Spada wartość rynku zamówień publicznych. Nie oznacza to, że administracja mniej wydaje, lecz że umowy są zawierane z pominięciem przetargów. Dotyczy to jednej czwartej transakcji.
W 2015 r. znów zmniejszyła się wartość rynku zamówień publicznych – wynika z danych uzyskanych nieoficjalnie przez DGP. Wyniosła ona 116,3 mld zł, czyli prawie 17 mld zł mniej niż rok wcześniej i ok. 27 mld zł mniej niż w 2013 r., który był rokiem wzrostu i odbicia się rynku po okresie spowolnienia.
Czy oznacza to zaciskanie pasa w administracji publicznej? Raczej nie.
– Z dużą pewnością można przewidywać, że to przede wszystkim efekt podwyższenia progu, do którego nie trzeba stosować przepisów o zamówieniach publicznych. Urzędnicy więcej pieniędzy mogą wydać z pominięciem procedur i dlatego rynek zamówień publicznych się kurczy – uważa Dariusz Ziembiński, ekspert z Grupy Doradczej KZP.
/>
Chodzi o nowelizację ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r., poz. 2164 ze zm.), która weszła w życie 19 kwietnia 2014 r. Podwyższyła ona z 14 tys. do 30 tys. euro tzw. próg bagatelności, do którego nie stosuje się ustawy. Dodatkowo też z obowiązku organizowania przetargów zwolniono wiele zamówień związanych z badaniami naukowymi i kulturą. Pierwsze efekty zmian można było zaobserwować już w 2014 r., ale rzeczywisty spadek liczby zamówień i wartości rynku pojawił się dopiero w 2015 r. Był to pierwszy pełny rok obowiązywania zmienionych przepisów.
Mniejsza przejrzystość
Jak wynika z nieoficjalnych danych, w 2015 r. udzielono 142 tys. zamówień publicznych, czyli 63 tys. mniej niż dwa lata wcześniej, gdy obowiązywał jeszcze niższy próg bagatelności.
– Dzisiaj powinniśmy zadać sobie pytanie, czy zmiana była właściwa i jakie są jej skutki. Taki audyt był zresztą zapowiadany przez PO, która przeprowadzała tę nowelizację. Po zmianie władzy nic się jednak o tym nie mówi, a dane te pokazują, że straciliśmy z pola widzenia ponad jedną czwartą zamówień – zauważa Dariusz Ziembiński.
Z jednej strony zmiany te cieszą urzędników i pracowników wszelkich instytucji, bo procedury zamówień są skomplikowane i czasochłonne. Zamiast tracić czas na ich przeprowadzanie, się mogą więc skupić na innych zadaniach.
Z drugiej strony jednak brak procedur powoduje, że nie wiadomo, jak wydawane są publiczne pieniądze, zwłaszcza na poziomie samorządów. Kontrola, nawet jeśli w ogóle jest przeprowadzana, obejmuje tylko niewielki wycinek zamówień. Gdy są one udzielane w publicznych przetargach, funkcje kontrolne sprawują przedsiębiorcy rywalizujący o zlecenie.
Szczególnie niepokojące jest to, że większość instytucji nie udzielała w ciągu roku ani jednego zamówienia o wartości przekraczającej próg, który zobowiązuje do stosowania procedur przetargowych. Według badania przeprowadzonego przez Urząd Zamówień Publicznych do tej grupy zalicza się aż 62 proc. wszystkich zamawiających. Co więcej, tylko 45 proc. z nich stosuje własne procedury przy udzielaniu zamówień podprogowych. Większość po prostu zawiera umowę z wybranym przez siebie przedsiębiorcą, o czym inni nie mają pojęcia. Z oczywistych względów trudno wówczas mówić o przejrzystości czy uczciwej konkurencji.
Oznacza to również łamanie zasad traktatowych. Komisja Europejska od wielu lat uważa, że także zamówienia podprogowe powinny być ogłaszane, tak by każdy przedsiębiorca miał szansę złożyć swoją ofertę. Opinię taką wyraziła już w komunikacie z 2006 r. (nr 2006/C 179/02). „Zasady równego traktowania i niedyskryminacji pociągają za sobą obowiązek przejrzystości, który polega na zagwarantowaniu wszystkim potencjalnym oferentom odpowiedniego poziomu upublicznienia informacji umożliwiającego rynkowi otwarcie na konkurencję” – podkreślano wówczas.
Kolejne wyłączenia
Uchwalona niedawno przez Sejm nowelizacja przepisów (skierowana już do Senatu) wyjmie spod przepisów kolejną dużą grupę zleceń. Chodzi o zamówienia in-house, czyli udzielane podmiotom kontrolowanym przez zamawiających (np. spółce komunalnej należącej do gminy).
– Trudno przewidzieć, jaki wolumen zamówień obejmą te przepisy, gdyż rząd nie przygotował żadnych analiz, co zresztą samo w sobie jest bardzo niepokojące. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby chodziło o 20 mld zł, czy więcej – zauważa Marek Kowalski, przewodniczący zespołu ds. zamówień publicznych przy Radzie Dialogu Społecznego i ekspert Konfederacji Lewiatan.
Zamówienia in-house będą co prawda udzielane na podstawie ustawy p.z.p., ale z wolnej ręki. Z oczywistych względów tryb ten wyklucza konkurencję i zmniejsza przejrzystość.
Zwiększy się również katalog zamówień całkowicie wyłączonych spod stosowania ustawy. Przetargi nie będą organizowane chociażby na usługi leśne o wartości poniżej progów unijnych.
Na podstawie uzyskanych dotychczas danych trudno jednak oceniać rzeczywistą kondycję rynku zamówień publicznych i to, jak wiele wydaje się na nim pieniędzy. Pokażą to dopiero szczegółowe dane ze sprawozdania UZP za 2015 r., nad którym wciąż jeszcze trwają prace. Rok temu okazało się, że choć w 2014 r. wartość zamówień udzielonych zgodnie z ustawą była niższa niż w 2013 r., to jednak po doliczeniu umów zawartych z pominięciem procedur rynek był większy. W 2013 r. tak zsumowana wartość wyniosła 217,9 mld zł, a w 2014 r. już 230,4 mld zł. Tendencja ta może się utrzymać także w 2015 r., gdyż zaczęto już wówczas kontraktować umowy z dofinansowaniem UE z nowej perspektywy 2014–2020.