Minister sprawiedliwości na konferencji prasowej 2 lutego 2018 r. zapewniał, że 18 kandydatów na 15 sędziowskich miejsc w nowej Krajowej Radzie Sądownictwa to dużo, a nawet bardzo dużo. Pewien zapas niewątpliwie jest, ale nie wiadomo jeszcze, jak zakończy się weryfikacja podpisów pod poszczególnymi zgłoszeniami.
/>
Oceny liczby zgłoszeń trzeba dokonywać w kontekście rzekomej demokratyzacji wyborów do KRS. Wszak autorzy pomysłu, by sędziów do rady wybierał Sejm, twierdzili, że rozwiązanie to otworzy drogę do kandydowania sędziom liniowym, niemającym poparcia w środowiskowym „salonie”. Z tej perspektywy liczba 18 chętnych (na dziesięciotysięczną grupę zawodową) nie wydaje się imponująca. Co więcej, z nieoficjalnych informacji (bo lista nazwisk wciąż jest niejawna), wynika, że tylko dwoje kandydatów zgłosiły organizacje społeczne. A to już prawdziwa porażka idei obywatelskiej kontroli wymiaru sprawiedliwości, z której ustawodawca uczynił jeden z głównych argumentów za zmianą dotychczasowego trybu wyłaniania członków KRS.
Konkluzja może być tylko jedna. Otóż zdecydowana większość sędziów oraz uprawnionych organizacji społecznych uznała, że procedura wyłaniania członków KRS budzi kontrowersje na tyle duże, by w niej nie uczestniczyć.
Patrząc na nazwiska kandydatów podane przez media, nietrudno zauważyć pewną prawidłowość. Otóż przytłaczająca większość z nich to beneficjenci zmiany prawa o ustroju sądów powszechnych, która wywołała swoiste tsunami na stanowiskach prezesów sądów wszystkich instancji. DGP z niektórymi z nich rozmawiał. Lektura tych wywiadów wywołuje różnorodne refleksje.
Nowy prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie z nadania ministra sprawiedliwości, sędzia Maciej Nawacki, (DGP z 30 stycznia 2018 r.) zapewnił, że do startu w wyborach do KRS był zachęcany, a wręcz namawiany przez liczne grono znajomych ze środowiska sędziowskiego, a on tym namowom po prostu uległ. Tyle że dzień po ukazaniu się wywiadu DGP podał informację, że pięcioro sędziów – jak mniemam z grupy tych, którzy tak skutecznie kandydata namawiali – swoje podpisy ostatecznie wycofało, i to przed przekazaniem zgłoszenia marszałkowi Sejmu. Możemy zatem spodziewać się sporu dotyczącego skuteczności cofnięcia złożonego oświadczenia woli. Sam zainteresowany stwierdził natomiast, że słowo się rzekło i wycofać go już nie można, albowiem ustawa takiej możliwości nie przewiduje.
W wywiadzie udzielonym przez sędziego Nawackiego niezwykle znajomo zabrzmiały tezy o mankamentach dotychczasowego trybu wyłaniania członków KRS, braku pluralizmu rady, nieznajomości realiów najniższych szczebli sądownictwa etc., etc. Te wszystkie quasi argumenty mogliśmy wcześniej znaleźć w uzasadnieniu projektu ustawy o KRS i wypowiedziach polityków większości parlamentarnej. Szanowny pan sędzia cytował też, a jakże, art. 4 konstytucji o władzy zwierzchniej narodu wykonywanej bezpośrednio lub przez swoich przedstawicieli, wywodząc z tego zapisu umocowanie parlamentu do wyboru członków KRS.
Nie będę już po raz tysięczny ripostować, że ustawę zasadniczą należy czytać w całości, a nie wybiórczo, pomijając chociażby znaczący w tym kontekście art. 10 ust. 1, art. 173 i inne, mówiące o odrębności władzy sądowniczej. Zwracam jednak uwagę na arcyciekawy fragment wywiadu, w którym kandydat w głoszonej gloryfikacji umocowania konstytucyjnego suwerena do wyboru składu KRS niebezpiecznie zbliżył się do granicy, po przekroczeniu której jest już tylko, rzekłbym, mesjanistyczne posłannictwo. Otóż szanowny pan sędzia powiedział: (...) „w dość licznych apelach pojawia się stwierdzenie, że to politycy wybierają członków KRS, a w związku z tym ten wybór jest upolityczniony. Tymczasem trzeba powiedzieć jasno, że to naród wybiera, choć oczywiście robi to pośrednio. I stąd pochodzi legitymacja przyszłych członków KRS”.
Proszę wybaczyć, ale nie podejmuję się skomentowania tego passusu. Odnoszę też nieodparte wrażenie, że gdyby wywiad potrwał jeszcze dłużej, dowiedzielibyśmy się, że w istocie nowi członkowie KRS zostaną wybrani przez naród w wyborach powszechnych – tyle że za pośrednictwem parlamentu. Logika tego wywodu była mniej więcej taka, jak w sporze o Trybunał Konstytucyjny, kiedy to działania paraliżujące TK określane były mianem naprawy sądu konstytucyjnego, a jego marginalizacja – przywracaniem prestiżu tej instytucji. Doszliśmy więc do punktu, w którym prawniczy wywód nie istnieje, a powiedzieć już można wszystko, zmieniając dowolnie znaczenie pojęć.
