Nie jest to pytanie nowe, bo rządzący zmieniają cyklicznie swoje podejście do zmian, a jedno ministerstwo zaprzecza planom drugiego. Chaos, który w ten sposób wywołują, ma mieć wyższy cel i jest nim zdrowie Polaków. Czy jednak cel ten można osiągnąć w jakikolwiek sposób?
Przypomnijmy, że parlament nie zdążył jeszcze zakończyć prac nad głośną nowelizacją, która zakłada m.in. uregulowanie kwestii saszetek nikotynowych, a resort zdrowia chce już wprowadzać zakaz obrotu jednorazowymi papierosami elektronicznymi eliminując przy okazji aromatyczne saszetki tytoniowe. Zaprzecza tym samym również logice uchwalonych kilka miesięcy temu zmian podatkowych, które miały wyeliminować oba rodzaje wyrobów z rynku przez uchwalenie drastycznej stawki akcyzy. na znajdujący się w nich płyn. Zmiana ta wchodzi w życie od 1 lipca br. (i od 1 sierpnia br. w zakresie saszetek), a więc już niedługo.
Czy obywatele mogą w związku z tym ufać, że nowe projekty zmian w prawie, które zaprzeczają zarówno równolegle uchwalanym przepisom, jak i tym, które już za kilkanaście dni miały zacząć obowiązywać, realnie pomogą ich zdrowiu? Czy szkodliwe używki naprawdę znikną z rynku, czy też zastąpią je odpowiedniki z „szarej strefy”, a rząd zamiast odnieść sukces, narazi się wyłącznie na gniew zainteresowanych? Konia z rzędem temu, kto zna odpowiedzi na postawione pytania i jest przy tym pewny, że nie zdezaktualizują się one za miesiąc, bo rządzący znów zmienią zdanie w trosce o Polaków.
Trzy projekty ustaw
Skąd biorą się wskazane wątpliwości? Przypomnijmy, że rząd równolegle pracował nad trzema projektami ustaw zmieniających rzeczywistość e-palaczy. Pierwsza została uchwalona jeszcze 21 lutego br. i bez większych kontrowersji opublikowana w Dzienniku Ustaw (Dz.U. poz. 427). Było to spóźnione wdrożenie przepisów unijnych, wymagające wprowadzenia zakazu sprzedaży podgrzewanych wyrobów tytoniowych o charakterystycznym aromacie (np. mentolowym). Kolejna nowelizacja została uchwalona 20 lutego br. (Dz.U. poz. 340) i budziła więcej kontrowersji. Zakłada ona bowiem drastyczne opodatkowanie m.in. urządzeń do waporyzacji definiowanych jako „wielorazowe papierosy elektroniczne, podgrzewacze i urządzenia wielofunkcyjne” oraz zestawów części do takich urządzeń. Akcyza od każdego urządzenia ma wynosić 40 zł. Nowelizacja przewiduje również opodatkowanie saszetek nikotynowych i innych wyrobów nikotynowych i sankcyjne opodatkowanie płynu do jednorazowych papierosów elektronicznych (do zwykłej stawki podatku od płynu, która od 1 marca br. wynosi 0,96 zł za każdy mililitr, doliczane będzie 40 zł). Podwyżki nie weszły jeszcze oficjalnie w życie, bo urządzenia do waporyzacji będą opodatkowane od lipca br., a saszetki nikotynowe od sierpnia, choć sama nowelizacja obowiązuje zasadniczo już od kwietnia.
Prace legislacyjne nad trzecią nowelizacją, zostały zakończone w parlamencie (Senat przyjął ją bez poprawek 11 czerwca br. – druk senacki nr 334) i trafiła ona już na biurko Prezydenta. I tu właśnie pojawiają się kontrowersje, bo najnowszy projekt nowelizacji, który 10 czerwca br. opublikowano na stronach Rządowego Centrum Legislacji, zaprzecza zarówno wskazanym przepisom podatkowym, jak i treści nowelizacji, którą ma podpisać głowa państwa.
