Co tam słychać w Warszawie, panie prezesie? To pytanie nierzadko kierują do mnie przypadkowo spotkani znajomi z moich okolic. Odpowiadając, trudno mi ostatnio zasłonić się zwrotem ze znanego powiedzenia, o przystawianiu ucha z różnych stron. Bo dziś, bez względu na to, gdzie to ucho przyłożyć (nie tylko w stolicy, choć w niej szczególnie) – prawie wszyscy mówią o tym samym; i niemal zawsze i wszędzie – źle.
Co tam słychać w Warszawie, panie prezesie? To pytanie nierzadko kierują do mnie przypadkowo spotkani znajomi z moich okolic. Odpowiadając, trudno mi ostatnio zasłonić się zwrotem ze znanego powiedzenia, o przystawianiu ucha z różnych stron. Bo dziś, bez względu na to, gdzie to ucho przyłożyć (nie tylko w stolicy, choć w niej szczególnie) – prawie wszyscy mówią o tym samym; i niemal zawsze i wszędzie – źle.
Co tak jednolicie (a jedność wszak zdarza się rzadko) bulwersuje, a nawet straszy? To prawo – choć słowo to wypowiadane jest w rożnych kontekstach.