Nowelizacja kodeksu skraca terminy, po których zawieszone postępowania są umarzane. Strony, które nie wiedzą o zmianie prawa, mogą mieć ogromne kłopoty
Do 20 sierpnia strony, które chciały dać sobie czas na dojście do porozumienia, mogły przerwać sądową batalię i wystąpić z wnioskiem o zawieszenie postępowania. Sąd wydając zaś postanowienie o zawieszeniu, zakreślał termin nie krótszy niż trzy miesiące i nie dłuższy niż rok, przed upływem którego żadna ze stron nie mogła podjąć postępowania. Gdy zaś po wskazanej dacie postępowanie nie zostało podjęte, wówczas sąd je umarzał. Od 21 sierpnia, kiedy to weszła w życie pierwsza część reformy procedury cywilnej (a wraz z nią zmiana art. 182 k.p.c.), termin, po którym następuje umorzenie zawieszonego wcześniej postępowania, skrócono do sześciu miesięcy. Ten powrót do rozwiązań obowiązujących w procedurze do 2012 r. ma służyć przyspieszeniu postępowań.

Różne terminy

Spór o to, czy strony powinny mieć mniej czy więcej czasu na negocjacje, ma drugorzędne znaczenie wobec brzemienia przepisów przejściowych. Nowe terminy odnoszą się nie tylko do spraw zawieszanych już po wejściu w życie zmienionych przepisów. Zgodnie z art. 9 ust. 5 pkt 2 ustawy nowelizującej (Dz.U. z 2019 r. poz. 1469) w sprawach, w których postępowanie zostało zawieszone na zgodny wniosek stron lub na wniosek spadkobiercy jeszcze przed wejściem w życie nowelizacji, uczestnicy postępowania mają pół roku na jego podjęcie. W przeciwnym wypadku nastąpi umorzenie.
To oznacza, że jeśli sąd wydał postanowienie o zawieszeniu przed 21 sierpnia br., to jeśli do 22 lutego 2020 r. nie zostanie złożony wniosek o jego podjęcie, postępowanie zostanie umorzone. Nawet jeżeli na podstawie dotychczasowych regulacji termin obligatoryjnego umorzenia mijałby później. Jeszcze szybciej, bo już po upływie trzech miesięcy, czyli po 22 listopada br., zostaną umorzone sprawy, którym nie można było nadać biegu z przyczyn formalnych (takich jak niestawiennictwo stron – w szczególności powoda, brak lub błędny adres pozwanego, brak PESEL czy KRS). Do niedawna zawieszenie z tych powodów postępowania również mogło trwać 12 miesięcy.

Sprawy na nowo

– Taka redakcja przepisów przejściowych oznacza w wielu przypadkach de facto skrócenie terminów na podjęcie postępowania. Szybsze umorzenie może oznaczać, że powód będzie musiał na nowo zainicjować sprawę. Co naraża go na wniesienie opłaty od pozwu według nowych, wyższych stawek – zwraca uwagę mec. Agata Jóźwiak z kancelarii Wardyński i Wspólnicy. – Umorzenie postępowania w I instancji oznacza też, że pozew nie wywołuje żadnych skutków prawnych, w szczególności nie przerywa przedawnienia roszczenia. Może się więc okazać, że na ponowne złożenie pozwu będzie już za późno. Niepodjęcie postępowania w terminie może więc w praktyce oznaczać utratę roszczenia – przestrzega radca prawny. Dodając, że zawieszanie postępowań to dość częsta praktyka, która pozwala na podjęcie próby polubownego zakończenia sporu bez ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z mediacją.
– Częstymi przyczynami zawieszenia są też braki w organach osób prawnych (często wywoływane celowym działaniem pozwanego), upadłość lub restrukturyzacja strony oraz śmierć uczestnika w sprawach działowych, głównie spadkowych. Ale bywają też zawieszenia z uwagi na to, że rozstrzygnięcie zależy od wyniku innej sprawy, np. rozpoznawanej przez Trybunał Konstytucyjny. Z tego powodu np. warszawski Sąd Okręgowy hurtowo zawiesił postępowania wynikające z ustawy dezubekizacyjnej – wymienia mec. Maciej Sawiński, adwokat.
Pół biedy, gdy strony zawieszonego postępowania są reprezentowane przez profesjonalnych pełnomocników. Ale co mają zrobić ci, którzy przed sądem nie korzystają z pomocy adwokatów czy radców?

