Czy można żądać ubezwłasnowolnienia samego siebie? Taki spór toczył się przed 50 laty w Sądzie Najwyższym. Teraz do niego wraca.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której osoba zaczyna odczuwać skutki posuwającej się choroby psychicznej. Zależy jej, aby dopełnić wszystkich formalności osobiście, zanim będzie potrzebowała pomocy w załatwianiu codziennych spraw. Może chcieć także wpłynąć na wybór opiekuna prawnego, uznając, że za kilka lat nie będzie już w stanie świadomie dbać o własne interesy w sądzie. Takie przypadki wcale nie są rzadkością. Wymiar sprawiedliwości jednak sobie zupełnie z nimi nie radzi.
Sądy mają wątpliwość, jak interpretować art. 545 par. 1 kodeksu postępowania cywilnego. Zgodnie z jego brzmieniem wniosek o ubezwłasnowolnienie mogą zgłosić: małżonek osoby, której dotyczy, krewni w linii prostej oraz rodzeństwo, a także przedstawiciel ustawowy. Z innych przepisów wynika, że z takim wnioskiem wystąpić mogą także prokurator oraz rzecznik praw obywatelskich. W warstwie językowej mamy jasność, wykaz jest enumeratywny, nie budzi wątpliwości gramatycznych. Ale coraz więcej sądów dostrzega, że nonsensem jest to, aby nie można było zgłosić wniosku, w którym zażądamy ubezwłasnowolnienia samych siebie. Wystarczy bowiem spojrzeć do art. 559 par. 3 k.p.c., który został dodany do kodeksu przed kilkoma laty. Stanowi on, że z wnioskiem o uchylenie albo zmianę ubezwłasnowolnienia może wystąpić także ubezwłasnowolniony. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której dana osoba nie może złożyć pierwszego wniosku, ale już po orzeczeniu może podejmować czynności dotyczące zastosowanej instytucji.
Jeden z sądów apelacyjnych stwierdził, że najwyższy czas, aby SN zajął się sprawą. Sąd pyta wprost: mam zastosować wykładnię literalną i uznać wnioskodawcę za nieuprawnionego do działania, czy może wykładnię celowościową i systemową, co doprowadzi mnie do spostrzeżenia, że to właśnie ta osoba, której dotyczy wniosek, powinna mieć najmocniejszy mandat, aby go złożyć.
Co ciekawe, Sąd Najwyższy w tej sprawie orzekał już kilkukrotnie. Jednak orzecznictwo to niczego sądom powszechnym nie wyjaśniło. W postanowieniu SN z 20 października 1965 r. (II CR 273/15) stwierdzono, że wniosek o wszczęcie postępowania o ubezwłasnowolnienie może zgłosić także osoba, która ma być ubezwłasnowolniona. Jednak kilka lat później, 10 listopada 1969 r. SN uznał, że najbardziej zainteresowanemu ani nie przysługuje prawo złożenia wniosku, ani nie może on żądać uchylenia prawomocnego orzeczenia w tej sprawie (III CZP 56/69). Co istotne: uchwale z 1969 r. nadano moc zasady prawnej.
Sprawa więc przez dziesięciolecia była jasna i zapewne tak by było do dzisiaj, gdyby nie Trybunał Konstytucyjny. 7 marca 2007 r. orzekł on, że art. 559 k.p.c. w zakresie, w jakim nie przyznaje osobie ubezwłasnowolnionej uprawnienia do zgłoszenia wniosku o wszczęcie postępowania o uchylenie lub zmianę ubezwłasnowolnienia, jest niezgodny z art. 30 i art. 31 konstytucji. Tym samym zasada prawna utraciła moc.
Orzeczenie TK w ocenie sądu apelacyjnego, który złożył pytanie, istotnie rzutuje na katalog uprawnionych do złożenia wniosku. W uchwale z 1969 r. akcentowano bowiem właśnie to, że nie ma mowy o samodzielnym wszczęciu postępowania, skoro przepisy nie przewidują możliwości kwestionowania poczynionych przez sąd ustaleń. Teraz zaś art. 559 par. 3 k.p.c. wprost przewiduje możliwość żądania zmiany lub uchylenia ubezwłasnowolnienia samego siebie.