Zwykle skazani sami zabiegają u prokuratora generalnego, by ten wniósł do Sądu Najwyższego kasację od wyroku. Tylko w pierwszym półroczu tego roku PG podjął się ponad 120 takich spraw. Jedna z nich była o tyle nietypowa, że osoba skazana wcale o to nie zabiegała. Co więcej, kasację na jej korzyść wniesiono niejako wbrew jej woli.

Niewyjaśnione wątpliwości
Sprawa dotyczyła spowodowania wypadku drogowego. Autem, które wypadło z drogi, jechało małżeństwo. Policji wyjaśnili, że prowadziła żona, która doznała nieznacznych obrażeń, pasażerem zaś był mąż, który ucierpiał o wiele bardziej i musiał zostać przewieziony do szpitala. Tam okazało się, że był w stanie nietrzeźwości. Zeznania świadka zdarzenia i okoliczności sprawy wskazywały, że auto prowadził raczej pijany mąż. Jednak to kobieta wzięła winę na siebie i po uzgodnieniu z prokuratorem wymiaru kary dobrowolnie się jej poddała w trybie art. 335 kodeksu postępowania karnego. Sąd rejonowy skazał ją z art. 177 par. 2 kodeksu karnego (spowodowanie wypadku z ciężkim skutkiem), a wyrok nie został zaskarżony i się uprawomocnił.
Jednak z powodu wątpliwości, czy skazana kobieta rzeczywiście była sprawcą, czy tylko chroniła męża, któremu za spowodowanie wypadku w stanie nietrzeźwości groziły większe konsekwencje, prokurator generalny wniósł kasację do SN.
– Stało się tak, ponieważ sprawa została rozpoznana w trybie 335 k.p.k., a nie do końca zostały wyjaśnione okoliczności przebiegu zdarzenia. I z tego powodu sąd nie powinien rozpoznać tej sprawy bez przesłuchania świadków i oceny dowodów – wyjaśnia prokurator Ludmiła Gaertig z PG.
– To jest kasacja w obronie praworządności. Prokurator generalny, rzecznik praw obywatelskich, minister sprawiedliwości czy rzecznik praw dziecka mogą wnieść taką kasację, realizując w ten sposób zasadę prawdy materialnej. Żaden z tych organów nie musi pytać osoby zainteresowanej – wyjaśnia prof. Piotr Kruszyński, przewodniczący Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego. Tolerowanie przez organy państwa sytuacji, w której została skazana osoba, która nie popełniła przestępstwa, jest nie do pogodzenia z standardem demokratycznego państwa prawnego.
Wyjątkowy przypadek
Sytuacje, gdy skazani nie są wcale zainteresowani wniesieniem kasacji od wyroku ich skazującego, są niezwykle rzadkie.
– Jeśli już się zdarzają, to najczęściej dotyczą właśnie przestępstw komunikacyjnych. Chodzi o sprawy, w których ktoś bierze na siebie winę, gdy faktyczny sprawca był w stanie nietrzeźwości, w związku czym grożą mu większe konsekwencje, albo gdy sprawca jest zawodowym kierowcą, który odczuje bardziej dotkliwe skutki np. odebrania uprawnień – tłumaczy Mateusz Martyniuk, rzecznik PG.
Ostatecznie Sąd Najwyższy w tym konkretnym przypadku kasację oddalił. Uznał, że zmierzała ona do kwestionowania ustaleń stanu faktycznego, które to ustalenia nie powinny być w kasacji podważane.
Jednak warto zastanowić się, co by było, gdyby w tej lub podobnej sprawie decyzja była inna.
– Na pewno wyrok skazujący taką osobę byłby uchylony. Być może byłaby to też podstawa do wznowienia postępowania zmierzającego do ukarania prawdziwego sprawcy przestępstwa – zaznacza prof. Piotr Kruszyński.
Bardzo możliwe też, że osoba, która bierze na siebie winę, by kogoś chronić, nawet jeżeli chciałaby chronić osobę najbliższą, poniosłaby konsekwencje prawne.
– Bezkarny jest tylko ten, kto ukrywa osobę najbliższą, ale nie ten, co bierze na siebie odpowiedzialność za popełnione przez nią czyny zabronione. Pomoc sprawcy przestępstwa w uniknięciu odpowiedzialności może spełniać znamiona poplecznictwa – podnosi prof. Kruszyński
Zgodnie z art. 239 kodeksu karnego grozi za to od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Poza tym można mówić o wykroczeniu polegającym na wyprowadzeniu w błąd organów ścigania (art. 66 kodeksu wykroczeń). Za to z kolei grozi kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny do 1,5 tys. zł.