Zawsze z ogromnym zainteresowaniem i skupieniem czytam pojawiające się periodycznie w DGP opinie niedoścignionego duetu profesorów i zarazem znanych adwokatów Macieja Gutowskiego i Piotra Kardasa.
Zawsze z ogromnym zainteresowaniem i skupieniem czytam pojawiające się periodycznie w DGP opinie niedoścignionego duetu profesorów i zarazem znanych adwokatów Macieja Gutowskiego i Piotra Kardasa.
Różnorodna optyka spojrzenia na materię stanowienia sprawiedliwości jest nie do przecenienia. Szczególnie gdy uwagi formułują autorytety świata palestry i nauki. Zdanie osób na co dzień występujących przed sądami różnych instancji wzbogaca dyskusję o bolączkach sądownictwa i sposobach ich uśmierzenia. Bowiem, co wydaje się oczywiste, pytanie jedynie sędziów o to, co i jak poprawić, jest dalece niewystarczające. Chociażby z tego powodu, że, jak słusznie zauważyli autorzy opinii z 8 lutego 2017 r. już w tytule swojej wypowiedzi, „sądownictwo nie jest dla sędziów ani dla polityków”. Nie jest również moim zamiarem poddawanie zbyt wyrazistej krytyce poszczególnych tez postawionych przez panów profesorów. Zasłonię się trawestacją słów Benedykta XVI: jestem tylko skromnym robotnikiem winnicy pańskiej. Niemal codziennie orzekam jednak na pierwszej linii najniższego szczebla sądownictwa i problemy definiuję z tego poziomu. Pozwolę sobie zatem skreślić kilka uwag.
Tak jak już zaznaczyłem, prezentacja różnorodnych punktów widzenia uczestników szeroko pojętego procesu wymierzania sprawiedliwości jest jedyną drogą do poprawy systemu. Rzecz w tym, by nie zapominać, że owi uczestnicy mają różne, często rozbieżne, cele do osiągnięcia. I tak to, co – jak mniemam po lekturze opinii – świadczy o alienacji sądowego wymiaru sprawiedliwości w oczach obrońców bądź pełnomocników, z punktu widzenia sędziego częstokroć oznacza po prostu poprawę warunków pracy. Rzecz w tym, by spotkać się w połowie drogi.
W istocie, pytam sam siebie, jakie negatywne przełożenie na kontakt obywatela z sądem ma wydzielenie gabinetów sędziowskich od powszechnie dostępnych miejsc w gmachu. Tylko sędzia wie, jak kłopotliwe jest nieustanne przerywanie pracy przez interesantów, którzy mimo wyraziście oznaczonych gabinetów sędziowskich próbują w nich uzyskać odpowiedzi na najróżniejsze pytania, nie wyłączając porad prawnych. Z boku wygląda to na niemal dosłowne „zamykanie” się sędziów przed obywatelami. Po prawdzie zaś oznacza walkę o chwilę ciszy nad aktami. Nie potrafię też zrozumieć, dlaczego o oddalaniu się sędziów od obywateli miałby świadczyć „przywilej” posiadania miejsc parkingowych. Swoją drogą ciekawi mnie, gdzie sędziowie opływają w takie luksusy. Z pewnością nie we Wrocławiu. Zaś biura obsługi interesantów w znakomitej mierze odciążają pracę sekretariatów sądowych i z całą pewnością skracają drogę do uzyskania informacji o charakterze, ujmijmy to, administracyjno-organizacyjnym, a po takie zgłasza się zdecydowana większość osób.