Pułapka dla laików

– Z jednej strony nieznajomość prawa szkodzi, ale z drugiej trudno sobie wyobrazić, żeby zwyczajni ludzie tak wnikliwie śledzili zmiany w prawie procesowym. Obawiam się, że wiele osób, nie mając pojęcia o zmianie przepisów, otworzy szeroko oczy ze zdziwienia, gdy nagle dostanie postanowienie o umorzeniu postępowania – przewiduje mec. Jóźwiak.
To, że strona nie wiedziała o nowym, krótszym terminie, nie będzie przesłanką do wznowienia postępowania, bo nie zostało ono zakończone wyrokiem. Również zażalenie na postanowienie o umorzeniu postępowania będzie nieskuteczne, bo formalnie to postanowienie będzie wydane zgodnie z przepisami. Zdaniem mec. Agaty Józwiak jedyną szansą – choć i tak wątpliwą co do skuteczności – może być próba stwierdzenia nieważności postępowania. Zgodnie z art. 379 k.p.c. nieważność zachodzi m.in. wtedy, gdy strona jest pozbawiona możliwości obrony swoich praw.
– Można próbować argumentować, że strona bazowała na pierwotnym pouczeniu co do wiążących ją terminów, a śledzenie zmian w prawie, zwłaszcza analizowanie przepisów przejściowych, nie jest powszechną praktyką wśród laików. Oczywiście tego problemu nie byłoby w ogóle, gdyby ustawodawca w przepisach przejściowych określił, że nowe terminy stosuje do zawieszeń mających miejsce po wejściu w życie nowelizacji – zaznacza mec. Jóźwiak.

Cała nadzieja w sędziach

Choć nowelizacja nie nakłada na sądy wprost obowiązku wystosowania dodatkowych pouczeń o nowych, krótszych terminach, to zdaniem mec. Sawińskiego sądy mogłyby to robić, stosując art. 5 k.p.c. Stanowi on, że w razie uzasadnionej potrzeby sąd może udzielić stronom i uczestnikom postępowania występującym w sprawie bez adwokata, radcy prawnego, rzecznika patentowego lub radcy Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej niezbędnych pouczeń co do czynności procesowych.
– Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem zastosowanie tego przepisu ma charakter wyjątkowy i powinno się odnosić tylko do stron nieporadnych, a udzielane pouczenia powinny dotyczyć kwestii formalnych, nie przybierając postaci merytorycznej porady prawnej. Jednak moim zdaniem zmiana przepisów, która skraca już biegnące terminy, jest taką wyjątkową okolicznością, uzasadniającą aktywność sądu. Zwłaszcza że umorzenie postępowania, któremu strona mogła łatwo zapobiec, gdyby tylko wiedziała o konieczności złożenia stosownego wniosku, może skutkować dla niej poważnymi konsekwencjami – tłumaczy mec. Sawiński. Zastanawia się jednak, czy sądy mają realną możliwość zidentyfikowania spraw, w których występuje ten problem, i zareagowania na czas.
– Przy obecnym przeciążeniu sądów wydaje mi się to wątpliwe – ocenia adwokat.
– Ustawa nie przewiduje obowiązku pouczenia strony przez sąd o skróceniu terminu. Jest to stronom wiadome z samej ustawy, która jako należycie promulgowana wiąże wszystkie osoby prawne i fizyczne podlegające polskiemu prawu i nie wymaga zawiadomień o poszczególnych zmianach – twierdzi sędzia Paweł Mroczkowski z Ministerstwa Sprawiedliwości, który pracował nad nowelizacją kodeksu. Dodaje też, że skoro w postanowieniu o zawieszeniu sąd nie określa czasu jego trwania, to nie dochodzi do dezinformacji strony. – Określanie tej zmiany mianem pułapki wydaje się mocno przesadzone. Z doświadczeń praktyki wynika, że rozwiązanie przez strony sytuacji, która była powodem zawieszenia postępowania, następuje albo niedługo po zawieszeniu, albo wcale. Przypadki późniejszej aktywności stron w tym kierunku, przypadającej niedługo przed końcem okresu zawieszenia, są sporadyczne. Problem jest więc w przeważającej mierze sztuczny. W większości przypadków skrócenie terminów nie spowoduje niczego poza wcześniejszym zakończeniem postępowania – przekonuje Mroczkowski. Na pytanie, dlaczego w przepisach przejściowych nie zadbano o to, by skrócone terminy były stosowane do przyszłych stanów faktycznych, współautor ustawy odpowiada, że skoro ustawa weszła już w życie, to rozważania, czy i jakie rozwiązanie przejściowe byłoby lepsze, są bezprzedmiotowe.
DGP