Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego od jakiegoś czasu jest zabawnie. Coraz więcej pracowników nie mówi sobie „dzień dobry”, a dawni koledzy zaczynają sobie grozić pozwami. Wszystko przez politykę i to, że wielu naukowców zaczęło ją stawiać na piedestale. W minionym tygodniu Marcin Warchoł, adiunkt na WPiA UW, chwilowo będący wiceministrem sprawiedliwości, zaatakował publicznie Adama Bodnara, adiunkta na WPiA UW, chwilowo będącego rzecznikiem praw obywatelskich.
Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego od jakiegoś czasu jest zabawnie. Coraz więcej pracowników nie mówi sobie „dzień dobry”, a dawni koledzy zaczynają sobie grozić pozwami. Wszystko przez politykę i to, że wielu naukowców zaczęło ją stawiać na piedestale. W minionym tygodniu Marcin Warchoł, adiunkt na WPiA UW, chwilowo będący wiceministrem sprawiedliwości, zaatakował publicznie Adama Bodnara, adiunkta na WPiA UW, chwilowo będącego rzecznikiem praw obywatelskich.
Warchoł „wzywa” Bodnara do podania się do dymisji i w imieniu społeczeństwa „oczekuje” przeprosin.
A poszło o zatrzymanie Jakuba A. podejrzanego o zabójstwa 10-letniej Kristiny. Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur, który działa pod auspicjami RPO, miał zastrzeżenia do sposobu zatrzymania podejrzewanego. Antyterroryści położyli go na podłodze, założyli kajdanki zespolone i wyprowadzili z mieszkania boso, w samej bieliźnie i koszulce. Następnie robiono mu zdjęcia – gdy Jakub A. nadal był w gaciach – prywatnym sprzętem i wrzucano do mediów społecznościowych.
Sąd właśnie stwierdził, że zatrzymanie było zasadne, legalne i prawidłowe. Marcin Warchoł wyciągnął z tego wniosek, że Adam Bodnar wprowadził społeczeństwo w błąd, chcąc nim manipulować.
Po pierwsze, tak wybitny karnista jak Marcin Warchoł (piszę to bez złośliwości - to naprawdę świetny fachowiec) doskonale wie, że sąd przy ocenie zatrzymania ocenia coś zupełnie innego, niż oceniał rzecznik praw obywatelskich. A dokładniej – oceniał Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur, który przy rzeczniku działa. Ot, choćby skład orzekający nie zajmował się kwestią zdjęcia wrzuconego na Facebooka.
Po drugie, nawet gdybyśmy przyjęli, że Adam Bodnar się pomylił, miałby to być powód do złożenia dymisji? O ile dobrze pamiętam, kilka projektów pilotowanych przez Marcina Warchoła było poprawianych. Niektóre ustawy nowelizowano nawet przed ich wejściem w życie, bo takie kwiatki w nich były. Z jednej wręcz wynikało, że trzy i pięć to ta sama cyfra. Nie przypominam sobie, by wówczas Adam Bodnar wzywał do dymisji. A ja każdego, kto by wzywał, potraktowałbym tak samo jak teraz pana ministra.
Po trzecie wreszcie, od wczoraj czytam, że Adamowi Bodnarowi zabrakło „społecznego słuchu”. Tragedią byłoby, gdyby rzecznik praw obywatelskich kierował się społecznymi oczekiwaniami. To taka funkcja, w której często broni się ludzi nienawidzonych przez większość społeczeństwa. Mam zastrzeżenia do niektórych działań Adama Bodnara, ale nie można mu odmówić tego, że staje w obronie słabszych. Wystarczy wspomnieć, że niedawno bronił fatalnie traktowanych Romów.
Życzyłbym sobie i nam wszystkim, by wszystkie zastrzeżenia formułowane przez rzecznika praw obywatelskich były niesłuszne. Oznaczałoby to, że żyjemy w pięknym państwie, w którym człowiek jest w każdej sprawie traktowany godnie. Wiadomo jednak, że to utopia. A zatem życzyłbym sobie i zarazem życzył Polsce, by nigdy ombudsman nie bał się formułowania swoich opinii. Znacznie lepiej, gdy dziesięć z nich okaże się przesadzonych, niż gdyby jednej istotnej miało zabraknąć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama