Tło historyczne
Powyższe rozstrzygnięcie zostało poprzedzone następującym stanem faktycznym - powód od lat trudni się działalnością gospodarczą: w latach 1995–2011 prowadził kawiarnię w Olsztynie, a obecnie zajmuje się sprowadzaniem do Polski luksusowych samochodów z zagranicy. Prowadzona w latach 90. działalność gastronomiczna stała się obiektem zainteresowania miejscowej grupy przestępczej, która zaproponowała "ochronę" lokalu, żądając jednocześnie płacenia przez powoda haraczu. Nie ugiął się jednak pod naporem gangu, co spotkało się między innymi z dwukrotnym spaleniem jego kawiarni. Rozpoczął on wówczas kampanię przeciwko gangsterom i dzięki jego nieustępliwości bandytów udało się schwytać, a następnie osądzić.
"Bardzo biedny gangster"...
Cała historia opowiedziana została w artykule Piotra Pytlakowskiego w tygodniku "Polityka" z 15 czerwca 2002 roku, zatytułowanym: "Bardzo biedny gangster". Tenże artykuł przechowywany jest w archiwum cyfrowym tygodnika dostępnym w sieci. By uzyskać do niego pełny dostęp, konieczne jest uiszczenie opłaty, natomiast w wersji darmowej można przeczytać około 2/5 pierwotnego tekstu. Już jednak nawet ten fragment pozwala wyinterpretować, że określenie zawarte w tytule nie odnosi się do powoda, a do jednego z członków gangu.
Nie zmienia to jednak faktu, że po wpisaniu w wyszukiwarkę Google imię i nazwisko powoda wraz z nazwą miejscowości, w której zamieszkuje, jako pierwszy pojawia się właśnie link zatytułowany "Bardzo biedny gangster".
… a dobra osobiste
Powód uznał, że taka sytuacja narusza jego dobra osobiste, w szczególności prawo do czci, prawo do dobrego imienia, prawo do dobrej renomy oraz prawo do wiarygodności zawodowej. Zażądał zaprzestania prezentowania w wynikach wyszukiwania adresu strony internetowej tego artykułu, gdy wprowadzi się jego dane osobowe, oraz wniósł o 300 000 złotych zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Pozwany Google bronił się tym, że działania algorytmów przyporządkowujących wyświetlaną treść do hasła wpisanego przez użytkownika mają charakter automatyczny i bazują na danych wprowadzonych przez administratorów konkretnych stron, a tym samym nie ma on na nie wpływu.
Orzeczenia sądów I i II instancji
Sąd I instancji przychylił się do argumentacji amerykańskiego giganta. Oddalając powództwo, wskazał, że obciążanie Google odpowiedzialnością za treści i linki kształtowane przez administratorów stron wyświetlanych w wynikach wyszukiwania jest nieuprawnione. Wyszukiwarka nie ma wpływu na wyświetlane treści, a przyjęcie odmiennej konkluzji powodowałoby, że pozwany mógłby w zasadzie działać w charakterze cenzora Internetu. Powód jednak nie ugiął się niepowodzeniem i wniósł od wyroku apelację.
Sąd II instancji z kolei zgodził się z jego twierdzeniami i zmienił wyrok na jego korzyść. Warto zwrócić uwagę na najważniejsze tezy argumentacji podnoszonej przez Sąd Apelacyjny.
W odniesieniu do stanowiska pozwanego, sąd uwypuklił jako oczywisty fakt, że działanie algorytmu wyszukiwania jest neutralne i działa w sposób automatyczny. Podkreślił jednocześnie, że nie ma to znaczenia, ponieważ "automatyczne wyświetlanie treści świadczy wyłącznie o sposobach wpływania na wyniki wyszukiwania, a nie o braku wpływu na te wyniki". Sąd wskazał, że jeżeli to informatycy Google w taki sposób ukształtowali algorytm, to tym samym operator wyszukiwarki powinien ponosić odpowiedzialność za taką sytuację.
Ponadto, sąd odwołał się do argumentacji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdzającego odpowiedzialność Google za przetwarzanie danych osobowych. Podkreślono wówczas, że wyszukiwarka internetowa może znacząco oddziaływać na prawa podstawowe osób trzecich, w tym prawo do poszanowania prywatności. Oznacza to, że w razie ewentualnego sporu między uprawnionym a operatorem wyszukiwarki internetowej należy wyważyć ich wzajemne interesy. Sąd Apelacyjny orzekający w niniejszej sprawie uznał, że prymat należy przyznać interesom powoda.
Stanowisko Sądu Najwyższego
Sprawa powoda z Olsztyna trafiła ostatecznie do Sądu Najwyższego. Przychylił się on w znacznej mierze do argumentacji Sądu Okręgowego i w konsekwencji uchylił wyrok Sądu Apelacyjnego i przekazał temu sądowi sprawę do ponownego rozpoznania.
W przedstawionych przy ogłoszeniu wyroku ustnych motywach wskazał w pierwszej kolejności, że powód konsekwentnie w pismach procesowych upatrywał rozpatrywaną sytuację jako naruszającą prawo do czci. Jednocześnie na poparcie swych tez przytaczał argumentację właściwą dla ewentualnego naruszenia jego danych osobowych. Jedynie w ostatnim piśmie przed sądem I instancji powód wskazał w formie wzmianki, że ta sytuacja naruszyła również jego sferę prywatności.
Zdaniem Sądu Najwyższego działania pozwanego - operatora wyszukiwarki nie mogą być rozumiane jako naruszające cześć. Jak podkreślono, choć cześć jest pojęciem szerokim i zawiera w sobie wiele pojęć, to jednak nie zawiera w sobie danych osobowych. One z kolei mogą stanowić dobro osobiste w postaci tożsamości czy prawa do prywatności.
Google nie wprowadza treści do internetu
Argumentując dalej w kontekście braku naruszenia czci, Sąd wskazał, że z charakterystyki działań operatora wyszukiwarki wynika fakt braku wprowadzania przez niego informacji do sieci. Wyszukiwarka jest jedynie narzędziem do odnalezienia tego, co zostało wprowadzone przez kogoś innego. Google stworzył jedynie neutralny algorytm, którego działanie ogranicza się jedynie do automatycznego "wyciągania" wprowadzonych do internetu treści. Podkreślono więc, że działania Google'a nie mogą z tego powodu stanowić samoistnego naruszenia. Mogą ewentualnie stanowić jedynie zwielokrotnienie naruszeń i rozszerzenie ich zasięgu.
W następnej kolejności SN pochylił się nad zagadnieniem wzorca "przeciętnego użytkownika" w internecie. Sąd przychylił się do stanowiska Sądu Okręgowego, że jest on uważny i dociekliwy. Wpisując bowiem konkretne hasło w wyszukiwarkę (w tym przypadku imię, nazwisko i nazwa miejscowości), pragnie odnaleźć konkretną informację i szukając jej, zweryfikuje przyswajane w tym czasie treści. A więc, przenosząc powyższe na grunt tej sprawy, bez problemu dotarłby do informacji, że tytuł artykułu "Polityki" w żaden sposób nie odnosi się do powoda.
Konkludując, SN stwierdza, że w stosunku do dobra osobistego czci pozwanemu nie sposób przypisać naruszenia.
Wytyczne dla sądu II instancji
Jednocześnie Sąd wskazał, że sądy obu instancji w swoich rozważaniach pominęły całkowicie zagadnienie ewentualnego naruszenia prywatności, które to dobro w pismach procesowych zostało przez powoda wskazane, choćby na marginesie. Wprawdzie dane osobowe nie zawierają się w pojęciu czci, to mogą pozostawać pod ochroną prawa cywilnego w ramach prawa do prywatności.
Jednocześnie zwrócono uwagę, że sąd II instancji, który będzie rozstrzygał tę sprawę ponownie, powinien rozpoznać ewentualne naruszenie prawa do prywatności w kontekście konkluzji wynikających z wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 13 maja 2014, C – 131/12.
Zainteresowanym tą tematyką pozostaje czekać na pisemne uzasadnienie wyroku, a następnie na ponowne zajęcie się tą sprawą przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Jedno jest pewne - spór jednostki przeciwko Google'owi nie jest z góry skazany na porażkę.
Komentarz adwokata Macieja Kubiaka
Choć to jedynie ustne motywy uzasadnienia, wyłania się z nich kilka interesujących i doniosłych praktycznie kwestii. Po pierwsze, zdaniem sądu (i trudno się z tym nie zgodzić), jeśli powołujemy się na kwestie dotyczące danych osobowych, dobrem osobistym, które może zostać naruszone, jest przede wszystkim prywatność.
Ponadto, aby wykazać naruszenie czci, trzeba skupić się na innych aspektach niż tylko dane osobowe - takich jak choćby odbiór społeczny i negatywny wydźwięk zestawienia danych osobowych z miejscem w sieci i kontekstem ich umieszczenia. To bardzo cenne wskazówki SN, zwłaszcza w sytuacji, gdy z powodu RODO wszyscy odmieniają dane osobowe przez wszystkie przypadki.
Ciekawy wydaje się również wątek dotyczący uważności odbiorcy informacji wyszukiwanych w internecie. Tutaj jednak pozostaje nam cierpliwie czekać na pisemne uzasadnienie, gdyż doświadczenie uczy, że zazwyczaj wyszukiwanie informacji w sieci odbywa się właśnie nie uważnie, a "w biegu", o czym świadczą statystyki korzystania z internetu w Polsce i na świecie przez urządzenia mobilne.
Wyrok Sądu Najwyższego z 13 grudnia 2018 roku, sygn. akt I CSK 690/17.
Artykuł udostępniony przez Kancelarię prawniczą LSW Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy
Artykuł powstał we współpracy z www.legalnakultura.pl
Fundacja prowadzi Bazę Legalnych Źródeł, które udostępniają treści zgodnie z prawem i wolą twórców.