Polskie regulacje nadal w wystarczający sposób nie chronią obywateli przed nadmierną ingerencją służb w ich prywatność – taki wniosek płynie z opublikowanego komunikatu Komisji Weneckiej.
Pełna treść opinii na temat styczniowej nowelizacji ustawy o policji (Dz.U. z 2016 r. poz. 147), zwanej również ustawą inwigilacyjną, zostanie opublikowana prawdopodobnie dziś.
Kontestowany akt prawny miał być wykonaniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego z lipca zeszłego roku, w którym to zakwestionowano ówczesne przepisy regulujące dostęp służb do danych telekomunikacyjnych obywateli (sygn. akt K 23/11). Wówczas sędziowie wskazali m.in. na to, że brak jest realnej kontroli nad tym, w jaki sposób służby korzystają z uprawnień pozwalających im sięgać po dane teleinformatyczne obywateli. Niestety, ani pierwsza wersja projektu zmian przedstawiona przez koalicję PO-PSL, ani późniejsza autorstwa PiS nie były pełnym wykonaniem zaleceń TK. Podnosiły to takie podmioty jak np. rzecznik praw obywatelskich, generalny inspektor ochrony danych osobowych czy organizacje pozarządowe zajmujące się walką o naszą prywatność.
Teraz ich obawy po części potwierdziła KW. Z komunikatu jasno bowiem wynika, że obecny system kontroli, który polega na składaniu przez szefów poszczególnych służb do sądów co pół roku sprawo- zdań zawierających informację o liczbie pozyskanych danych telekomunikacyjnych, pocztowych lub internetowych, nie spełnia odpowiednich standardów. KW zaznacza, że niektóre rodzaje metadanych są tak wrażliwe, że sięgnięcie po nie przez służby powinno odbywać się dopiero po uzyskaniu na to zgody sądu. Jeżeli chodzi o pozyskiwanie danych mniej wrażliwych, taka zgoda, zdaniem komisji, nie wydaje się konieczna. W ich przypadku wystarczyłby efektywny system, który umożliwi już po fakcie skontrolowanie, czy służby nie sięgnęły po takie dane bez powodu. Taką kontrolę, zaznacza KW, powinien przeprowadzać niezależny organ.
– W Polsce problemem nie jest to, że kontrola została powierzona sądom. One przecież także są organami niezależnymi. Problemem jest zakres danych, jakie są tym sądom przedstawiane. Raporty bowiem zawierają jedynie informację o tym, ile razy służby sięgały po dane internetowe czy telekomunikacyjne. Nie ma w nich ani słowa o tym, dlaczego po nie sięgnięto. Trudno więc oczekiwać od sądu, aby na podstawie informacji liczbowych mógł ocenić, czy była to uzasadniona ingerencja w prywatność obywateli, czy też nie – tłumaczy Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon. I dodaje, że jego organizacja zwracała na to uwagę od samego początku.
– Niestety, ani poprzednia, ani obecna władza nie liczyły się z naszym zdaniem – mówi.
W celu poprawy obecnych regulacji KW wskazała m.in. na potrzebę wzmocnienia zasady proporcjonalności w taki sposób, aby sięganie po dane było możliwe tylko w najpoważniejszych przypadkach.