Niewiele ponad tydzień temu weszła w życie kolejna w ostatnich latach reforma procesu karnego. Przy jej uchwalaniu zapewniano, że będzie szybciej, sprawiedliwiej i mniej formalności. Tak samo mówiono przy okazji zmian z lipca 2015 r. i kwietnia 2016 r.
Modyfikacje, które w większości obowiązują od 5 października (część zmian zacznie obowiązywać dopiero w grudniu), można oceniać różnie. Niektóre są innowacyjne, ale są i kosmetyczne. Istotne jest to, że nowelizacja „łapie w locie” już toczące się procesy karne. Tym samym znów zmieniają się reguły gry w trakcie jej trwania. To kolejny dowód na to, że stabilność prawa przestała być wartością nadrzędną.
Ustawodawca zmiennym jest
Zmiany z ostatnich lat dotykały różnych aspektów procesu karnego. Do fundamentalnych należała na pewno próba wzmocnienia w 2015 r. kontradyktoryjności postępowania sądowego. Sąd jako bezstronny arbiter miał słuchać i pozwalać stronom na szermierkę dowodową, a interweniować w wyjątkowych przypadkach. Ówczesny ustawodawca tak wierzył w przełomowość i trwałość tych zmian, że dał prawnikom ponad półtora roku na ich przyswojenie. Dziś takie vacatio legis byłoby nie do pomyślenia. Ruszyły kontradyktoryjne procesy wpędzające w zakłopotanie przede wszystkim prokuratorów, silnie przeświadczonych o kierowniczej roli przewodniczącego składu sędziowskiego, który przecież na rozprawie poprawi „niedoróbki” śledztwa.
„Nowy ustawodawca” szybko się jednak zreflektował, że idea takiego procesu była momentem słabości. W kwietniu 2016 r. sytuacja wróciła „do normy”. Ten, kto jeszcze nowych zmian nie przyswoił, mógł odetchnąć, bo nowelizacja przywróciła stare porządki, pozostawiając trudne pytania. Dla przykładu, co mają zrobić sądy, które zdążyły zastosować prokontradyktoryjne przepisy? Jak skontrolować ich wyroki, wydane wszak po przeprowadzeniu postępowania w nieobowiązującym modelu?
Ostatnia nowelizacja jest nieco podobna do zmiany z 2016 r. Także wpisuje się w trend procesu mniej kontradyktoryjnego (łatwiejsze oddalanie dowodów, ograniczenie pokrzywdzonym możliwości prezentowania ich racji). To pokazuje, że patrząc na kierunek i dynamikę zmian, nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie trendy będą obowiązywać w procesie karnym za 3–5 lat.
Ustawodawca sadownik, czyli owoc dobry, choć zatruty
Nowele ostatnich lat dążyły do supremacji interesu organów ścigania nad prawami jednostki. Dla przykładu, w kwietniu 2016 r. ustawodawca znacząco ograniczył możliwość wyłączenia z procesu karnego nielegalnego dowodu (tzw. zakaz korzystania z owoców zatrutego drzewa). Do tego czasu, przez około 9 miesięcy, przepisy przewidywały prostą prawidłowość: w procesie karnym w sądzie demokratycznego państwa nie przystoi korzystać z nielegalnego dowodu. Zasadę tę wykładano też inaczej: dla ochrony przed wami samymi (policjanci, agenci) nie wolno wam aktywnie prowokować, podsłuchiwać bez zgody sądu czy torturować. Po kwietniu 2016 r. tylko wynaturzenia (wymuszanie dowodów torturami lub w inny niegodziwy sposób) są w zasadzie granicą tego, co można wykorzystać w procesie. Granica ta została zatem istotnie przesunięta, tyle że w kierunku wzmocnienia pozycji organów ścigania.
Podobny trend – deprecjacji znaczenia praw jednostki – widać też w ostatniej nowelizacji. Dla przykładu prokurator będzie mógł np. wstrzymać wykonanie decyzji sądu o tzw. kaucji warunkowej. Jego oświadczenie o tym, że nie zgadza się na zamianę aresztu na poręczenie majątkowe, będzie obowiązywało przynajmniej do decyzji sądu odwoławczego. Stawia to zatem prokuratora ponad sądem. Nowe przepisy wydłużą też pokrzywdzonym drogę do wniesienia tzw. subsydiarnego aktu oskarżenia. Zmuszą do tego, by ponowną odmowę lub umorzenie sprawy przez prokuratora zaskarżać jeszcze do prokuratora nadrzędnego, a potem czekać na jego stanowisko w sprawie. Patrząc na to, można zadać pytanie, co jeszcze w imię ochrony interesów organów ścigania można „poprawić”?
Ustawodawca podążający za trendami
Nowością procesu karnego ma być znana w procesie cywilnym prekluzja (oddalanie spóźnionych wniosków dowodowych). Ustawodawca wprowadził tę zmianę, mimo że przepisy już dawały szeroką możliwość zaniechania przeprowadzenia dowodów. Ostrze tej zmiany ma co prawda stępić zastrzeżenie o niemożność skorzystania z prekluzji, gdy dowód będzie miał znaczenie dla ustalenia m.in., czy został popełniony czyn zabroniony, a jeśli tak, to jaki. Problem jednak w tym, że w sprawach karnych zdecydowana większość wniosków dowodowych jest bezpośrednio lub pośrednio powiązana z takim ustaleniem. Oznacza to, że zapewne dopiero orzecznictwo sądowe wytyczy granice tego, co, kiedy i na jakich zasadach wolno.
Ustawodawca eksperymentator – nowości w apelacji
Dużo nowości czeka dwie grupy prawników. Zmiany dotkną od razu tych, którzy za chwilę będą składać apelację. Na ich miejscu drżelibyśmy nie tylko o losy ich mocodawców, ale też o to, czy w razie niekorzystnego rozstrzygnięcia otrzymają przejrzysty i logicznie napisany wyrok, a także czy skutecznie go zaskarżą. Dlaczego? Ponieważ nowelizacja m.in. wprowadza uzasadnianie wyroków na urzędowym formularzu, a także nowe podstawy apelacji, nie mówiąc o prekluzji. Do drugiej grupy „wybranych” mogą należeć ci, którym niebawem przyjdzie zdawać egzamin adwokacki. Nowa podstawa apelacji to świetny poligon doświadczalny dla egzaminowanych. Pytanie tylko, na ile, z uwagi na częstotliwość nowelizacji, doświadczenie na nim zdobyte przyda im się w późniejszym życiu zawodowym.
Na kłopoty kolejna nowelizacja?
Czas oczywiście pokaże, na ile te zmiany coś usprawnią. Już dziś można mieć jednak wątpliwości. Nowelizacja nie ograniczy właściwości sądów. Nie rozwiąże problemu braku rąk i głów do pracy w wymiarze sprawiedliwości. Nie stworzy zaplecza pomocniczego w postaci profesjonalnych biegłych. Tymczasem m.in. te zagadnienia rzutują na efektywność pracy sądów i prokuratur. Oby tylko receptą na te bolączki nie była kolejna nowelizacja.