Był pan na niedzielnym „światełku” przed gmachem Sądu Najwyższgo?
Tak. Obecność uważałem za powinność każdego sędziego. Spotkanie to miało z założenia - i chwała organizatorom, że udało im się ten cel zrealizować - całkowicie apolityczny charakter. Chodziło przy tym o uświadomienie milionom ludzi, jak ważna jest niezależność sądów i niezawisłość sędziowska. To „światełko” ukazało jak na dłoni, jak kapitalnie różnią się wiece partyjne od spotkania obywatelsko-sędziowskiego. Jak różni się język polityki od języka prawa. Można bez krzyków, bez ataków, bez inwektyw. Było spokojnie, godnie i pięknie.