Ani rzecznik praw obywatelskich, ani prokurator generalny nie znaleźli podstaw do wniesienia kasacji od wyroku w sprawie „klawisza o złotym sercu”. Zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka takie przesłanki jednak istnieją.
Warunki odpowiedzialności
/
Dziennik Gazeta Prawna
Pułkownik Krzysztof Olkowicz, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie, został w 2014 r. uznany winnym wykroczenia polegającego na wpłaceniu grzywny za przebywającego w areszcie chorego psychicznie Arkadiusza K. Ten odbywał karę zastępczą aresztu za kradzież batonika o wartości 99 groszy, mimo że jako osoba upośledzona (i ubezwłasnowolniona) nie powinien w ogóle podlegać odpowiedzialności wykroczeniowej. Dzięki wpłaceniu pozostałej części grzywny w kwocie 40 zł niepełnosprawny umysłowo mógł natychmiast opuścić areszt.
Jednak „zaniepokojeni funkcjonariusze okręgu koszalińskiego” poinformowali o zdarzeniu
Ministerstwo Sprawiedliwości. W efekcie sąd rejonowy uznał Olkowicza winnym popełnienia wykroczenia z art. 57 par. 1 kodeksu wykroczeń (uiszczenie grzywny za skazanego, nie będąc dla niego osobą najbliższą), choć odstąpił od wymierzenia kary. W drugiej instancji sąd okręgowy utrzymał wyrok w mocy.
Bo szkodliwość była znikoma...
Sprawa zbulwersowała opinię publiczną, a pod kątem możliwości wniesienia kasacji do Sądu Najwyższego badał ją zarówno rzecznik praw obywatelskich, jak i prokurator generalny. Jednak żaden z tych organów nie zdecydował się na kasację.
Po zbadaniu akt sprawy Prokuratura Generalna uznała, że ani nie zaistniały bezwzględne przyczyny odwoławcze, wymienione w art. 104 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia, ani też nie można zarzucić Sądowi Okręgowemu w Koszalinie, że dokonał nienależytej kontroli odwoławczej. W przeciwieństwie bowiem do
kodeksu karnego kodeks wykroczeń nie posługuje się pojęciem znikomej społecznej szkodliwości czynu. Tylko zupełny brak szkodliwości sprawia, że dany czyn nie stanowi wykroczenia. Nikła jego szkodliwość może jedynie spowodować ograniczenie reakcji do odstąpienia od ukarania i zastosowania jedynie środków oddziaływania społecznego.
Z analizy dokonanej w PG wynika, że sąd rejonowy w Koszalinie miał dwie możliwości zakończenia postępowania: odstąpienie od wymierzenia kary i środków karnych lub uniewinnienie. „Uniewinnienie mogłoby nastąpić tylko i wyłącznie, gdyby nie stwierdzono zaistnienia szkodliwości społecznej czynu, jednakże w tym zakresie sąd rejonowy dostrzegł taką szkodliwość, dokonał jej oceny i należycie uzasadnił. Tym samym pogląd (ocena tejże szkodliwości) dokonany swobodnie, nie naruszył żadnego przepisu
prawa, a ów pogląd należycie uargumentowany podlega ochronie prawnej” – czytamy w dokumencie, na którym oparł odmowę Andrzej Seremet.
Z kolei
RPO, który już od momentu ujawnienia przez media sprawy podejmował działania z urzędu, opierał swoją argumentację na braku społecznej szkodliwości zarzuconego czynu.
– Jednakże obecnie podnoszenie tego zarzutu nie jest niestety możliwe – wyjaśnia Anna Kabulska z biura prasowego
RPO.
Sądy obydwu instancji dokonały oceny czynu przez pryzmat okoliczności, które na podstawie art. 47 par. 6 k.w. stanowią wyznaczniki stopnia społecznej szkodliwości. Przepis ten stanowi, że przy tej ocenie bierze się pod uwagę rodzaj i charakter naruszonego dobra, rozmiary wyrządzonej lub grożącej szkody, sposób i okoliczności popełnienia czynu, wagę naruszonych przez sprawcę obowiązków, jak również postać zamiaru, motywację sprawcy, rodzaj naruszonych reguł ostrożności i stopień ich naruszenia.
– Kwestionowanie w drodze kasacji ocen sądu nie może być jednak skuteczne. Zarzut, iż poszczególnym okolicznościom określonym w art. 47 par. 6 k.w. przydano zbyt dużą lub zbyt małą rangę, mieści się w ramach zarzutu błędu w ustaleniach faktycznych, który nie może być skutecznie podnoszony na etapie postępowania kasacyjnego – tłumaczą przedstawiciele biura RPO.
Zgodnie bowiem z art. 111 kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia (k.p.w.) kasacja może być wniesiona tylko, gdy orzeczenie sądu dotknięte jest rażącymi wadami prawnymi, takimi jak naruszenie przepisów o takim znaczeniu dla prawidłowego rozpoznania sprawy i w taki sposób, że mogło to mieć istotny wpływ na treść orzeczenia czy wydanie go z uchybieniami stanowiącymi bezwzględne podstawy zaskarżenia (art. 104 par. 1 k.p.w.). Ustawa ogranicza więc kasację do kontroli zaskarżonego orzeczenia tylko z punktu widzenia naruszenia przepisów prawa, z wyłączeniem badania prawidłowości ustaleń faktycznych.
– W konsekwencji, pomimo zaangażowania i poparcia rzecznika w tej sprawie, badanie akt sądowych prowadzi niestety do stwierdzenia braku podstaw prawnych do wniesienia kasacji. Sąd zastosował bowiem obowiązujące prawo – przyznaje Anna Kabulska.
– Prawo to budzi jednak istotne wątpliwości konstytucyjne, dlatego rzecznik skierowała wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niezgodności z konstytucją przepisu kodeksu wykroczeń w zakresie, w jakim pomija przesłankę „znikomej społecznej szkodliwości czynu” jako wyłączającej odpowiedzialność za wykroczenie – przypomina.
Zamknięta droga do Strasburga
Z taką interpretacją nie zgadza się Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która wystąpiła do RPO o ponowne rozważenie możliwości wniesienia kasacji. Zdaniem prawników fundacji w sprawie płk. Olkowicza można dopatrywać się nie tylko błędu sądu, polegającego na przypisaniu okolicznościom wymienionym w art. 47 par. 6 k.w. nieprawidłowej rangi, lecz rażącego naruszenia tego przepisu, które mogło mieć istotny wpływ na treść orzeczenia, a zatem stanowi w myśl art. 111 k.p.w. podstawę kasacyjną. Z orzecznictwa Sądu Najwyższego wynika bowiem, że zarzut naruszenia prawa materialnego może wchodzić w grę, gdy skarżący jest zdania, iż rozstrzygnięcie o wysokości stopnia społecznej szkodliwości czynu nastąpiło w wyniku uwzględnienia niewłaściwych – lub nieuwzględnienia właściwych – przesłanek.
– Trzeba pamiętać, że płk Olkowicz był pierwszym przedstawicielem wymiaru sprawiedliwości, który naprawił błąd popełniony w sprawie niepełnosprawnego Arkadiusza K. – podkreśla Piotr Kubaszewski z HFPC.
Sam płk Olkowicz nie kryje rozczarowania decyzjami o niewniesieniu kasacji.
– Byłem przekonany, że taki wniosek ze strony RPO nastąpi. Z tego powodu nie skarżyłem wyroku do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Tymczasem minęło już sześć miesięcy od jego wydania i czas na odwołanie do Strasburga minął – mówi nam płk Olkowicz.
– To jest o tyle ważne, że od czasu sprawy z Arkadiuszem K. nic się nie zmieniło. Nadal do zakładów karnych trafiają osoby chore psychicznie, które nigdy w nich się nie powinny znaleźć – dodaje.
Minął już 6-miesięczny termin na zaskarżenie wyroku do ETPCZ