PAP: Spór wokół reformy polskiego sądownictwa przybrał bardzo emocjonalny charakter. Dzisiaj obserwujemy go podczas obrad Sejmu. Na czym polega istota tego sporu?
Prof. Grabowska: Polskie sądownictwo jest już zmieniane od pewnego czasu. Najpierw nastąpiły zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, a teraz reformie są poddawane sądy powszechne i Sąd Najwyższy. Patrzę na to z boku i zauważam, że nikt w środowisku prawniczym nie neguje potrzeby reformy, bo sądownictwo nie funkcjonuje dobrze. Efektem słabości polskiego sądownictwa jest taki, że mamy za dużo spraw kierowanych do Trybunały w Strasburgu, o naruszenie prawa z art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który gwarantuje wszystkim prawo do sprawiedliwego procesu sądowego, odbytego w rozsądnym terminie. Czyli przewlekłość postępowania oraz naruszenie zasady sprawiedliwości są elementami, na które skarżą się Polacy w Strasburgu. Dlatego reforma jest konieczna, bo inaczej będziemy płacić odszkodowania tym, którzy te sprawy wygrywają. I teraz chodzi o zakres zmian i sposób ich przeprowadzenia. Przede wszystkim środowisko prawnicze ma zastrzeżenia do przyjętej procedury, do tego, że zmiany następują w zbyt szybkim tempie, przez co nie ma szans na szerszą dyskusję w tej kwestii. Ja bym się z tym zgodziła, jednak pamiętajmy, że ułomności obowiązującego systemu, środowisko prawnicze identyfikowało i znało od dawna. To nie są nowe rzeczy!
Druga kwestia sporna dotyczy pytania, w jakim trybie reformować: czy robić to projektami poselskimi czy rządowymi? Osobiście jestem zwolenniczką projektów rządowych, które zapewniają większy profesjonalizm oraz pozwalają na włączenie do dyskusji szerszego grona zainteresowanych. Z drugiej strony - proces legislacyjny trwa wówczas dłużej, niż w przypadku procedowania projektów poselskich.
Kolejna płaszczyzna sporu ma charakter emocjonalny i wynika głównie z braku zaufania, jakie wykazują krytycy ustawy wobec szefa resortu. Jeżeli spojrzymy na projekt merytorycznie, to nie ma wśród tych propozycji takich ustaleń, które naruszałyby Konstytucję czy prawo europejskie, ani przy wyborze, ani przy nominacji sędziów. Te procesy są kalkami przejętymi z ustawodawstw zachodnioeuropejskich. Natomiast pojawia się np. niemerytoryczny zarzut, że projekt ustawy opublikowano na stronie internetowej w nocy. Tak, jak gdyby publikacja w dzień, zmieniała jego treść.
Niemniej procedury są ważne i takie „pójście na skróty” poprzez wybór drogi projektu poselskiego, ułatwia krytykom negatywną ocenę całego przedsięwzięcia. Dochodzi do tego czysto ludzka obawa sędziów Sądu Najwyższego, którzy tracą pewność, czy będą nadal pracowali, czy też zostaną odesłani w stan spoczynku. W dodatku nie wiedzą według jakich kryteriów będzie oceniana ich dotychczasowa praca. Te przepisy (przejściowe) powinny być poddane wnikliwej dyskusji.
PAP: Czego możemy się spodziewać po dzisiejszym posiedzeniu?
Prof. Grabowska: Proces legislacyjny jest w toku, nie znamy ostatecznego kształtu ustawy, więc trudno przewidywać jej skutki. Uważam, że gdyby opozycja chciała współpracować merytorycznie, to można by wynegocjować pewne rozsądne porozumienie. Ale jeżeli tego zabraknie, to powstanie duży problem. A wydaje się oczywiste, że nikt rozsądny nie powinien protestować np. przeciwko wyznaczaniu składów sędziowskich w drodze losowania. To gwarantuje przecież większą bezstronność. Nie widzę również nic uwłaczającego w utworzeniu Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym. Postępowania dyscyplinarne są bolączką wielu środowisk, tych, w których to samorządy zawodowe decydują o odpowiedzialności za przewiny ich członków. Działa wówczas poczucie silnej solidarności zawodowej. Dlatego przeniesienie postępowania dyscyplinarnego na wyższy, oderwany od lokalnego środowiska poziom, gwarantuje lepsze, bo bezstronne rozpoznanie sprawy, zawsze przecież z zachowaniem dwuinstancyjności. Chodzi o to, żeby w środowisku nie funkcjonowało przekonanie, że wśród przedstawicieli zawodów prawniczych są osoby, którym wszystko wolno. Zresztą ten problem nie dotyczy tylko tego środowiska, bo tak jest w wielu innych środowiskach zawodowych, które są hermetyczne i chcąc się cieszyć dobrą reputacją uważają, że nie warto wyciągać nagannych przypadków, które im tę reputację mogą popsuć.
Rozmawiała Paulina Kościółek