Pan Dariusz odziedziczył po mieszkającym za granicą dziadku miejską kamienicę. – Nie sądziłem, że zostanę uwzględniony w testamencie – pisze czytelnik. – Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że kilka mieszkań jest zajętych przez dzikich lokatorów. Są to młodzi ludzie, którzy nazywają siebie squattersami. Chociaż nie mają żadnego tytułu prawnego do lokali, nie chcą ich opuścić. W jaki sposób pozbyć się nieproszonych gości – pyta pan Dariusz.
W języku potocznym mianem „squat” określa się opuszczoną nieruchomość, zamieszkiwaną przez nieformalną grupę. Squattersi z reguły mają odmienne od tradycyjnego podejście do życia. Kwestionują sens
prawa własności i zasadność płacenia danin na rzecz państwa. Domy i kamienice, w których żyją, choć pozostawione przez prawowitych właścicieli, często odzyskują dawny blask i koloryt.
Z informacji przekazanych przez pana Dariusza nie wynika, czy uporządkował już sprawy spadkowe. Tymczasem przed zgłoszeniem sprawy na policję należy dokonać niezbędnych czynności, które potwierdzą właścicielskie prawo do
nieruchomości. Przede wszystkim konieczne jest złożenie wniosku o stwierdzenie nabycia spadku i ogłoszenie testamentu. Właściwy jest sąd ostatniego miejsca pobytu spadkodawcy w Polsce, a w jego braku – sąd miejsca położenia nieruchomości. Postanowienie składu orzekającego będzie podstawą do dokonania wpisu w księdze wieczystej.
Po uregulowaniu sytuacji prawnej kamienicy trzeba przedsięwziąć działania polegające na odzyskaniu nieruchomości. Brak możliwości osiągnięcia porozumienia z dzikimi lokatorami będzie oznaczał konieczność uzyskania wyroku eksmisyjnego. Bez niego czytelnik nie ma prawa pozbyć się squattersów! Aby sąd wydał wyrok, trzeba wnieść pozew do wydziału cywilnego. Po zakończeniu postępowania i uprawomocnieniu się orzeczenia należy jeszcze zdobyć klauzulę wykonalności. Później trzeba zgłosić się do komornika sądowego, który w asyście
policji powinien doprowadzić do opróżnienia zajętych lokali.
Funkcjonariusze mają obowiązek stawić się na wezwanie i wspomóc czytelnika w odzyskiwaniu nieruchomości. W razie takiej konieczności mundurowi mają prawo użyć siły proporcjonalnej do oporu osób zamieszkujących lokale. Tylko tyle i aż tyle. Działaniom
policji mogą towarzyszyć trudności. Nie bez przyczyny prezydent Poznania postanowił zapłacić mieszkańcom tamtejszego squatu 100 000 zł w zamian za opuszczenie nieruchomości. Wydaje się, iż miasto chciało uniknąć w ten sposób zamieszek i szkody wizerunkowej, do której mogłoby dojść w razie konieczności przedsięwzięcia siłowych rozwiązań. Trzeba jednak wiedzieć, iż pan Dariusz nie musi się obawiać, że działania policji ulegną opóźnieniu ze względu na konieczność zorganizowania lokali socjalnych przez samorząd terytorialny. Otóż squattersi jako osoby nielegalnie zajmujące nieruchomość nie mają, co do zasady, prawa do takiej formy wsparcia.
Przed powiadomieniem policji radzimy czytelnikowi skontaktować się z władzami miasta. Może się tak zdarzyć, iż wśród mieszkańców kamienicy znajdują się osoby chore lub małoletnie, którym należy zapewnić szczególną opiekę. Stosowne działania powinien też przedsięwziąć ośrodek pomocy społecznej. Próba ugodowego załatwienia sprawy niewątpliwie rozładuje atmosferę i być może doprowadzi do dobrowolnego opuszczenia
nieruchomości przez niepożądanych lokatorów.
Pan Dariusz powinien ocenić straty spowodowane nielegalnym wykorzystywaniem nieruchomości. Trzeba pamiętać, że takie pozostałości jak graffiti na ścianach, potłuczone szyby czy zniszczona podłoga to uszkodzenia mienia, za które można domagać się od sprawców stosownego odszkodowania. Aby uniknąć kosztów postępowania cywilnego, warto zgłosić swe roszczenia organom ścigania, a następnie sądowi. Wówczas w toczącej się sprawie karnej będzie można uzyskać rekompensatę za poniesione szkody. Jednak przed oddaniem sprawy w ręce komornika trzeba ocenić wypłacalność sprawcy.
Każdy kij ma dwa końce. Dzicy lokatorzy mogą się domagać od czytelnika zwrotu korzyści, które osiągnął. Squattersi bywają osobami przedsiębiorczymi, które remontują i ratują przed zniszczeniem zajęte nieruchomości. Prawo umożliwia odzyskanie równowartości poniesionych nakładów koniecznych. I to nawet osobie, która nielegalnie korzysta z cudzej własności!
Art. 193, art. 288 par. 1 ustawy z 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz.U. nr 88, poz. 553 ze zm.). Art. 405 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 380 ze zm.).
OPINIA EKSPERTA
Paweł Trajdos radca prawny, ekspert prawa administracyjnego
Eu ropejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok w sprawie Rachwalski i Ferenc przeciwko Polsce (skarga 47709/99) dotyczący zastosowania siły przeciwko squattersom we Wrocławiu. Podzielił w nim stanowisko skarżących (squattersów), iż doszło do naruszenia bezwzględnego zakazu poniżającego i nieludzkiego traktowania oraz prawa do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Dlatego, nawet gdy squattersi nie zawarli żadnej umowy z właścicielem budynku, to dozwoloną drogą ich usunięcia jest jedynie wyrok eksmisyjny.
Interwencja policji bez orzeczenia sądu mogłaby mieć miejsce w momencie wejścia squattersów do budynku siłą bez zgody właściciela i zajęcia pomieszczeń lub w bliskiej odległości czasowej od tego zdarzenia (art. 193 kodeksu karnego). Chodzi tutaj o tzw. zakłócenie miru domowego. Mir domowy polega na prawie do niezakłóconego korzystania z domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia lub ogrodzonego terenu. Naruszenie miru domowego to tym samym nie tylko czynne (dokonane tak za pomocą siły fizycznej, ale też w sposób werbalny) przełamanie jej oporu przed wpuszczeniem do mieszkania niechcianej osoby, lecz także dostanie się przez sprawcę do takiego miejsca, pomimo oczywistego braku (nawet niewyrażonego wprost) zgody na obecność w miejscu określonym w art. 193 k.k. osoby w nim niepożądanej (tak: wyrok SN z 1 października 2007 r., sygn. akt IV KK 232/07, OSNwSK 2007, poz. 2147).