Nie bardzo rozumiem również krytykę konieczności zamawiania akt sądowych do czytelni, które znajdują się już niemal w każdym sądzie. Znów kłania się w tym kontekście zasada zawężania punktu widzenia wyłącznie do własnej pozycji. Konieczność zamawiania materiałów porządkuje dostęp do nich. Akta sądowe ma prawo czytać każdy uczestnik sporu będący stroną, a więc nie tylko obrońca lub pełnomocnik. Rezygnacja z możliwości zapoznania się z aktami w sekretariatach sądowych to rozwiązanie bardzo dobre, jak pokazuje praktyka. Nie ma bowiem takiej fizycznej możliwości, by wszyscy do tego uprawnieni w sprzyjających warunkach analizowali dokumenty w sekretariatach, w których pojawiają się rzesze interesantów, a drzwi nie mają nawet czasu zaskrzypieć. Właśnie po to stworzono czytelnie akt, do których opasłe tomiszcza należy po prostu zamówić, np. przez system informatyczny. Zresztą, jak już jesteśmy przy systemie informatycznym: autorzy opinii nie poświęcili nawet jednego słowa temu, jakim iście kopernikańskim przewrotem było umożliwienie dostępu do zdigitalizowanych dokumentów sądowych poprzez zalogowanie się na serwer danego sądu. Można to uczynić nie wychodząc z kancelarii czy domu. W tym przypadku to sąd przyszedł do obywatela, a nie na odwrót. Proces ten postępuje i być może w niedalekiej przyszłości digitalizacja obejmie całość obiegu dokumentów i akt sądowych. Bezsprzecznie wygoda i komfort dla wszystkich.
W uwagach merytorycznych, a nie organizacyjnych, szanowni panowie profesorowie zawarli stały zarzut pisania uzasadnień do wyroków niczym książek, w dodatku hermetycznym językiem. Odpowiem krótko: zgoda. Tak się dzieje, ale problem nie leży całkowicie po stronie sędziów. Z zazdrością patrzę na spływające szerokim strumieniem w ramach tzw. obrotu międzynarodowego, do wykonania w Polsce, wyroki sądów niemieckich czy austriackich, w których uzasadnienia pisane są niemal pod tabelkę. Piłeczka po stronie ustawodawcy. „Przeterminowane” uzasadnienia również przestały być plagą, odkąd w orzecznictwie sądów dyscyplinarnych zaczęto je traktować jako ciężkie przewinienie, za które grozi sędziemu odpowiednio surowa kara dyscyplinarna. Natomiast wpływ opinii biegłych na kierunek rozstrzygnięcia to temat rzeka, a rozwiązanie problemu ustawodawca od lat jedynie markuje.
Zresztą odnoszę wrażenie, że kreśleniu przez autorów ich uwag towarzyszyła troska o usprawnienie pracy sądów, a nie wyłącznie ich krytyka. Dotyczy to szczególnie problemu transparentności przy powołaniu na stanowisko sędziego oraz opartej na obiektywnych kryteriach ścieżki awansowej, o czym niżej podpisany również wielokrotnie wspominał. Tyle tylko, że propozycje Ministerstwa Sprawiedliwości idą w zupełnie odwrotnym kierunku, o czym szeroko informowano już na łamach DGP.
Wypada zgodzić się z autorami, że reformowanie sądownictwa, o którym tak głośno w ostatnim czasie, rozpoczęto od unicestwienia Trybunału Konstytucyjnego i próby upolitycznienia KRS oraz „uludowienia” mechanizmu dyscyplinarnego, co da efekt odwrotny od deklarowanego. Wielka szkoda, że wymiany poglądów i pomysłów nie prowadzi się w kierunku, który zarysowali szanowni panowie profesorowie. Gorzka jest konstatacja, iż dyskusja nad przyszłością wymiaru sprawiedliwości zaczyna mieć charakter wyłącznie panelowy i toczy się niejako w drugim obiegu, który zupełnie nie interesuje czynnika decyzyjnego, a więc polityków. Coraz bardziej zamykamy się więc w bańkach własnych przekonań, tak świetnie zdefiniowanych za oceanem jako „self inverted outlook”, w których nośność merytoryczną argumentów wyznacza wyłącznie własna rola. Nie można jednak ustawać w dążeniu do rzeczywistej poprawy funkcjonowania systemu wymiaru sprawiedliwości, z jego immanentnym czynnikiem, jakim jest sądownictwo, mimo, a właściwie na przekór niesprzyjającym okolicznościom.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama