Sądy mają coraz mniej pobłażliwości dla działań niezgodnych z prawem.
Marek Kutarba, zastępca redaktora naczelnego
Wydaje się, że na siłę reformowani przez resort sprawiedliwości sędziowie przypomnieli sobie o roli, jaką odgrywają w klasycznym układzie trójpodziału władzy.
W ostatnich latach można bowiem było odnieść wrażenie, że sądy zawarły swego rodzaju niepisane porozumienie z administracją i rządzącymi, gdzieś po drodze gubiąc interes obywateli.
Dlatego byliśmy świadkami kuriozalnych czasami orzeczeń, w których sędziowie, chociaż przyznawali rację skarżącemu obywatelowi, że jego prawa naruszono, równocześnie na wszelkie sposoby chronili przede wszystkim interesy finansowe Skarbu Państwa.
Stąd różne zadziwiające orzeczenia, a to zasądzające jedynie symboliczne odszkodowania na rzecz osób ewidentnie pokrzywdzonych przez działania administracji, jak chociażby z słynnej sprawie Romana Kluski, a to Trybunału Konstytucyjnego, który chociaż stwierdzał, że przepis ewidentnie łamie konstytucję, pozwalał mu funkcjonować przez kilka kolejnych lat w imię ochrony interesu państwa.
Ale teraz wydaje się, że to się kończy. Sądy mają coraz mniej pobłażliwości dla działań niezgodnych z prawem.
Potwierdzają to zapadające w ostatnim czasie rozstrzygnięcia w głośnych sprawach: jednorękich bandytów i ustawy hazardowej, sklepów z dopalaczami czy Urzędu zamówień Publicznych, który bezprawnie wpisał firmę na czarną listę. To dobrze.
Sądy znów uważnie patrzą administracji państwowej na ręce. Pilnują, by ta nie naruszała naszych praw. Nawet tam, gdzie administracja ma prawo interweniować w naszym wspólnym skądinąd interesie.
Te interwencje muszą być jednak zgodne z przepisami.
Nie żyjemy już w czasach państw rządzonych przez absolutnych władców, nawet jeśli zdarza się jeszcze, że niektórym premierom czy ministrom tak się wydaje. Polska to demokratyczne państwo prawa.
I prawa te muszą być przestrzegane. Nie ma tu chodzenia na skróty.
Nawet jeśli to jedyna słuszna i sprawiedliwa droga.