Jeżeli za granicą służby zarekwirują nam pojazd, możemy zwrócić się o pomoc do polskiego MSZ.
Nieznajomość przepisów drogowych obowiązujących w innym państwie może drogo kosztować. Przekonały się o tym dwie nasze czytelniczki, które wybrały się na wycieczkę skuterami do Czech.
Panie zostały zatrzymane przez drogówkę na autostradzie, ponieważ ich skutery (o pojemności 50 cm sześc.) poruszały się zbyt wolno i zgodnie z prawem nie mogły jechać drogą tej kategorii.
– Jechałyśmy z prędkością 65 km/h, natomiast okazało się, że w Czechach minimalna szybkość na autostradzie została wyznaczona na 80 km/h – tłumaczy pani Anna.
W Polsce po tego typu trasach nie mogą się poruszać pojazdy, które na prostej drodze nie osiągają więcej niż 40 km/h. Co wcale nie znaczy, że jadąc samochodem przystosowanym do dużo szybszej jazdy, wolno nam te 40 km/h jechać.
– Wolniejsza jazda przeczy samej idei i celowi autostrad i prowadzi do blokowania ruchu. Jeśli z jakichś przyczyn, np. technicznych, kierowca nie może jechać szybciej, wówczas przyjmuje się, że może on w ten sposób kontynuować jazdę tylko do najbliższego zjazdu z autostrady – mówi prof. Ryszard Stefański, prawnik, znawca ruchu drogowego z Uczelni Łazarskiego.
Dodaje, że zasada ta nie obowiązuje oczywiście w trudnych warunkach atmosferycznych, np. ulewnego deszczu.
Gorzej, że w odróżnieniu od polskich przepisów, u naszych południowych sąsiadów wymagane jest posiadanie uprawnień na jazdę skuterem.
– W konsekwencji zarzucono nam jazdę bez uprawnień oraz stwarzanie zagrożenia na autostradzie. Za to wykroczenie wystawiono nam mandaty w wysokości 25 tys. koron, czyli ok. 4,5 tys. zł, co zrównoważyło wartość skuterów.

W Polsce po autostradach nie mogą poruszać się pojazdy, które jeżdżą z mniejszą prędkością niż 40 km/h

Do tego dostałyśmy dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów w państwie czeskim. Na autostradzie pozbawiono nas skuterów, zabrano na posterunek, ale pomimo prośby z naszej strony nikt nie dał nam żadnego potwierdzenia zarekwirowania skuterów – opowiada nasza czytelniczka.
Ich wydanie uzależniono od zapłacenia mandatu, w przeciwnym wypadku pojazdy mają zostać zlicytowane.
– Na podstawie polskiego prawa organy ścigania nie mogłyby zastosować tego typu środków.
Jakakolwiek konfiskata, która jest przecież ingerencją w prawo własności, może obyć się tylko za zgodą sądu.
Natomiast często trafiają do nas sygnały o takich praktykach czeskich policjantów wobec obywateli polskich, polegających np. na zatrzymaniu dowodu osobistego oraz rejestracyjnego z informacją o tym, gdzie znajduje się najbliższy bankomat – mówi dr Marcin Warchoł, prawnik pracujący w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Według niego takie zachowania czeskich stróżów prawa mają znamiona wymuszenia.
Jednak prawnicy przypominają, że kiedy wjeżdżamy na terytorium danego państwa, obowiązują nas tamtejsze przepisy.
– W tej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby zwrócenie się o pomoc do Ministerstwa Spraw Zagranicznych albo też do RPO, by te w ich imieniu wystąpiły o przedstawienie podstaw prawnych dla działań drogówki.
Nawet jeśli czeskie prawo zezwala na takie praktyki, wówczas zasadna wydaje się skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Zachodzi bowiem podejrzenie, że złamany został art. 6 Konwencji o ochronie praw człowieka, mówiący o prawie do sądu – radzi dr Warchoł.