Kamil Zaradkiewicz, nowy sędzia Sądu Najwyższego, złożył pozew przeciwko SN. Żąda dopuszczenia do orzekania. I połowicznie swój cel już osiągnął.
W sprawie wszczętej pozwem prof. Zaradkiewicza zostało wydane już postanowienie zabezpieczające. Zgodnie z nim sędzia ma być wyznaczany do składów orzekających.
– Z pewnością mamy tutaj do czynienia z precedensem – zauważa Michał Laskowski, rzecznik prasowy SN. I od razu zaznacza, że SN nie zgadza się z tym orzeczeniem.
– Dlatego też I prezes SN złożyła już na nie zażalenie. Jednak szanujemy wszystkie orzeczenia sądowe i dlatego zostanie ono wykonane tak jak każde inne – podkreśla Michał Laskowski, rzecznik prasowy SN.
A to oznacza, że Kamilowi Zaradkiewiczowi, do czasu ostatecznego merytorycznego rozstrzygnięcia sporu, sprawy będą jednak wyznaczane.
Kontrowersyjne powołania
Profesor Kamil Zaradkiewicz to dość znana postać w środowisku prawniczym. Na początku swojej kariery naukowej związany był z Trybunałem Konstytucyjnym, gdzie od 2006 r. do 2016 r. zajmował stanowisko dyrektora zespołu orzecznictwa i
studiów w biurze TK. Z trybunałem rozstał się w atmosferze skandalu, a przyczyną tego było opowiedzenie się po stronie rządowej w konflikcie, który sprawująca obecnie władzę większość toczyła na przełomie 2015 r. właśnie z sądem konstytucyjnym.
Ostatnim pracodawcą prof. Zaradkiewicza, zanim ten trafił do SN, było
Ministerstwo Sprawiedliwości, w którym pełnił on funkcję dyrektora departamentu prawa administracyjnego. Jego kandydaturę podczas posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa osobiście popierał minister Zbigniew Ziobro.
Kamil Zaradkiewicz znalazł się w grupie 27 nowych sędziów SN, których powołania wywołały spore kontrowersje w środowisku prawniczym. Nastąpiły bowiem już po tym, jak Naczelny Sąd Administracyjny wydał zabezpieczenie w toczących się przed nim postępowaniach, w których zaskarżono prawidłowość procedury konkursowej przeprowadzonej przed nową Krajową Radą Sądownictwa. Ponadto przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej toczy się postępowanie, w którym są poruszane kwestie dotyczące prawidłowości wyłaniania sędziowskiej części rady.
To wszystko spowodowało, że prezesi izb SN, do których trafili powołani wówczas sędziowie, zdecydowali, że nie będą oni wyznaczani do składów orzekających. Jak podkreślano, decyzja ta była podyktowana potrzebą dbałości o jednolitość praktyki sądowej oraz bezpieczeństwo procesowe stron.
Asystent i wokanda
Takiego niebezpieczeństwa najwyraźniej nie widzi prof. Zaradkiewicz. Dlatego też postanowił walczyć o prawo do orzekania. Jego pozew, zgodnie z nową ustawą o Sądzie Najwyższym (Dz.U. z 2018 r. poz. 5 ze zm.), trafił do
Izby Dyscyplinarnej SN. Ta ukonstytuowała się w drugiej połowie września zeszłego roku i składa się wyłącznie z sędziów wyłonionych przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Sprawą prof. Zaradkiewicza zajął się Piotr Niedzielak, który zanim trafił do SN, był na delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości. Sędzia Niedzielak na posiedzeniu niejawnym 20 grudnia 2018 r. wydał postanowienie zabezpieczające, w którym zobowiązał prezesa SN kierującego Izbą Cywilną Dariusza Zawistowskiego do wyznaczania począwszy od stycznia br. Kamila Zaradkiewicza do składów orzekających (w tym jako sprawozdawcę). Zaradkiewicz ma być wyznaczany nie rzadziej niż pozostali sędziowie SN. Na tym jednak nie koniec – w postanowieniu jest mowa także o tym, że Zaradkiewiczowi ma zostać przyznany asystent sędziego.
Z postanowienia wynika ponadto, że o to, aby prezes Zawistowski wykonał nałożone na niego obowiązki, ma zadbać I prezes SN, który sprawuje nadzór nad działalnością administracyjną SN. Ma czuwać nad tym, aby Zaradkiewicz był wyznaczany do składów orzekających „zgodnie z zasadą równomiernego obciążenia pracą sędziów”.
– W tej sprawie jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Po pierwsze, mam spore wątpliwości, czy w ogóle dopuszczalna jest tutaj droga sądowa. Po drugie, nawet jeżeli uznać, że istniały podstawy do wniesienia powództwa, to wydawałoby się, że mamy tutaj do czynienia raczej ze sprawą cywilną. A skoro tak, to właściwa do rozpoznania takiego pozwu byłaby Izba Cywilna SN, a nie Izba Dyscyplinarna – zauważa prof. Maciej Gutowski,
adwokat. Jednocześnie zaznacza, że postanowienie zostało wydane i obecnie, czy się z nim zgadzamy, czy nie, nie można nad nim przejść do porządku dziennego.
Ostrzej całą sytuację komentuje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
– Naprawdę trudno mi jest ocenić, czy bardziej kuriozalny jest sam pozew, czy też wydane postanowienie – ironizuje. Jego zdaniem mamy tutaj do czynienia z niebezpiecznym precedensem. Nie widzi bowiem podstaw do wydania takiego postanowienia.
– I kto teraz zagwarantuje, że za chwilę nie będziemy mieli do czynienia z postanowieniem, na mocy którego
sąd wskaże, że nie prezes danej izby, ale jakiś inny, dowolnie wybrany podmiot jest właściwy do przydzielania sędziom spraw? – pyta retorycznie.
DGP próbował skontaktować się z prof. Zaradkiewiczem za pośrednictwem biura prasowego SN. Otrzymaliśmy jednak informację, że nie przebywa on w SN, a jego telefon jest wyłączony.
Więcej chętnych na 100-proc. uposażenie
Aż 11 sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego, którzy ukończyli 65. rok życia, zdecydowało się nie wracać do czynnej służby. W zamian otrzymają uposażenie w wysokości 100 proc. ostatniej pensji, a nie tak jak ich koledzy przechodzący w stan spoczynku na zasadach ogólnych, 75 proc. Wczoraj DGP informował, że mija termin, jaki ustawodawca dał sędziom NSA i Sądu Najwyższego na zadeklarowanie, czy chcą wrócić do orzekania. Podawaliśmy, że w stanie spoczynku chce pozostać jeden sędzia SN (Józef Szewczyk) oraz siedmiu sędziów NSA. Z przekazanej wczoraj przez KRS listy wynika jednak, że liczba ta wzrosła aż do 11 (wśród sędziów NSA niewracających do czynnej służby znaleźli się m.in. Małgorzata Jaśkowska, Wojciech Jakimowicz czy Henryka Łysikowska).