Rzepliński stwierdził, że „po tym, co się dowiedzieliśmy, co robił [Piebiak – red.], nie jest on w stanie wyjść w todze, z łańcuchem sędziowskim, orłem na piersiach i wydawać wyroki w imieniu Rzeczpospolitej”. I dalej: „Jest prawnikiem, znajdzie sobie robotę. Może zostać adwokatem, radcą prawnym, otworzyć biuro pomocy prawnej, ale nie ma miejsca dla człowieka, który się sam zaangażował i robił tak niewyobrażalne w Europie rzeczy, na sali sądowej. On nie ma i moralnej, i prawnej zdolności do tego, by być sędzią”.
Czyli w skrócie: Piebiak jest na tyle zdegenerowany moralnie, że nie może być sędzią. Ale jako że jest prawnikiem, niech idzie do adwokatury lub uśmiechnie się do radców prawnych, by przywdziać togę z niebieskim żabotem.
Stanowisko prof. Rzeplińskiego rozsierdziło niektórych członków palestry. Część z przekąsem mówi, że skoro Piebiak taki moralnie upośledzony, to niech idzie na uniwersytet i zostanie profesorem. Najlepiej w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego (tam właśnie wykłada prof. Andrzej Rzepliński).
Nie mam wątpliwości, że słowa byłego prezesa TK były nieeleganckie. Lub nieprzemyślane. A zapewne i jedno, i drugie. Ale w gruncie rzeczy poruszył on szalenie istotny temat: jaka przyszłość zawodowa powinna być przed sędziami, którzy utracili moralny autorytet do wydawania wyroków w imieniu Rzeczypospolitej? Oczywiście nie mnie oceniać, czy Łukasz Piebiak powinien wrócić na salę sądową. W tej kwestii jestem zapewne mniej zapalczywy niż większość społeczeństwa, bo bym powiedział, że jeśli był dobrym sędzią gospodarczym – niech wraca. Ale rozumiem argumenty wszystkich tych, którzy twierdzą, że za pewne zachowania niezwiązane z orzekaniem, np. udział w akcji poniżania innych sędziów, można utracić zdolność do zasiadania za sędziowskim stołem. Co więc powinien taki (były) sędzia robić? Z jednej strony – skoro nie ma przymiotów moralnych do bycia sędzią, niby dlaczego mielibyśmy uznać, że może być adwokatem, radcą prawnym czy notariuszem? W tych zawodach – choć niektórzy o tym zapominają – też należy postępować etycznie i mieć kręgosłup na swoim miejscu.
Z drugiej strony – czy za zrobienie głupoty, choćby nawet poważnej i społecznie nagannej, należy człowiekowi w ogóle zabronić pracy w zawodach prawniczych? Byłaby to przecież sankcja znacznie poważniejsza niż nawet kara pozbawienia wolności w zawieszeniu.