Wporównaniu z wrzawą, jaka towarzyszyła procedowaniu w Sejmie nowelizacji kodeksu karnego, obszerna zmiana kodeksu postępowania karnego odbywa się w dojmującej ciszy. Ustawa przeszła przez Senat bez poprawek. Obecnie czeka na podpis prezydenta.
Tu i ówdzie padają wprawdzie głosy, że nie wszystkie proponowane rozwiązania można pogodzić z podstawowymi zasadami procesu karnego, prawem do obrony czy zasadą równości broni stron procesu (o weto zaapelował w ubiegłym tygodniu do głowy państwa rzecznik praw obywatelskich), ale nie brzmią one tak donośnie i wyraziście jak wcześniejsze protesty dotyczące zmiany kodeksu karnego. A przecież prawo procesowe jest równie istotne jak prawo materialne. Można powiedzieć obrazowo, że jeśli kodeks karny stanowi zbiór praw i sankcjonowanych obowiązków, to procedura karna daje narzędzia do ich realizacji.
Brak symetrii
O szczegółowych rozwiązaniach można by pewnie dyskutować bez końca. Już dziś osiągnięcie celu przyświecającego rzekomym ułatwieniom w prowadzeniu rozprawy, polegającym na odczytywaniu zeznań świadków, których bezpośrednie przesłuchanie nie jest konieczne, czy ujawnieniu materiału dowodowego bez jego odczytywania, sprawnemu sędziemu nie nastręcza problemów. Natomiast prowadzenie rozprawy głównej pod usprawiedliwioną nieobecność oskarżonego i jego obrońcy niewątpliwie co najmniej osłabia realizację prawa do obrony w ujęciu ściśle formalnym.
Charakterystyczne jest to, że nie zaproponowano symetrycznie możliwości prowadzenia posiedzeń sądu, gdy nie stawił się na nie prokurator, którego obecność jest obowiązkowa np. w zakresie stosowania środków zabezpieczających (art. 354 pkt 2 k.p.k. pozostaje bez zmian). A przecież nawet usprawiedliwiona nieobecność oskarżyciela publicznego w takim przypadku powoduje konieczność wyznaczenia kolejnego terminu i tym samym uderza w ekonomikę procesową, rozumianą jako dążenie do jak najszybszego zakończenia sprawy zawisłej przed sądem.
Właśnie tej swoistej asymetrii powodującej wzmocnienie roli prokuratora kosztem nie tylko pozostałych stron postępowania, ale również sądu chciałbym poświęcić kilka uwag. Ta niepożądana tendencja pojawiła się już w 2016 r. wraz z nowelizacją art. 360 par. 2 k.p.k., która dotyczyła możliwości zgłoszenia przez prokuratora wiążącego sąd sprzeciwu co do wyłączenia jawności rozprawy głównej. Uznano tym samym, że to prokurator, a nie sąd może decydować o tak istotnym elemencie procedowania sprawy jak niejawność rozprawy.
Co więcej, jego sprzeciw co do wyłączenia jawności nie wymaga żadnego uzasadnienia i rzeczywiście często na sali rozpraw dochodzi do sytuacji, gdy rzecznik oskarżenia publicznego mówi suche „nie, bo nie”. Znamienne, iż takiego uprawnienia nie przyznano innemu oskarżycielowi. Mam tu na myśli oskarżyciela posiłkowego. Nawet więc gdy pokrzywdzony, który wszedł w procesową rolę, nie zgodzi się na wyłączenie jawności rozprawy, jego sprzeciw nie będzie miał żadnego znaczenia. Pozycja prokuratora jest więc w tym zakresie znacznie mocniejsza, co niewątpliwie narusza zasadę równości broni stron procesu karnego.
Wiążący sąd sprzeciw
W czekającej na podpis prezydenta noweli do kodeksu postępowania karnego zawłaszczanie obszaru procesu karnego przez jedną stronę tegoż procesu jest jeszcze bardziej widoczne.
Wystarczy przeczytać propozycję zmiany art. 12 k.p.k. W par. 3 tego przepisu znów daje się prokuratorowi prawo do wyrażenia wiążącego sąd sprzeciwu co do możliwości cofnięcia przez pokrzywdzonego wniosku o ściganie po otwarciu przewodu sądowego. Według obecnego stanu prawnego do otwarcia przewodu sądowego o możliwości cofnięcia przez pokrzywdzonego wniosku o ściganie decyduje sąd. Z jednej strony więc pokrzywdzonemu niejako prolonguje się prawo do cofnięcia złożonej skargi aż do zamknięcia przewodu sądowego, z drugiej zaś jego decyzja nie będzie w tym zakresie wystarczająca, bowiem jej skuteczność uzależnia się od zgody prokuratora.
A przecież nie doszłoby w ogóle do sporządzenia przez oskarżyciela publicznego aktu oskarżenia, gdyby osoba pokrzywdzona przestępstwem ściganym na wniosek owego wniosku nie wyartykułowała. Dlatego to właśnie pokrzywdzony czynem zabronionym tej kategorii, a nie zależny od jego inicjującej decyzji w tym względzie prokurator, powinien mieć decydujący wpływ na dalszy bieg postępowania. Ratio legis konstrukcji wyrażonej w art 12 k.p.k. leży właśnie w ograniczeniu interesu publicznego reprezentowanego przez prokuratora na rzecz wygaszenia konfliktu sprawca-pokrzywdzony pod kontrolą niezawisłego sądu. Znów więc to decyzja prokuratora będzie kształtowała dalszy bieg procesu niezależnie od stanowiska pokrzywdzonego oraz zdania sądu w tym zakresie.
Najbardziej jaskrawym przykładem uzurpacji na rzecz prokuratora nienależnych mu uprawnień procesowych jest szeroko komentowana zmiana art 257 par. 3 k.p.k. W przepisie tym przewiduje się kolejny wiążący sąd sprzeciw prokuratora, tym razem w kwestii zmiany tymczasowego aresztowania na poręczenie majątkowe. Sądy stosunkowo często stosują areszty warunkowe, w których izolacyjny środek zapobiegawczy utrzymywany jest do momentu wpłacenia ustalonego przez sąd poręczenia majątkowego. Podstawową zasadą dotyczącą skuteczności postanowień sądu w zakresie tymczasowego aresztowania jest ich natychmiastowa wykonalność. Postanowienia te stają się wykonalne z chwilą ogłoszenia, a nie z momentem ich uprawomocnienia się. Dotyczy to również postanowień o uchyleniu bądź zmianie tymczasowego aresztowania na inny środek zapobiegawczy.
W noweli proponuje się zatem, by mimo wydania przez sąd stosownego orzeczenia i uiszczenia poręczenia majątkowego tymczasowy areszt był stosowany do momentu jego uprawomocnienia się. W przypadku złożenia przez prokuratora zażalenia na decyzję sądu może to potrwać co najmniej kilka tygodni. A jeśli prokurator złoży sprzeciw do protokołu w trakcie posiedzenia sądu po ogłoszeniu postanowienia o areszcie warunkowym, ale po przemyśleniu sprawy odstąpi od jego zaskarżenia, oskarżony i tak będzie przebywał w izolacji jeszcze siedem dni. Powyższa zmiana art. 257 k.p.k. poprzez dodanie omawianego par. 3 jest nie do zaakceptowania, gdyż stanowi wyłom w dotychczasowej filozofii stosowania tego szczególnego, bo izolacyjnego środka zapobiegawczego. Tam, gdzie w grę wchodzi wolność osobista człowieka, decyzja o jego izolacji powinna być domeną niezawisłego sądu. Uzależnienie jej skuteczności od aktywności strony procesu, hierarchicznie podporządkowanej prokuratorowi generalnemu, będącemu w krajowych warunkach czynnym politykiem, jest poważnym błędem. Niebezpieczna jest bowiem sytuacja, w której najpierw daje się politykowi prawo do wydawania wiążących poleceń każdemu prokuratorowi, bez względu na zajmowany przez niego szczebel w hierarchii, a następnie uzależnia się zakres wolności osobistej obywatela od decyzji tegoż prokuratora.
Groźna tendencja
Pojawia się w tym kontekście pytanie, czy nie jest to aby pierwszy krok ku temu, by wszelkie decyzje sądu dotyczące uchylenia bądź zmiany tymczasowego aresztowania były blokowane przez przedstawicieli prokuratury aż do momentu ich uprawomocnienia się, co w krajowych warunkach oznacza przebywanie obywatela w izolacji, mimo stwierdzenia przez sąd braku ku temu przesłanek, jeszcze przez wiele tygodni.
Tak oto następuje konsekwentne przesunięcie środka ciężkości procesu karnego z sądu na rzecz jednej ze stron, jaką jest prokurator. Na razie z najbardziej drastycznych pomysłów wpisujących się w tę tendencję zrezygnowano na fali krytyki. Dość wspomnieć koncepcję, by to prokurator, a nie sąd, decydował o zwolnieniu z tajemnicy zawodowej, w tym dziennikarskiej, czy zmiany w zakresie art. 37 k.p.k., prowadzące w istocie do wyboru przez prokuratora sądu, przed którym sprawa powinna się toczyć. Niewątpliwie pomysły w tym zakresie płyną z biura Prokuratury Krajowej, z czym jej przedstawiciele nawet się nie kryją. W mojej ocenie opisywana tendencja jest również wyrazem nieodpowiedzialnego podważania zaufania do sądów, których decyzji prokurator generalny jakże często nie jest w stanie zaakceptować.