W sądach orzeka ponad pół tysiąca sędziów i asesorów, których wskazała obecna Krajowa Rada Sądownictwa. Skuteczne podważenie, po orzeczeniu Luksemburga, wydawanych przez nich wyroków wydaje się mało realne.
W sądach orzeka ponad pół tysiąca sędziów i asesorów, których wskazała obecna Krajowa Rada Sądownictwa. Skuteczne podważenie, po orzeczeniu Luksemburga, wydawanych przez nich wyroków wydaje się mało realne.
478 sędziów oraz 60 asesorów – tylu wskazań dokonała obecna, podważana przez część ekspertów, a ostatnio także przez rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Krajowa Rada Sądownictwa. Osoby te orzekają zarówno w sądach powszechnych, jak i administracyjnych czy Sądzie Najwyższym. Wydają wyroki zarówno w sądach rejonowych, jak i okręgowych i apelacyjnych. Ich wykaz sporządził, w oparciu o uchwały KRS o przedstawieniu wniosku o powołanie na stanowisko sędziego i asesora oraz postanowienia prezydenta, Patryk Wachowiec, analityk prawny z Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Miesięcznie jeden sędzia może wydawać nawet ok. 30 wyroków, nie licząc przy tym postanowień czy zarządzeń. A to oznacza, że w obrocie prawnym może istnieć co najmniej kilkaset tysięcy orzeczeń, które zostały wydane przez sędziów i asesorów, których do powołania przedstawiła prezydentowi obecna KRS. Co więc się stanie z tym całym orzecznictwem, gdy TSUE podzieli opinię swojego rzecznika i uzna, że obecna KRS została powołana nieprawidłowo i nie jest w pełni niezależna?
/>
– Z całą pewnością TSUE będzie musiał się tym problemem zająć i przewidzieć konsekwencje, jakie wywoła jego orzeczenie – uważa sędzia Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
A te mogą być ogromne, nie tylko dla samych sądów, lecz przede wszystkim dla stron postępowań zakończonych prawomocnymi orzeczeniami wydanymi przez osoby powołane na urząd sędziego przez obecną KRS.
– Gdyby TSUE uznał, że te powołania były nieprawidłowe i w związku z tym osoby te nie są sędziami, oznaczałoby to konieczność powtórzenia wszystkich postępowań, które były prowadzone z ich udziałem – tłumaczy sędzia Morawiec.
Dla sądownictwa, i tak już obecnie przytłoczonego liczbą wpływających spraw, byłby to istny armagedon. Najbardziej jednak ucierpieliby ci, którzy otrzymali prawomocne wyroki wydane przez sędziów czy asesorów wyłonionych przez obecną radę.
– Legalność takich wyroków zostałaby podważona – stwierdza Morawiec.
Potencjalnego problemu z legalnością orzeczeń zdaje się za to nie zauważać sama rada. W uchwale mającej być odpowiedzią na opinię rzecznika TSUE nie ma na ten temat ani słowa. Jest za to stwierdzenie, że dokument ten nie spełnia standardów opinii prawnej. Zdaniem rady opinia rzecznika „zawiera wewnętrzne sprzeczności, jest jednostronna, a także formułuje zasady prawne bez wskazania źródeł prawa, albo zasady nieznane, które zostały skonstruowane tylko na użytek toczącego się postępowania”.
W środowisku sędziowskim zdaje się jednak przeważać opinia, że tego prawniczego chaosu da się uniknąć. Wystarczy, że TSUE, wydając wyrok, stwierdzi, że jego skutki oddziaływają jedynie na przyszłość.
– Niewykluczone jest, że w przypadku orzeczenia TSUE zastosowane zostanie podobne rozwiązanie jak to, którym w 2014 r. posłużył się pełny skład Sądu Najwyższego, orzekając w kwestii reformy Gowina – podaje przykład Mariusz Królikowski, sędzia Sądu Okręgowego w Płocku.
Wówczas chodziło o legalność orzeczeń wydawanych przez ponad 500 sędziów. Wątpliwości wzięły się z tego, że decyzje o przeniesieniu tych sędziów w związku z reorganizacją sądów rejonowych podpisali wiceministrowie sprawiedliwości. Tymczasem uprawnienie do przeniesienia sędziego na inne miejsce służbowe przysługuje wyłącznie ministrowi sprawiedliwości i nie możne być ono przekazywane innemu podmiotowi.
– SN uznał co prawda, że sędziowie zostali przeniesieni nieprawidłowo, jednak, aby uniknąć chaosu prawnego i chronić strony postępowań, zaznaczyli, że orzeczenie wywołuje skutki jedynie na przyszłość. Również w obecnej sytuacji wskazane byłoby, aby w podobny sposób uniknąć potencjalnego chaosu prawnego na jeszcze większą skalę – tłumaczy sędzia Królikowski.
Podobny mechanizm zastosował wcześniej także Trybunał Sprawiedliwości, orzekając w sprawie asesorów (sygn. akt SK 7/06), kiedy to zakwestionował tę instytucję, jednak w uzasadnieniu orzeczenia zaznaczył wyraźnie, że „wyroki wydane w okresie, w którym z punktu widzenia obowiązującego standardu konstytucyjnego powierzenie asesorom orzekania nie było zakwestionowane, nie mogą być kwestionowane”.
– Należy się spodziewać, że także TSUE podejdzie racjonalnie do kwestii legalności orzeczeń wydawanych przez osoby wskazane przez obecną KRS – przypuszcza sędzia Morawiec.
A to oznaczałoby, że nie można by było podważać orzeczeń wydanych przez osoby, które przeszły procedurę konkursową przed obecną KRS, a także ich nominacji na stanowiska sędziowskie.
Powstaje jednak pytanie, czy równie racjonalny okaże się Trybunał Konstytucyjny. Należy je postawić, gdyż do TK wpłynęły pytania prawne autorstwa Kamila Zaradkiewicza z Sądu Najwyższego, który także zalicza się do grona osób wskazanych na urząd sędziego przez kwestionowaną KRS. Ich istota sprowadza się do możliwości zakwestionowania orzeczeń wydawanych przez wszystkich sędziów powołanych na mocy uchwał wydanych przez wszystkie poprzednie KRS wyłonione w sposób odmienny od obecnego. W tym przypadku chodziłoby więc nie o setki tysięcy wyroków, lecz o podważenie właściwie całego dotychczasowego orzecznictwa polskich sądów wszystkich szczebli i rodzajów.
– Tego typu orzeczenie miałoby o wiele większe pole rażenia od ewentualnego wyroku TSUE – stwierdza sędzia Morawiec.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama