O mały włos, a rząd doprowadziłby do tego, że w czasie epidemii nie trzeba byłoby regulować żadnych zobowiązań finansowych. Rozpaczliwa próba naprawienia błędu nie usuwa jednak wszystkich problemów.
Zapowiadane i wyczekiwane przez wszystkich, zarówno strony, jak i pełnomocników, przepisy dotyczące zawieszenia biegu terminów wprowadzą więcej szkody niż pożytku. Przynajmniej w odniesieniu do terminów materialnoprawnych w prawie cywilnym, których zawieszenie – na okres obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii – przewidywał art. 15zzr ustawy o tarczy antykryzysowej.

Nikt by nie płacił

W wersji skierowanej do Sejmu przepis ten stanowił, że w okresie pandemii bieg terminów przewidzianych przepisami prawa cywilnego i administracyjnego nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega na ten czas zawieszeniu. Z jego pkt 2 wynikało, że odnosi się to m.in. do „zasiedzenia, przedawnienia i innych terminów, których niezachowanie powoduje wygaśnięcie lub zmianę praw rzeczowych oraz roszczeń i wierzytelności wynikających ze stosunków cywilnoprawnych, a także popadnięcie w opóźnienie”.
Jak ewoluował przepis / DGP
– Gdyby przepis wszedł w życie w takim kształcie, spowodowałoby to daleko idące konsekwencje właściwie dla całego życia gospodarczego. Dłużnik popada w opóźnienie, gdy nie spełni świadczenia w ustalonym terminie wymagalności. Tymczasem tutaj dłużnik, który nie spełni świadczenia we właściwym terminie, nie popada w opóźnienie, a tym samym wierzyciel nie może np. naliczyć odsetek za opóźnienie. Oczywiście obowiązek spełnienia świadczenia istnieje nadal, jednak przez okres epidemii nie groziłyby żadne konsekwencje jego niespełnienia – tłumaczy prof. Jerzy Pisuliński z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W rezultacie mogłoby to spowodować, że np. ludzie przestaliby w tym czasie regulować swoje rachunki, raty kredytów, alimenty – wylicza cywilista.
– Tę wyliczankę można kontynuować. Bo jednocześnie powstaje pytanie, czy ZUS musiałby w tym czasie wypłacać emerytury czy renty, a pracodawcy wypłacać wynagrodzenie – dodaje dr Jarosław Świeczkowski z Uniwersytetu Gdańskiego.

Ostre cięcie

Podczas drugiego czytania, które miało miejsce w nocy z piątku na sobotę, na skutek jednej z poprawek usunięto z art. 15zzr ust. 1 wyrażenie „cywilnego”. Jednak nie zmieniono dalszego brzmienia przepisów, co sugerowało, że słowo to wypadło z ustawy na skutek błędu. Bo z jednej strony z ust. 1 wynika, że chodzi o zawieszenia terminów prawa administracyjnego, a z drugiej pkt 2 odnosi się wyraźnie do instytucji prawa cywilnego. Bo o ile można przyjąć, że przedawnienie dotyczy należności publicznoprawnych czy podatkowych, to w punkcie drugim jest też mowa o zasiedzeniu czy roszczeniach i wierzytelnościach wynikających ze stosunków cywilnoprawnych.
Jak zapewnia jeden z wiceministrów sprawiedliwości, zmiana w ustępie 1 art. 15zzr była celowa. – Chodziło o to, by nie doprowadzić do zawieszenia biegu terminów materialnoprawnych w prawie cywilnym – przyznaje. Jednak przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości nie podejmują się odpowiedzi na pytanie, czy w obecnym kształcie przepisy nieprocesowe w prawie cywilnym ulegają zawieszeniu.
– Ten przepis to dowód na to, że w pośpiechu to można pchły łapać, a nie uchwalać prawo, zwłaszcza tak skomplikowane jak prawo cywilne, gdzie liczy się przecież każde słowo, każdy przecinek – mówi prof. Maciej Gutowski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zdaniem manewr polegający na usunięciu słowa „cywilnego” to jedynie rozpaczliwa, na dodatek nieudana, próba uratowania MS przed totalną kompromitacją.
– Nie ma gwarancji, że przepisu w obecnej wersji nie da się odczytywać i w taki sposób, że będzie on jednak odnosił się do terminów dotyczących roszczeń i wierzytelności wynikających ze stosunków cywilnoprawnych oraz konsekwencji popadnięcia w opóźnienie, przy czym ten ostatni zwrot oznacza wyłączenie ochrony płynącej z kodeksu cywilnego – mówi prof. Gutowski. Wszystko dlatego, że nie usunięto z przepisu punktu drugiego, który to punkt ma charakter ściśle cywilistyczny.

