Polskie władze nie mogą się chować za plecami Komisji Europejskiej, aby unikać udostępniania informacji publicznych.
Od wielu lat polskie władze unikają udostępniania dokumentów związanych z postępowaniami prowadzonymi przez Komisję Europejską. Uznają, że nie są władne do rozporządzania nimi i albo kierują wniosek o udostępnienie do KE, albo same odmawiają dostępu, powołując się na unijne rozporządzenie nr 1049/2001 w sprawie publicznego dostępu do dokumentów Parlamentu Europejskiego, Rady i Komisji. Zgodnie z najnowszym orzeczeniem Sądu UE (czwarta izba) nie mają do tego prawa.
Sprawa dotyczyła wniosku polskiej spółki Gameart, która domagała się od Ministerstwa Spraw Zagranicznych udostępnienia dokumentów dotyczących postępowań prowadzonych przez KE w sprawie naruszenia przepisów unijnych przez naszą ustawę o grach hazardowych. MSZ uznał, że skoro wniosek dotyczy postępowań prowadzonych przez KE, to ona jest dysponentem dokumentów i jej przekazał wniosek. KE odmówiła, wskazując jako podstawę przewidziany w art. 4 ust. 2 tiret trzecie rozporządzenia nr 1049/2001 wyjątek dotyczący ochrony czynności kontroli, dochodzenia i audytu.
Sprawa trafiła do Sądu UE, a ten uznał, że KE nie była uprawniona do rozpatrzenia wniosku dotyczącego dokumentów pochodzących z Polski i to mimo, że przekazały jej go polskie władze.
– Z wyroku wynika wprost, że jeśli jakieś dokumenty powstały w Polsce, to nawet jeśli mają związek z postępowaniem unijnym, nasze krajowe władze muszą zdecydować o ich udostępnieniu. Nie mogą przekierowywać wniosku do Komisji Europejskiej – komentuje dr Piotr Hoffman, adwokat, który reprezentował skarżącą spółkę w postępowaniu przed trybunałem.
– Upraszczając, jeśli coś powstało w Polsce, to złożony w kraju wniosek o dostęp do informacji publicznej jest rozstrzygany przez polskie władze. Tylko wówczas, gdy dokument został sporządzony w strukturach unijnych, polskie władze mogą przekazać wniosek o jego udostępnienie organom unijnym, które rozstrzygają o nim wtedy na podstawie unijnych przepisów – tłumaczy ekspert.
Wyrok pośrednio dotyka też innej praktyki coraz chętniej stosowanej przez polskie władze. Często urząd nie odsyła nawet wniosku o udostępnienie informacji publicznej do KE, tylko sam odmawia, powołując się wprost na rozporządzenie nr 1049/2001. A polskie sądy administracyjne od lat uznają to za zgodne z prawem. Przykładowo w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 22 listopada 2012 r. (sygn. akt I OSK 1868/12) stwierdzono wprost, że „dokumenty sporządzone przez Ministra Finansów na potrzeby postępowania prowadzonego przed KE przeciwko Polsce (...) są dokumentami instytucji unijnej i znajdują do nich zastosowanie przepisy rozporządzenia 1049/2001”.
Od tego czasu ministerstwa nad wyraz chętnie odwołują się wprost do unijnego rozporządzenia. Ostatnio jako podstawę prawną wskazało je chociażby Ministerstwo Środowiska, odmawiając dostępu do polskiej odpowiedzi na zarzuty KE dotyczące wycinki w Puszczy Białowieskiej.
– Choć może nie zostało to powiedziane wprost, dla mnie z tego wyroku wynika, że polskie władze nie mają prawa odmawiać dostępu do informacji publicznej w oparciu o unijne rozporządzenie. Muszą kierować się krajowymi przepisami. To zaś oznaczałoby istotną zmianę, gdyż coraz częściej urzędnicy odmawiają dostępu do informacji właśnie w oparciu o rozporządzenie, pomijając polskie przepisy – podkreśla dr Piotr Hoffman.
Wyrok nie jest prawomocny i zarówno KE, jak i rząd polski mogą zaskarżyć go do unijnego trybunału.
Ponad 50 proc. wniosków o udostępnienie informacji publicznej nie wywołuje reakcji w ustawowym terminie
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Unii Europejskiej (czwarta izba) z 4 maja 2017 r., w sprawie T-264/15.