Ministrowi gospodarki za naruszenie prawa przy kampanii informacyjnej grożą nawet dwa lata pozbawienia wolności. Postępowanie związane z ewentualnym naruszeniem przepisów ustawy o ochronie danych osobowych (Dz.U. z 2014 r. poz. 1182 ze zm. – dalej: u.o.d.o.) przez wicepremiera prowadzi generalny inspektor ochrony danych osobowych.
O sprawie informowaliśmy na początku maja. Wicepremier informował e-mailowo tysiące Polaków m.in. o programie naprawczym dla Kompanii Węglowej, o problemach frankowiczów czy o białej księdze zamówień publicznych. Sęk w tym, że internauci o te wiadomości nie prosili.
Dotarliśmy do pisma, które GIODO w ostatnich dniach wystosował do Janusza Piechocińskiego. Jak się okazało, kampania informacyjna wicepremiera była zakrojona znacznie szerzej. „Przedmiotowe e-maile zawierają przykładowo życzenia świąteczne, życzenia na Dzień Kobiet” – czytamy w piśmie, w którym stwierdza się też, że zastrzeżenia kierowane do GIODO były liczne.
Minister Edyta Bielak-Jomaa, wzywając Janusza Piechocińskiego do zajęcia stanowiska w terminie 30 dni, powołuje się w piśmie na poczynione przed niespełna dwoma miesiącami przez DGP ustalenia. „Osoby fizyczne informują, że występowały do pana premiera z żądaniami zaprzestania przesyłania im tego typu niezamówionej korespondencji. Podnoszą również, że wskazywały panu premierowi, iż nigdy nie wyrażały zgody na przesyłanie im takiej korespondencji oraz nie przekazywały panu premierowi adresów e-mailowych w takim celu” – wskazuje w piśmie GIODO. Przywołuje art. 33 u.o.d.o., który stanowi, że administrator zbioru ma obowiązek udzielić zainteresowanemu informacji, skąd pozyskał jego dane. Takich informacji, jak ustalił GIODO, minister Piechociński nie udzielił.
Co więcej, wicepremier powinien zgłosić zbiór danych osobowych do rejestracji.
„Wskazuję, że obowiązek zgłoszenia zbioru do rejestracji jest jednym z podstawowych obowiązków, jakie nakłada na administratora danych ustawa o ochronie danych, o ile nie zachodzą ustawowe wyjątki” – przypomina liderowi PSL GIODO.
Po wypełnieniu tego obowiązku przez polityka najprawdopodobniej udałoby się ustalić, skąd ma adresy e-mail.
– Jeżeli dane pochodziły z publicznego rejestru (a tak twierdzi część utyskujących na spam, gdyż otrzymują go na adres, który podawali jedynie przy okazji rejestracji działalności gospodarczej – red.), wówczas prawdopodobnie doszło do popełnienia przestępstwa określonego w art. 49 u.o.d.o. – zauważa dr Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.
Art. 49 ustawy stanowi, że kto przetwarza w zbiorze dane osobowe, choć ich przetwarzanie nie jest dopuszczalne albo do których przetwarzania nie jest uprawniony, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.
Wczoraj nie udało się nam uzyskać komentarza Janusza Piechocińskiego.
Centrum Prasowe PSL przesłało niniejsze oświadczenie:

"Uprzejmie informujemy, że lista adresów mailowych została stworzona w okresie prowadzenia przez Pana Janusza Piechocińskiego jako osoby fizycznej,
działalności społeczno-politycznej, która nie miała charakteru zarobkowego ani zawodowego. Adresy e-mailowe otrzymywał on podczas licznych spotkań, konferencji i innych wydarzeń, w których brał udział.

Wysyłane materiały nie miały charakteru marketingowego, a tylko i wyłącznie informacyjny w zakresie znacznie szerszym niż aktualnie pełniona funkcja.
Zawierały one informacje ważne ze społecznego i gospodarczego punktu widzenia.

Jednocześnie informujemy, że w treści przesłanych wiadomości zawarta była informacja skierowana do osób, które nie życzą sobie dalszego otrzymywania tego typu korespondencji.
Wraz z otrzymaniem wiadomości o braku zainteresowania taką korespondencją, adres e-mailowy był usuwany.”