W sprawie losów dwóch projektów wyjaśnienia mogą być dwa: albo kancelaria premiera wysyła do Sejmu ustawy, zanim uchwali je rząd, albo Kancelaria Sejmu zgaduje, co ministrowie uchwalą nazajutrz.
/>
Nowy zwyczaj odkryliśmy, śledząc losy projektu ustawy o zmianie ustawy o kierujących pojazdami oraz projektu nowelizacji ustawy o transporcie drogowym. Z informacji zamieszczonych na stronach Sejmu wynika, że obydwa dokumenty autorstwa Rady Ministrów trafiły na Wiejską w poniedziałek 21 września. Nie podłączono plików w postaci elektronicznej, ale dodano opisy: ustawa o transporcie miała dotyczyć „utworzenia Krajowego Rejestru Elektronicznego Przedsiębiorców Transportu Drogowego, zbudowanego na bazie rejestrów funkcjonujących w Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego oraz ewidencji prowadzonych w starostwach oraz miastach na prawach powiatu”. A więc tego samego, co projekt, który w wykazie prac rządu opatrzono numerem UC 162.
Tak się składa, że ten projekt miał być przedmiotem obrad Rady Ministrów dopiero dzień później – we wtorek 22 września. Na pięć minut przez wczorajszym posiedzeniem rządu zapytaliśmy Centrum Informacyjne Rządu, jak to się dzieje, że do Sejmu wpływają projekty, które dopiero mają być przyjęte przez Radę Ministrów. O to samo zapytaliśmy Kancelarię Sejmu. Nie udało nam się uzyskać odpowiedzi. Zamiast tego z sejmowej strony WWW zniknęła informacja o złożeniu projektu. Również rząd wczoraj zdjął go z porządku obrad.
Inaczej było z kolei z nowelizacją ustawy o kierujących pojazdami: ta została przyjęta przez rząd wczoraj, a więc dzień po tym, jak jej projekt wpłynął do Sejmu. Stronę sejmową jednak po południu wyczyszczono tak, że po obu projektach w chwili oddawania tego wydania DGP do druku nie było już śladu.
Jak podkreśla dr Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, Rada Ministrów nie może przesłać do Sejmu projektu, zanim podejmie uchwałę o jego przyjęciu.
– Musi być podstawa prawna do skierowania projektu ustawy do Sejmu. Rada Ministrów musi podjąć decyzję o jego przyjęciu albo podczas posiedzenia, albo w trybie obiegowym. Z tym że w trybie obiegowym przyjmowane są projekty, które nie budzą wątpliwości członków rządu – wskazuje konstytucjonalista.
Odnosząc się zaś do wczorajszych legislacyjnych akrobacji, komentuje:
– Bez wątpienia jest to wada formalna, która powinna skutkować zwróceniem tego czegoś – bo nie można tego nazwać rządowym projektem – nadawcy; z adnotacją, że to coś, co zostało Sejmowi przedstawione, nie jest wyrazem woli rady ministrów i nie ma cech projektu ustawy zagłaszanego przez Radę Ministrów.
Poprosiliśmy o komentarz Piotra „Vaglę” Waglowskiego, autora wielu publikacji analizujących rządowy proces legislacyjny. Najpierw długo się śmiał, po czym stwierdził:
– Można tylko pogratulować większości parlamentarnej, że w ukryciu przed opinią publiczną wynaleziono maszynę czasu, którą stosuje się w procesie legislacyjnym.
A już poważnie dodał:
– Dla obywatela nie jest wartością szybkość, którą mogą wykazywać projektodawcy, nawet posiłkując się maszyną czasu. Wartością jest to, byśmy tworzyli dobre prawo w sposób przejrzysty i zgodny z regułami.
Centrum Informacyjne Rządu zaprzecza jednak wysyłaniu niezatwierdzonych projektów do parlamentu i zrzuca winę na Kancelarię Sejmu.
– Nie możemy odpowiadać za to, co pojawia się na ich stronach. Być może przygotowano sobie jakieś podkładki, spodziewając się, jakie projekty Rada Ministrów zamierza na najbliższym posiedzeniu przyjąć. Na pewno projekt nie trafił do Sejmu w poniedziałek, lecz został wysłany dopiero we wtorek – zaklina się CIR.
Byłby to jednak pierwszy znany przypadek, by sejmowa strona antycypowała to, co Rada Ministrów dopiero ma w swoich planach.