Rewolucja nigdy się nie kończy
Przypomnijmy, że posłowie zgodzili się na wprowadzenie zakazu sprzedaży „wyrobów tytoniowych, woreczków nikotynowych, papierosów elektronicznych lub pojemników zapasowych osobom do lat 18”. Zakazana miałaby zostać również ich sprzedaż przez internet. Maksymalna zawartość nikotyny w woreczkach (saszetkach) zostałaby ustalona na poziomie 20 mg/g, a ich producenci i importerzy musieliby też zgłaszać informacje na temat swoich wyrobów do prezesa Biura ds. Substancji Chemicznych na co najmniej sześć miesięcy przed dniem ich wprowadzenia do obrotu. Na saszetkach nikotynowych znalazłyby się również ostrzeżenia zdrowotne: „Ten wyrób szkodzi Twojemu zdrowiu i powoduje uzależnienie”. Co znajdziemy w najnowszym projekcie?
Najnowszy projekt nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych zakłada z kolei m.in. wprowadzenie całkowitego zakazu wprowadzania do obrotu jednorazowych papierosów elektronicznych, niezależnie od tego, czy zawierają one nikotynę. Kto złamie zakaz, naraża się na karę grzywny w wysokości do 200 tys. zł, karę ograniczenia wolności lub obie kary łącznie. Tym samym drakońska stawka podatku nakładana na płyn do jednorazowych papierosów elektronicznych od lipca br. straci rację bytu. Będzie to bowiem produkt nielegalny. Zakazana ma być także sprzedaż smakowych woreczków (saszetek nikotynowych) oraz wprowadzanie do obrotu „wyrobów zawierających nikotynę, które nie są wyrobami tytoniowymi albo wyrobami powiązanymi”.
Kilka niewygodnych pytań
Jak senatorowie pracujący nad nowelizacją uchwaloną 21 maja br. mają w związku z tym podejść do propozycji zakazu sprzedaży papierosów elektronicznych i wyrobów tytoniowych małoletnim, jeśli resort zdrowia już uznał, że jest to zbyt mało, a zakazy muszą być absolutne? Czy dochowana zostanie w ten sposób zasada przyzwoitej legislacji, o której regularnie przypomina orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego? Dlaczego parlamentarzyści mają uchwalać przepisy, gdy już znane są ich odpowiedniki, które w praktyce uczynią te przepisy martwymi? Wreszcie, czy rząd naprawdę wie, w jaki sposób chce chronić zdrowie Polaków? Wątpliwości co do tego są uzasadnione i podzielają je również eksperci.
Opinia
Artur Nowak-Far, prof. dr hab., Szkoła Główna Handlowa, doradca Pracodawców RP
Prawodawca musi wiedzieć, co i w jaki sposób chce regulować
Państwo ma wręcz obowiązek przyjmowania regulacji prawnych, których celem jest ochrona zdrowia obywateli. Z oczywistych względów ten obowiązek dotyczy także regulacji wyrobów tytoniowych. Chodzi o produkty oferowane na rynku i służące do zaspokojenia zespołu potrzeb behawioralnych: przygotowania produktu tytoniowego do wypalenia, jego wypalenia i wyrzucenia tego, co po wypaleniu pozostało. Zmiana technologiczna, w tym pojawienie się nowych produktów, postawiła przed organami państwa wielkie wyzwanie dotyczące tego, jak na nią powinno zareagować. Trudno jest rozsądnie zdefiniować produkty, które niekiedy jedynie na podstawie umownej konwencji uznawane są za tytoniowe. Trudno jest także regulować kwestię wprowadzania ich na rynek, a także opodatkowania. Trudności może nastręczać również konieczne sprzężenie celów zdrowotnych i np. dotyczących ochrony środowiska w regulacji. W tym zakresie jedno jest pewne – nie ma rozsądnych powodów, by dopuszczać do obrotu jednorazowe e-papierosy; nie ma również rozsądnych powodów, by uniemożliwiać osobom małoletnim korzystanie z produktów tytoniowych i produktów do nich podobnych, przynajmniej w odniesieniu do skutków zdrowotnych. Problem w tym, że legislacja wymaga dogłębnego poznania tego, co się reguluje. A tu złożoność zadania jest tak duża, że niekiedy prowadzi do błędów polityki regulacyjnej. Wiele wskazuje, że z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie. W procesie legislacyjnym znajdują się bowiem projekty regulacyjne, które nie spełniają wymogów spójności w podejściu do produktów tytoniowych (bądź nikotynowych), a także tych, które za takie uznano. Taka sytuacja może się przydarzyć – jest jednak bardzo ważne, by nie prowadziła ona do przyjęcia niespójnych regulacji. W przeciwnym razie zostałoby podważone zaufanie obywateli do prawodawców, a obniżona zostałaby powaga państwa. Niespójność przeczy zasadom prawidłowej legislacji. Jest przez to swoistym zaprzeczeniem idei państwa praworządnego.
Opinia 2
Profesor Konrad Raczkowski, dyrektor Centrum Gospodarki Światowej oraz Instytutu Ekonomii i Finansów UKSW
Chaos legislacyjny nie pomoże w ochronie zdrowia Polaków
Dziwić może, dlaczego legislatorzy wprowadzają kolejne zmiany w sposób niespójny, zaprzeczając tym samym już obowiązującym lub dopiero co uchwalonym przepisom. Doświadczenia innych państw wskazują wyraźnie, że próby szybkiego i mało refleksyjnego wprowadzania zakazów bez odpowiedniego przygotowania rynku, systemu egzekucji oraz równoległej edukacji społecznej prowadzą do skutków odwrotnych od zamierzonych. W Wielkiej Brytanii wprowadzenie zakazu sprzedaży jednorazowych e-papierosów doprowadziło do znacznego spadku legalnej sprzedaży, ale równocześnie do wzrostu obrotu produktami z przemytu. W Belgii podobne działania wywołały perturbacje z egzekwowaniem prawa i wzrost kosztów związanych z nadzorem. Z kolei w Stanach Zjednoczonych, gdzie FDA zakazała smakowych odmian e-papierosów, rynek szybko zareagował nielegalnymi substytutami, które dziś odpowiadają za około jedną trzecią sprzedaży w tym segmencie. Wszystkie te przykłady pokazują, że zakazy administracyjne, wprowadzane bez dostatecznego przygotowania, przynoszą więcej szkód niż pożytku. Zamiast prowadzić rewolucję legislacyjną przez niespójność i zabieranie czasu posłom i senatorom, państwo powinno kierować się dobrymi praktykami, znanymi z państw OECD czy wytycznych WHO. Podstawą powinna być konsolidacja przepisów i czytelna strategia: najpierw wprowadzenie podatku, monitorowanie jego skutków, następnie stopniowa regulacja dostępu poparta analizą skutków regulacji, konsultacjami publicznymi i pełnym systemem egzekwowania przepisów. Kluczowe jest także stworzenie zaplecza edukacyjnego i prewencyjnego, które pozwoli ograniczyć popyt na produkty szkodliwe bez konieczności uciekania się do nieefektywnej prohibicji. W świetle powyższego działania ustawodawcy noszą znamiona jednak nieskoordynowanej aktywności legislacyjnej, która z jednej strony zapowiada walkę ze szkodliwymi nawykami, z drugiej zaś niesie ze sobą dużą niepewność prawa. Takie działania obniżają zaufanie przedsiębiorców i obywateli oraz otwierają przestrzeń do wzrostu nielegalnego obrotu. Jeśli celem rzeczywiście jest zdrowie publiczne, wymaga to działań bardziej odpowiedzialnych, konsekwentnych i zakorzenionych w danych. Znane z historii nagłe zakazy, np. sprzedaży alkoholu po godz. 22 na podstawie lokalnych uchwał, zmieniły kanały dystrybucji i obniżyły przychody legalnym sklepom, zwiększając handel nielegalny. W końcu i te przepisy zostały zaskarżone jako nieproporcjonalne. Wydaje się oczywiste, że nie powinno się wprowadzać takich przepisów, które dezaktualizują się szybciej, niż zdążą wejść w życie.