Nie mniej interesujący był wywiad z prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, również z nadania ministra sprawiedliwości, sędzią Dagmarą Pawełczyk-Woicką (DGP z 24 stycznia 2018 r.). Co prawda rozmowa ukazała się jeszcze przed informacją o zgłoszeniu kandydatury szanownej pani sędzi do KRS, ale zawierała kilka interesujących uwag.
Mnie najbardziej zafrapowała wypowiedź, w której pani sędzia zawarła tezę o tym, że: „sędzia jest sługą Rzeczypospolitej. I jego nie tylko prawem, ale wręcz obowiązkiem, jest przyjęcie funkcji prezesa sądu lub jakiejkolwiek innej, jeżeli tylko dostrzega, że jest w stanie w sposób prawidłowy ją wykonywać”. Wypowiedź ta spotkała się już z komentarzem poprzedniej prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, zdymisjonowanej przez ministra sprawiedliwości w jakże nowym, ale rozpowszechnionym już trybie szczególnym „na faks”, a więc podczas trwania kadencji. Otóż w jednym z wywiadów („Gazeta Wyborcza” z 2 lutego 2018 r.) Beata Morawiec (od niedawna prezeska Stowarzyszenia Sędziów „Themis”) stwierdziła, że sędzia to sługa prawa, a nie państwa.
Uważam, że te dwie wypowiedzi oddają istotę prowadzonej od dwóch lat dyskusji o roli sędziego w społeczeństwie i w systemie organów państwa. Bo w istocie przeprowadzany właśnie demontaż niezależności sądownictwa to nic innego, jak jedna z odsłon tego sporu. Jest to temat rzeka i w krótkiej wypowiedzi nie sposób go nawet dotknąć. Jednakże w świetle stanowiącej kanon nowoczesnych państw demokratycznych zasady rozdziału i wzajemnego równoważenia się władz oraz wynikającej z niej metazasady niezależności sądów, nie może być najmniejszych wątpliwości, że sędzia powinien być sługą prawa. Chociażby z tego powodu, że w sporach między państwem a obywatelem, a tego dotyczy znaczna część spraw sądowych, zapadający wyrok nie może być aktem lojalności wobec państwa, tylko świadectwem stosowania prawa.
Niestety z wywiadu udzielonego przez Dagmarę Pawełczyk-Woicką, inaczej niż w przypadku Macieja Nawackiego, nie sposób dowiedzieć się, jakie są jej poglądy na temat sposobu ukształtowania wyboru członków nowej KRS. Ale skoro wyraziła zgodę na kandydowanie, to niezgodności owego procesu wyborczego z konstytucją zdaje się nie dostrzegać. Chętnie jednak poznałbym argumenty pani sędzi. Może byłyby one nieco bardziej rozbudowane, niż uzasadnienie innego kandydata, który zgłosił chęć reprezentowania środowiska sędziowskiego w KRS.
Otóż sędzia Rafał Puchalski, powołany przez ministra sprawiedliwości dosłownie kilka dni temu na stanowisko prezesa Sądu Okręgowego w Rzeszowie (a do niedawna sędzia delegowany do MS), po potwierdzeniu swojego startu w wyborach zdobył się jedynie na krótkie oświadczenie. Stwierdził, że skoro Trybunał Konstytucyjny nie zakwestionował zgodności z ustawą zasadniczą nowych przepisów o wyborze członków rady, to chroni je domniemanie konstytucyjności, i dlatego on osobiście nie widzi powodu, by w tych wyborach nie startować. Po wygłoszeniu tego lapidarnego komunikatu kandydat zamilkł. Od twórcy sędziowskiego forum, animatora wielu akcji środowiska, do niedawna oddanego bojownika o właściwą pozycję i prestiż sędziowskiego zawodu, wymagałbym szerszego i bardziej przekonującego uzasadnienia. Z drugiej jednak strony w stosunku do przedstawiciela rzeszy sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości w czasie, gdy z instytucji tej wychodziły projekty demolujące niezależność sądowego wymiaru sprawiedliwości, takich oczekiwań już nie formułuję.
Zapewne w najbliższych dniach zostanie oficjalnie upubliczniona lista kandydatów do KRS. Wszystko wskazuje na to, że wśród 15 sędziów mających stanowić reprezentację środowiska sędziowskiego w radzie, większość będą stanowiły osoby, które prezesowskie funkcje zawdzięczają ministrowi sprawiedliwości. Będą wśród nich także ludzie do niedawna delegowani do MS, dla których ten sam minister był zwierzchnikiem służbowym. Z tej grupy parlament dobierze skład organu, który z założenia powinien cieszyć się zaufaniem i poparciem środowiska. Czy tak wyłoniona Krajowa Rada Sądownictwa będzie w stanie wypełniać swą konstytucyjną rolę stania na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów?