienia, a i to nie przy wszystkich rodzajach zamawiających.
– Sposobem na doprowadzenie do zgodności z dyrektywą może być zadanie pytania do ogłoszenia przez wykonawcę, który powoła się na bezpośrednią stosowalność danego postanowienia dyrektywy. Jeśli w odpowiedzi na nie zamawiający zastosuje takie postanowienie dyrektywy, to wówczas niejako doprowadzi do zgodności ogłoszenia z przepisami unijnymi – tłumaczy dr Aneta Wala, powołując się na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 22 czerwca 1989 r. (sprawa C-103/88 Fratelli Costanzo). Zastrzega jednak, że z tej możliwości mogą skorzystać tylko zamawiający będący reprezentantami państwa, w tym organy administracji państwowej i samorządowej.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama