Sprawiedliwa odpłata za przestępstwo tkwi u genezy odpowiedzialności karnej. Nie można z niej zrezygnować także w przypadku szczególnie zdemoralizowanych nieletnich sprawców
prof. Lech Gardocki, pierwszy prezes Sądu Najwyższego w latach 1998–2010 / Dziennik Gazeta Prawna
W amerykańskiej edycji „Newsweeka” z 6 grudnia 1994 r. ukazał się artykuł „Okrucieństwo dzieci”. Opisywał zakończony właśnie w Wielkiej Brytanii proces dwóch jedenastolatków (oficjalnie nazywanych w procesie „Boy A”i „Boy B” ), którym zarzucano zamordowanie dwuletniego Jamesa Bulgera. Dwaj chłopcy, których nazwiska zostały zresztą w mediach natychmiast ujawnione, 12 lutego 1993 r., a więc mając zaledwie po 10 lat, porwali malucha z centrum handlowego na przedmieściach Liverpoolu. Po uprowadzeniu próbowali go najpierw wepchnąć do pobliskiego kanału, następnie zawlekli w pobliże torów kolejowych, tam obrzucili cegłami i kamieniami, kopali w głowę i bili łomem. Na koniec, aby ukryć swą zbrodnię, położyli martwe dziecko na torach, gdzie jego ciało zostało rozkawałkowane przez przejeżdżający pociąg. Ich czyn, którego opis przytaczam za wspomnianym artykułem, zszokował opinię publiczną na całym świecie. O samym zdarzeniu i późniejszym procesie można było się dowiedzieć także z polskich mediów.
Zresztą w Polsce również zdarzały się przypadki zbrodni popełnionych przez dzieci, chociaż nie chodziło o dziesięciolatków. W 1994 r. miał miejsce proces siedemnastoletniego Roberta W., który jeszcze jako nieletni (i, jak go opisywano, wyglądający raczej na 13 lat) dokonywał napadów na starsze osoby. Chłopak wchodził pod jakimś niewinnym pozorem do mieszkań, a następnie atakował gospodarzy, dusząc ich, kopiąc, łamiąc im żebra, kości twarzy, ręce i nogi. Po zmasakrowaniu swoich ofiar kradł pieniądze i cenne przedmioty.
W tym samym roku prasa pisała o szesnastoletnim Michale Ż. i czternastoletnim Piotrze Z., którzy zabili nożem 58-letniego przechodnia, bo zwrócił im uwagę, że nie powinni jeździć po chodniku motorynką. A zupełnie niedawno polskie media doniosły o zabójstwie dokonanym przez dwóch nieletnich, z których jeden miał 14, a drugi 16 lat. Zrzucili oni z wiaduktu bryłę lodu, zabijając w ten sposób kierowcę jadącej dołem ciężarówki.

Urodzeni mordercy

Ale wróćmy do sprawy Bobby’ego Thompsona i Jona Venablesa (takie właśnie nazwiska nosili zabójcy malutkiego Jamesa) i do reakcji brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości na ich przerażający czyn. W czasie przesłuchań dokonywanych przez policję chłopcy przerzucali na siebie wzajemnie winę. W postępowaniu przed sądem nie okazali żadnej skruchy. Ława przysięgłych uznała ich za winnych morderstwa, a sędzia wymierzył obydwu karę bezterminowej izolacji. Jak to określono w wyroku, mieli być uwięzieniu do czasu, aż władze uznają, że mogą być zwolnieni. Angielska formuła takiego wyroku podkreśla nieokreślony czas uwięzienia skazanych, wskazując, że pozostaną w specjalnym zakładzie karnym „at her Majesty’s pleasure”.
Tajemnicą pozostało, jacy naprawdę byli, i jakie były ich motywy. Czy działali pod wpływem oglądanych na magnetowidzie filmów przedstawiających okrutne sceny zbrodni, czy też, jak niektórzy twierdzili, byli po prostu niedającym się wyjaśnić „wybrykiem natury”. Prawdopodobnie nawet oni sami nie wiedzieli, dlaczego dopuścili się tak okrutnej zbrodni. W każdym razie odnotowano, że byli najmłodszymi mordercami skazanymi w Wielkiej Brytanii od 1748 r. Minimum kary, jaką mieli odbyć przed ewentualnym warunkowym zwolnieniem, oznaczono na 8 lat. Wprawdzie wywodzący się z partii konserwatywnej minister spraw wewnętrznych usiłował spowodować podwyższenie tego minimum do 15 lat, ale Izba Lordów odrzuciła jego propozycję.
Sprawa ta była również przedmiotem rozpoznania Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który wyraził m.in. zdanie, że ustalanie takiego minimum powinno należeć wyłącznie do kompetencji sądu.
Thompson i Venables przebywali w zamkniętych zakładach dla nieletnich przestępców do 2001 r., kiedy to zostali warunkowo zwolnieni. Na wolności nadano im nową tożsamość (dostali nowe nazwiska, paszporty i numery ubezpieczenia społecznego), aby nikt nie mógł ich rozpoznać. Jednym z warunków zwolnienia był zakaz kontaktowania się ze sobą. Thompson, który okazał się być gejem, zwierzył się jednak swemu partnerowi, kim jest naprawdę. Obecnie prowadzi, jak pisała brytyjska prasa, normalne życie, niczym szczególnym nie wyróżniając się na tle otoczenia. Venables natomiast, podobno po pijanemu, wyjawił swoją tajemnicę kolegom. Wrócił zresztą z powrotem za kraty, uznany w 2010 r. za winnego przechowywania i rozpowszechniania w internecie pornografii dziecięcej. W 2011 r. odmówiono mu warunkowego zwolnienia, jednak w tym roku, niedawno, opuścił więzienne mury.

Ukryte motywy

To, co skłania w całej tej historii do refleksji, to niemożność ustalenia motywów morderstwa popełnionego na dziecku przez dzieci. Komentujący sprawę Thompsona i Venables’a doświadczeni prawnicy, kryminolodzy, psycholodzy i psychiatrzy byli dość bezradni. Sędzia, który wymierzał chłopcom karę, mówił coś w uzasadnieniu o prawdopodobnym złym wpływie filmów na kasetach video, pełnych okrutnych scen przemocy. Podobno ojciec jednego ze sprawców miał taką kasetę w domu. Nie było jednak dowodu na to, że dziesięcioletni zbrodniarze film oglądali.
Druga refleksja, jaka tu się od razu nasuwa, jest taka, że w innych krajach europejskich taki proces przed zwykłym sądem karnym nie byłby możliwy (chociaż w niektórych państwach 15-letnim, a nawet 13-letnim sprawcom mogą być wymierzane kary, a nie tylko zastosowane środki wychowawcze). Oczywiście samo podanie dolnej granicy wieku odpowiedzialności karnej w danym kraju jeszcze wszystkiego nie wyjaśnia. Ważne jest też, w jakim zakładzie karnym tacy młodzi sprawcy odbywają orzeczoną wobec nich karę, jakim są poddani oddziaływaniom wychowawczym itd.
W Polsce, jak wiadomo, dorosłym sprawcą, sądzonym na podstawie kodeksu karnego, jest w zasadzie osoba co najmniej 17-letnia w chwili czynu. Ale są wyjątki. W razie popełnienia jednego z wyliczonych w art. 10 par. 2 k.k. przestępstw (jest na tej liście oczywiście również morderstwo), mogą ponieść odpowiedzialność już osoby mające w chwili czynu co najmniej 15 lat. W kodeksie karnym z 1969 r. podobny przepis dotyczył sprawców co najmniej 16-letnich. Pamiętam dyskusję, jaka toczyła się na temat tej zmiany granicy wieku w ramach komisji ds. reformy prawa karnego i w czasopismach prawniczych. Byłem za takim obniżeniem jako członek komisji; pisałem też o tym zagadnieniu w „Palestrze” w 1994 r. Zostałem zresztą za to przez jednego z kryminologów ostro skrytykowany.
Uważam jednak nadal, że wobec niektórych nieletnich sprawców poważnych i okrutnych przestępstw, zwłaszcza szczególnie zdemoralizowanych, nie można rezygnować z elementu sprawiedliwościowego w reakcji prawnej na ich czyny. Tak zwana sprawiedliwa odpłata za przestępstwo tkwi u genezy odpowiedzialności karnej i nadal odgrywa ważną rolę przy stosowaniu prawa karnego. Nie można też zupełnie lekceważyć opinii publicznej. Naturalnie, nie można się kierować wyłącznie lub w przeważającej mierze jej oczekiwaniami. Profesor Juliusz Makarewicz napisał kiedyś, że gdybyśmy się kierowali głównie głosem ludu, to do dziś palilibyśmy czarownice na stosie. Miał dużo racji, ale w pewnym stopniu głos ten jednak uwzględniać powinniśmy.

Granice nieletniości

W ostatnich latach w polskiej literaturze prawniczej pojawiają się głosy za podniesieniem granicy wieku odpowiedzialności karnej do lat 18. Padają argumenty, że właśnie ta granica wiekowa jest najczęściej wskazywana w przepisach innych dziedzin prawa (prawo pracy, prawo rodzinne, prawo wyborcze), a ponadto Konwencja Praw Dziecka z 1989 r. uznaje za dzieci osoby poniżej lat 18.
Muszę powiedzieć, że nie przemawiają do mnie te racje. Jednolitość, symetria uregulowań w całym systemie prawnym nie jest przecież żadną samodzielną wartością. Nie słychać też jakoś o sprawach, w których pociągnięcie do odpowiedzialności karnej 17-letniego sprawcy rzucałoby się w oczy jako nieracjonalne albo niesprawiedliwe.
A już zupełnie nie przekonują mnie wywody zawarte w wydanej niedawno monografii o dolnej granicy nieletniości, o tym, jakie to istotne korzyści ekonomiczne przyniosłoby podniesienie do 18 lat granicy wieku, od którego można sprawcę przestępstwa karać. Takie posunięcie ustawodawcze miałoby według autorki wspomnianej książki ograniczyć liczbę skazanych, a przez to znacznie zmniejszyć koszty więziennictwa, ograniczyć recydywę, jak również zmniejszyć liczbę młodych ludzi objętych swego rodzaju stygmatyzacją. Nienaznaczeni piętnem ludzi karanych będą mogli, ze względu na bezrobocie, podjąć pracę za płacę minimalną. To z kolei spowoduje, że sektor finansów publicznych będzie zasilony kwotami w postaci składek społecznych oraz podatków.
A więc (to już mój wniosek) zrobilibyśmy na jednej prostej zmianie tekstu ustawy naprawdę fantastyczny biznes. Ale jeśli to takie łatwe, to może pójść dalej za ciosem i ustanowić dolną granicę wieku odpowiedzialności karnej np. na 23 lata. Wtedy skazanych będzie jeszcze mniej, na więziennictwie też więcej zaoszczędzimy itd. Tylko czy to rozwiąże problemy i kłopoty z przestępczością młodych ludzi? Jak wpłynie to na nasze bezpieczeństwo? I czy to, co robią sądy, będziemy mogli nadal nazywać wymiarem sprawiedliwości?
W 1993 r. w Wielkiej Brytanii dwaj dziesięciolatkowie porwali małego chłopczyka z centrum handlowego, zawlekli w pobliże torów kolejowych, tam obrzucili cegłami, kopali w głowę i bili łomem. Do dziś nie wiadomo, co pchnęło ich do morderstwa.

Profesor Juliusz Makarewicz napisał kiedyś, że gdybyśmy się kierowali głównie głosem ludu, do dziś palilibyśmy czarownice. Miał dużo racji, ale uważam, że w pewnym stopniu głos ten powinniśmy jednak uwzględniać