Dyskusja o ewentualnym upaństwowieniu służby komorniczej to tylko wycinek szerszego problemu – ile państwa, ile rynku w wymiarze sprawiedliwości.



Odpowiadając na mój niedawny felieton, dr Jakub Staszak („Statystyki prowadzą na manowce”, Prawnik z 16 lutego 2016 r.) wyraźnie chciał pokazać dystans wobec wszelkich pomysłów na ewentualną „republicyzację” służby komorniczej, czy to poprzez włączenie komorników w struktury sądownictwa, czy utworzenie odrębnej administracji komorniczej. Z uwagą zapoznałem się ze szczegółowymi interpretacjami danych statystycznych przedstawionymi przez autora, ale ostatecznie nie doczekałem argumentów, które podważałyby sens ewentualnej reformy. Wydaje się, że najpoważniejszym argumentem za zaniechaniem zmian był brak wystarczająco szczegółowych danych i badań, które pozwalałyby zwłaszcza na rzetelną interpretację statystyk dotyczących dochodów komorników czy skuteczności egzekucji.
Innymi słowy, zmiany nie są w tym momencie dostatecznie uzasadnione poprzez wykazanie wad obecnego systemu – myślę, że dr Staszak nie obraziłby się za taką syntezę jego stanowiska. W tym punkcie panuje między nami pełna zgoda. Ciesząc się, że sam nie jestem prawodawcą i nie mam takich ambicji, uważam, że ewentualną reformę musi poprzedzić detaliczna i kompleksowa ocena sytuacji, nie wyłączając badań ilościowych i jakościowych. To oczywisty wymóg polityki publicznej opartej na dowodach (evidence-based public policy), a nie luźnych, felietonowych rozważaniach.
Różnimy się jednak wyraźnie, gdy idzie o dużo poważniejszą, aksjologiczną wręcz kwestię, a mianowicie który model funkcjonowania służby komorniczej jest bardziej adekwatny do specyfiki jej zadań. Czy model obecny, bazujący na mechanizmach rynkowych, czy model, w którym komornik nie tylko korzysta z pozycji funkcjonariusza publicznego, ale nim jest w pełnym wymiarze, tj. jako osoba zatrudniona w instytucji publicznej. Nietrudno zauważyć, że dr Staszak wyraźnie optuje za modelem rynkowym i zestawia komorników z adwokatami czy radcami prawnymi.
Tymczasem moje stanowisko oparte na badaniach nad skutkami urynkowienia rozmaitych usług publicznych dalekie jest od afirmacji dla obowiązującego modelu. Wymiar sprawiedliwości podobnie jak pozostałe obszary zadań państwa od wielu lat podlega presji na urynkowienie i przynajmniej częściową prywatyzację. Dzieje się tak na całym świecie, przy czym za najbardziej spektakularny przykład tego procesu uchodziła prywatyzacja zarządzania zakładami karnymi w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii.
Pod kontrolą prywatnych operatorów znajduje się już 16 proc. wszystkich osadzonych w więzieniach federalnych w USA. Nie tylko w państwach anglosaskich prywatyzacji poddawano np. prowadzenie katastru (systemu ksiąg wieczystych) czy zarządzanie systemem dozoru elektronicznego. Brytyjczycy zaczęli nawet myśleć o przyciąganiu prywatnych inwestorów do finansowania budowy i utrzymania infrastruktury sądów. W Polsce pomysł prywatyzacji zakładów karnych wprawdzie się nie przebił, ale zarządzanie Systemem Dozoru Elektronicznego powierzono prywatnym kontrahentom.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych w opinii publicznej i wśród decydentów panowało przekonanie, że standardową receptą na niesprawność państwa i jego instytucji jest urynkowienie i prywatyzacja. Refleksem takiego myślenia była wprowadzona właśnie w owym czasie reforma komornicza. Nie próbowano w żaden sposób doskonalić ułomnego systemu państwowej egzekucji, ale entuzjastycznie zawierzono rynkowi. Nawet jeśli zdawano sobie sprawę z pewnych zagrożeń, to w pełni miał je zrekompensować skokowy wzrost efektywności.
Niezależnie od sporów o detale wiemy dziś, że o oszałamiającym sukcesie w tej dziedzinie trudno mówić. W takiej sytuacji zaczynają nabierać znaczenia czynniki inne niż efektywność. I tu pojawia się największa wątpliwość – czy wykonywanie ważnej misji publicznej i korzystanie przy tym z możliwości daleko idącej ingerencji w sferę wolności i praw jednostki może być domeną podmiotów innych niż publiczne.
Komornik nie jest adwokatem czy radcą, którzy, choć uczestniczą w realizacji ważnych praw jednostki, nie mają jednak bezpośredniego wpływu na jej sytuację prawną. Czy działalność o takiej specyfice i sile rażenia wobec obywatela powinna się odbywać na zasadach rynkowych jak typowa działalność gospodarcza? Czy odpowiedzialność państwa za działalność komorników powinna być wyłącznie pośrednia i istotnie ograniczona? Trzeba także otwarcie podejść do dyskusji nad dochodami z działalności komorniczej.
Te pytania i dylematy nie świadczą o „etatystycznym odchyleniu”, ale wyrastają ze zrozumienia, że działalność komorników to nie business as usual, ale służba publiczna polegająca na wykonywaniu rdzennych funkcji państwa. Świadczą także o rozumieniu zagrożeń i wątpliwości związanych z – jak to określa się w literaturze z zakresu zarządzania publicznego – „wydrążaniem” państwa (hollowing out the state) poprzez przekazywanie kolejnych funkcji państwa do wykonywania przez podmioty spoza sektora publicznego.
Wymienione wcześniej przykłady prywatyzacji różnych funkcji w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości spotkały się w ostatnich latach z dogłębną, wręcz druzgocącą krytyką. Wiemy już np., że w prywatnych więzieniach poziom przeludnienia jest wyższy niż w państwowych, a koszty ponoszone przez państwo większe. W Wielkiej Brytanii działalność prywatnych komorników jest w ostatnich latach coraz częściej krytykowana ze względu na ogrom skarg wskazujących na przekraczanie uprawnień (ok. 60 tysięcy skarg rocznie). W tej samej Wielkiej Brytanii prywatni operatorzy systemu dozoru elektronicznego zostali przyłapani na sztucznym pompowaniu kosztów i pobieraniu wynagrodzenia za „martwe dusze”, czyli skazanych, którzy zmarli.
Kontrola nad mechanizmami rynkowymi w wymiarze sprawiedliwości sprawia zatem gigantyczne problemy państwom legitymującym się bardziej sprawną i skuteczną administracją. Tymczasem w Polsce brakuje krytycznego spojrzenia na efekty urynkowienia i prywatyzacji niektórych sfer wymiaru sprawiedliwości. Dotyczy to również komorników, o których dyskutuje się sporadycznie, zwykle niestety przy okazji skandali z nadużywaniem uprawnień.
W Wielkiej Brytanii działalność prywatnych komorników jest w ostatnich latach coraz częściej krytykowana ze względu na ogrom skarg (ok. 60 tys. rocznie) wskazujących na przekraczanie uprawnień