Obywatele, których śledzenie nie przyniosło rezultatu w postaci zarzutów, nie dowiedzą się, że byli inwigilowani. Zmienić to mogą jedynie sądy.
Obywatele, których śledzenie nie przyniosło rezultatu w postaci zarzutów, nie dowiedzą się, że byli inwigilowani. Zmienić to mogą jedynie sądy.
Czy mamy prawo wiedzieć, że byliśmy inwigilowani? Większość prawników uważa, że tak. Dostęp do takich danych gwarantuje m.in. art. 51 ust. 3 konstytucji. Nie nałożono jednak na służby obowiązku informowania o zakończonej kontroli operacyjnej, w sytuacji gdy nie przyniosła ona efektów. Nie stworzono też procedury pozwalającej obywatelom sprawdzić – na wniosek – czy służby naruszały ich prywatność. Od lat ustawodawca jest głuchy na postulaty uregulowania tych kwestii, nawet Trybunału Konstytucyjnego. Czy obywatele mogą wymusić na władzy dostęp do tych danych, wykorzystując ustawę o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 782)?
Symetria informacyjna
Testuje to Jarosław Lipszyc, prezes Fundacji Nowoczesna Polska, który złożył już takie wnioski. „Tylko mechanizm sprawdzania, czy podlegaliśmy różnym formom inwigilacji, zapewni nam względną »symetrię informacyjną« w konfrontacji z państwem. Obywatelski nadzór nad przedstawicielami państwa to moim zdaniem jedyny skuteczny mechanizm mogący wymusić ograniczenie skali inwigilacji” – uzasadnia swoje działania na stronie Lipszyc.pl. Wnioski złożył do: Komendy Głównej Policji, prokuratora generalnego, CBA, ABW, Straży Granicznej, Żandarmerii Wojskowej, generalnego inspektora kontroli skarbowej, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Agencji Wywiadu i Służby Celnej. – Udzielenia mi informacji odmówiły już cztery organy. Praktycznie każdy podawał inną podstawę prawną – wylicza Lipszyc.
– Gorąco popieram inicjatywę Jarosława Lipszyca. To próba sięgnięcia po instrument, jakim jest dostęp do informacji publicznej, w sytuacji gdy brakuje mechanizmu, który byłby specjalnie do tego przeznaczony – komentuje Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.
Czy podstawę do takich żądań mogłaby stanowić ustawa o ochronie danych osobowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1182 ze zm.), która daje jednostce prawo do informacji o tym, jakie dane o niej są przechowywane przez administratora? Kilka lat temu pracownicy Panoptykonu próbowali wykorzystać tę ścieżkę. Bezskutecznie.
– Problemem, nie tylko w kontekście inwigilacji, jest to, że polskie prawo nie gwarantuje jasnej ścieżki dostępu do danych o sobie – zauważa Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji Fundament. Obowiązek informacyjny z ustawy o ochronie danych osobowych dotyczy tylko ściśle określonych informacji, a przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznej tylko w niektórych przypadkach uznawane są za właściwie dla sytuacji, gdy ktoś chce otrzymać dostęp do dokumentów na swój temat (np. II SAB/Łd 208/15). Inwigilacja pozostaje więc jednym z niewielu przypadków, gdy nasza wolność jest naruszana, a my nawet o tym nie wiemy.
– I to jest najgroźniejsze w całej sprawie – podkreśla Izdebski. – O ile przed naruszeniami naszych praw i wolności w innych obszarach możemy się bronić, o tyle w przypadku naruszenia prawa do prywatności poprzez inwigilację już nie. To wymaga bezsprzecznie inicjatywy ustawodawczej, która będzie uwzględniała orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego – przekonuje.
/>
Dodaje, że sprawą braku takich rozwiązań w Polsce powinien się zająć również Europejski Trybunał Praw Człowieka.
– Taka sytuacja jest naruszeniem nie tylko prawa do prywatności, lecz także prawa do pozyskiwania informacji – informuje Izdebski.
Strasburg za jawnością
W razie negatywnych odpowiedzi służb wnioski Lipszyca mogą zapoczątkować szerszą dyskusję na szczeblu sądów administracyjnych.
– Dane o inwigilacji stanowią informację publiczną, jednakże kłopot, jaki się pojawi, to kwestia trybu dostępu do nich. Moim zdaniem nawet jeżeli ktoś chciałby wykorzystać do tego dostęp do informacji publicznej, zderzy się z ochroną informacji niejawnych – zastrzega Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Według niego z art. 51 konstytucji wynika uprawnienie do wiedzy o tym, jakie dane są o nas zbierane. Ale orzecznictwo sądów działa na niekorzyść inicjatora wniosku (np. wyrok WSA w Warszawie z 2015 r., sygn. akt II SA/Wa 1966/14).
– Niewykluczone, że sprawa może znaleźć swój finał w Strasburgu – przypuszcza Wojciech Klicki. – Niedawno Strasburg w sprawie Szabo i Vissy przeciwko Węgrom uznał, że doszło do naruszenia przez państwo prywatności, choć skarżący byli tylko potencjalnymi ofiarami inwigilacji i nie byli w stanie dowieść, że byli jej przedmiotem. Wystarczyło, że prawo krajowe nie pozwala im na zweryfikowanie takich informacji – opowiada ekspert Panoptykonu.
Polski Trybunał Konstytucyjny kilkukrotnie wypowiadał się na temat kwestii informowania obywateli o tym, że byli inwigilowani.
– Jasne wskazówki w tym zakresie zawiera wyrok trybunału z 2014 r. (K 23/11). Wcześniej zapadło ważne postanowienie sygnalizacyjne TK z 2006 r. (sygn. S 2/06), w którym sędziowie uznali, że konieczne jest wprowadzenie mechanizmu informowania jednostek o tym, że były przedmiotem zainteresowania ze strony państwa – przypomina Wojciech Klicki.
Dziś obywatel nie ma instrumentów, które pozwoliłyby mu wyegzekwować wykonanie tych orzeczeń TK. –
Projekt PO dotyczący inwigilacji i obowiązująca od początku lutego ustawa nie poruszały tego wątku – kończy Klicki.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama