Fakt, że spotkanie było skierowane do określonej grupy odbiorców jest zdaniem naukowca bez znaczenia, gdyż zjawisko kradzieży dorobku może spotkać każdego z nas. Nie trzeba być dziennikarzem by tworzyć, a każdy twórca podlega takiej samej ochronie – argumentował profesor. Interesom twórców nie sprzyja internet i łatwa dostępność prezentowanych w nim treści.
- Poprzez plagiat odbiorca nabywa uzasadnione przekonanie, że ktoś inny niż rzeczywisty twórca jest autorem – wyjaśnił mówca.
Jednakże, omawiane zjawisko wymaga udowodnienia, a z tym są problemy. Sądy nie stają po stronie autorów i wymagają od nich niemożliwego. Prelegent nazwał wskazane wymagania „cudowaniem”.
- Prawda jest udowadnianiem przez cudowanie elementów wspólnych w utworach. Trzeba udowodnić, że nastąpiło zawłaszczenie – podkreślił.
Dlatego dochodzenie swoich praw w tym zakresie jest takie trudne. Dodatkowym problemem jest zbyt wąskie spojrzenie na przepisy. Na regulacje prawa autorskiego należy patrzeć całościowo, widząc kontekst i łącząc zagadnienia. Nie można skupiać się na poszczególnych zapisach.
Zdaniem profesora jest możliwe stworzenie dwóch tak samo wyglądających dzieł. Jednak jest to myślenie czysto statystyczne. Ponieważ o autorstwie przesądzają osobiste więzi, które są swoistą konfiguracją posiadanych przez twórcę: doświadczenia, wyobraźni, umiejętności. Jest możliwe niezależne stworzenie takich samych dzieł ale naukowiec nigdy się z czymś takim nie spotkał.
Profesor dokonał podziału plagiatu na jawny, z którym spotykamy się bardzo rzadko i pokrętny. Ten drugi dotyczy działania z premedytacją, kiedy to zawłaszczający nie tylko ma świadomość, że robi źle, ale i umiejętnie zaciera ślady.