Odesłanie w próżnię

Innego zdania jest dr Jarosław Świeczkowski z Uniwersytetu Gdańskiego.
– Moim zdaniem, mimo iż w przepisie pozostawiono wprost odwołanie do prawa cywilnego, to jest to odesłanie w próżnię. Po prostu w tym zakresie nie znajdzie zastosowania. Dlatego, mimo że ten przepis jest zredagowany w sposób bardzo niechlujny, zawierający błędy, które nie powinny się zdarzyć nawet studentowi prawa, to opowiadałbym się za przyjęciem, że dotyczy on tylko terminów w prawie administracyjnym – podkreśla dr Świeczkowski.
Podobnie uważa prof. Michał Romanowski z Uniwersytetu Warszawskiego. – Wydaje się, że należałoby tu przyjąć, iż chodzi wyłącznie o zawieszenia terminów procesowych zgodnie z art. 15 zzs. Uznanie, iż zawieszeniu ulegają roszczenia i wierzytelności wynikające ze stosunków cywilnoprawnych, a także popadnięcia w opóźnienie, godziłoby w stabilność i bezpieczeństwo obrotu – tłumaczy.
Tego, że usunięcie z przepisu słowa „cywilnego” rozwiązuje problem, wcale nie jest pewny Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
– Pewne jest tylko to, że przepis w obecnej wersji jest legislacyjnym koszmarem. Tak naprawdę wprowadza on niepewność prawa. Możliwości jego interpretacji jest wiele – uważa sędzia. Jak dodaje, są przecież w prawie instytucje, które znajdują się na styku prawa administracyjnego i cywilnego.
– Weźmy na przykład instytucję wywłaszczenia, którego dokonuje co prawda organ administracyjny w drodze prawa administracyjnego, ale już spory dotyczące odszkodowania za wywłaszczenie toczą się przed sądami cywilnymi – zauważa Krystian Markiewicz. Powstaje więc pytanie, czy na mocy uchwalonego przez Sejm przepisu bieg terminów w tego typu sprawach będzie zawieszony, czy nie?
– Dlatego też jako Iustitia rekomendujemy wykreślenie tego przepisu z ustawy. Ta regulacja urąga nie tylko wszelkim zasadom techniki legislacyjnej, ale przede wszystkim zdrowemu rozsądkowi – podkreśla sędzia.

Różne interpretacje

Także zdaniem prof. Pisulińskiego to, że art. 15zzr nie dotyczy już rozwiązań cywilnoprawnych, wcale nie jest takie oczywiste. Z uwagi na to, że zarówno sądy, jak i poczta działają w ograniczonym zakresie, można próbować interpretować te przepisy w ten sposób, że chodzi o te terminy materialnoprawne, których bieg przerywany jest na skutek podjęcia czynności przed sądem.
– Mam wrażenie, że twórcy przepisu kompletnie nie panują nad tym, co robią. Owszem, to jest bardzo trudne zagadnienie, które wymaga rozstrzygnięcia wielu dylematów co do tego, które terminy powinny ulec zawieszeniu albo jakie kategorie dłużników powinny mieć możliwość z tego skorzystać. Paradoksalnie jednak, gdyby ustawodawca w ogóle zrezygnował z prób uregulowania tej kwestii, byłoby lepiej – twierdzi prof. Pisuliński.
Wówczas można by rozwiązywać wiele problemów związanych z brakiem możliwości dotrzymania terminu w oparciu o ogólne przepisy kodeksu cywilnego, powołując się np. na siłę wyższą etc. – A tak, część prawników stwierdzi, że zawieszenie terminów materialnoprawnych odnosi się tylko do sytuacji, które uregulował ustawodawca. Czyli że jest to regulacja kompletna, której celem było uniemożliwienie powoływania się na stan epidemii przy zwłoce w spełnieniu świadczenia. Inni natomiast będą stać na stanowisku przeciwnym, więc ostatecznie będzie to przedmiotem indywidualnej oceny przez sądy – dodaje prof. Pisuliński.
A te nie dość, że i przed pandemią były opóźnione, to po unormowaniu się sytuacji będą musiały zmierzyć się z rozstrzygnięciem w zaległych sprawach, ale i nowych sporach, które wynikną na kanwie art. 15zzr.
– W takiej formie, jak to ma miejsce obecnie, regulacja jest całkowicie niespójna i niezrozumiała. To dowód na niechlujstwo ustawodawcze – uważa prof. Maciej Gutowski. Jak dodaje, ostatnią deską ratunku dla obywateli będą sądy, które mogą nierozsądnym przepisom, w drodze prokonstytucyjnej wykładni systemowej i funkcjonalnej, nadawać rozsądną treść. – Oczywiście pod warunkiem, że ktoś zajmie się ich informatyzacją i uruchomieniem online oraz przestanie grozić sędziom postępowaniami dyscyplinarnymi za działalność orzeczniczą – zauważa adwokat.

Klauzule generalne

– Odkrywamy w obecnej sytuacji moc klauzul generalnych prawa cywilnego, które są pomyślane na takie okazje. W wielu przypadkach zadziała instytucja z art. 5 kodeksu cywilnego, czyli nadużycia prawa podmiotowego. Zgodnie z nią nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. W grę wchodzi też instytucja przejściowej i następczej niemożliwości świadczenia z art. 495 k.c. czy wreszcie art. 354 k.c. – prognozuje prof. Romanowski.
Przepis ten stanowi, że dłużnik powinien wykonać swoje zobowiązanie zgodnie z jego treścią i w sposób odpowiadający jego celowi społeczno-gospodarczemu oraz zasadom współżycia społecznego. W taki sam sposób powinien współdziałać przy wykonaniu zobowiązania wierzyciel.
Etap legislacyjny
Ustawa przyjęta przez Sejm