Szok i niedowierzanie – to chyba dominująca reakcja po otwarciu ofert w przetargu na obsługę przesyłek sądowych. No bo jak to? Państwowa spółka, która dotychczas konsekwentnie twierdziła, że to jej prywatny konkurent zaniża ceny publicznych zamówień, zatrudniając doręczycieli na śmieciówkach, teraz proponuje ofertę o 182 mln zł tańszą? To nie jest kilka czy nawet kilkanaście milionów mniej. Różnica jest gigantyczna i sprawia, że pozostałe kryteria oceny ofert nie odegrają w tym przetargu żadnego znaczenia.
Dwa lata temu, gdy PGP wygrywała ten przetarg, jej cena stanowiła 86 proc. ceny Poczty Polskiej. Teraz oferta wyznaczonego operatora to 61 proc. ceny zaproponowanej przez prywatnego konkurenta. Jedno jest więc pewne – zamawiający będzie musiał sprawdzić, czy suma ta nie jest rażąco niska. Dwa lata temu Poczta Polska składała odwołanie, w którym domagała się wszczęcia wobec PGP procedury wyjaśnień. Jej konkurent nie będzie musiał takiego odwołania składać. Przy tak dużej rozbieżności zamawiający nie ma wyjścia: prawo zobowiązuje go do zażądania wyjaśnień.
Poczta Polska będzie więc musiała dowieść, że zaproponowana przez nią cena jest realistyczna. W przeciwnym razie jej oferta może zostać odrzucona. Na razie zapewniła, że złożyła cenę jak najbardziej rynkową, a obniżka kosztów była możliwa dzięki restrukturyzacji. Druga strona przekonuje natomiast, że nie da się realizować usług pocztowych za tak małe pieniądze. Nieważne, co uzna zamawiający – spór ostatecznie i tak trafi do Krajowej Izby Odwoławczej, a później pewnie do sądu powszechnego.
Pozostało
58%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama