Mediacja początkowo wszędzie napotyka silny opór, zwłaszcza ze strony przedstawicieli zawodów prawniczych. Ale zapewniam, że ta niechęć szybko znika
W swojej prezentacji zorganizowanej w siedzibie Krajowej Rady Radców Prawnych przytoczył pan statystyki pokazujące, że postępowanie sądowe w Unii Europejskiej średnio trwa 548 dni i kosztuje ok. 10 tys. euro, natomiast przeprowadzenie mediacji zajmuje zaledwie 88 dni i kosztuje 2,5 tys. euro. Mimo to zaledwie 0,05 proc. z 20 mln spraw rocznie trafiających do europejskich sądów jest rozstrzyganych z wykorzystaniem tej drugiej procedury. Czy wyjaśnieniem tego paradoksu nie jest przypadkiem niechęć samych prawników do mediacji? Krótsze postępowanie to dla nich niższe zarobki.
Ma pani rację, ale tylko częściowo. Kiedy mówiłem o oszczędnościach dotyczących postępowania sądowego, oczywiście miałem na myśli sumy, które w dużej mierze trafiają właśnie do prawników. Powszechność mediacji to dla nich ryzyko utraty klientów. I faktem jest, że mediacja wszędzie napotyka początkowo silny opór, zwłaszcza ze strony przedstawicieli zawodów prawniczych. Jest jednak i druga strona medalu. Otóż klienci oczekują od prawników zdolności prowadzenia mediacji. Prawnik, który jest w stanie zaoszczędzić ich czas i pieniądze, staje się dla nich niezastąpiony. Kolejna rzecz – większość mediatorów to prawnicy. A zatem pieniądze, których nie zarobią w postępowaniu sądowym, mogą wypracować, angażując się w alternatywne rozwiązywanie sporów. I wreszcie, w wielu regionach świata, m.in. w Polsce, centra mediacyjne powstają przy samorządach prawniczych, które mogą zarabiać na tych usługach. Podam konkretny przykład: w Rzymie jest 24 tys. prawników zarejestrowanych w lokalnej radzie adwokackiej. Rada ta posiada własne centrum mediacji, które generuje jedną trzecią jej przychodów. Moje obserwacje potwierdzają, że sami prawnicy z czasem stają się zwolennikami mediacji.
We Włoszech od niedawna istnieje ustawowy wymóg przystąpienia stron w pewnej kategorii spraw cywilnych do próby mediacyjnej. Wspomniał pan jednak, że sami sędziowie często pobłażliwie traktują osoby, które nie dopełnią tego obowiązku. Nie rozumiem dlaczego, przecież im więcej skonfliktowanych ludzi u mediatora, tym mniej spraw na wokandzie.
Myślę, że to w dużej mierze efekt braku wiedzy. Sędziowie wciąż uczą się, czym jest mediacja i jakie przynosi korzyści. To wymaga nie tylko przyswojenia nowych informacji, ale przede wszystkim zmiany całej filozofii podejścia do sporu. Sędziowie, podobnie jak np. adwokaci, są edukowani w szkołach prawa. A tam króluje model kontradyktoryjny, mamy argumenty i kontrargumenty, wygranego i przegranego. Mediacja jest zupełnie inną drogą, jej wynik nie zależy od przestrzegania reguł, ale od znalezienia wspólnego interesu. Po drugie patrzenie przez palce na ów ustawowy obowiązek przystąpienia do mediacji jest też trochę kwestią ambicji. Sędziowie we Włoszech mogą być pewnymi doradcami w sposobie rozwiązania sprawy. Ich ścieżka rozumowania jest taka: „Jeżeli ja nie jestem w stanie znaleźć odpowiedniego rozwiązania, a jestem osobą najlepiej przygotowaną i najwłaściwszą, to jak może to zrobić ktoś inny?”. Ale zapewniam, że sędziowie, którzy ostatecznie zetknęli się z mediacją, stają się jej prawdziwymi miłośnikami.
Przykład Włoch dowodzi, że w dość prosty sposób można zwiększyć popularność mediacji, a w konsekwencji odciążyć sądy. Dlaczego inne kraje nie wprowadzają analogicznych regulacji?
Może dlatego, że legislatorzy, parlamentarzyści to głównie prawnicy, nauczeni, tak jak wspomniałem, patrzeć na świat kontradyktoryjnie? Dotąd nie było też dokładnych wyliczeń kosztów nieprzeprowadzania mediacji. Teraz są.
Odnoszę wrażenie, że w Polsce, ale zapewne nie tylko tu, zwolenników mediacji wciąż traktuje się trochę niczym nieszkodliwych zapaleńców, żeby nie powiedzieć dziwaków. Odczuwa pan to?
Rzeczywiście, przez długi czas popularyzatorów mediacji uważano za pięknoduchów, którzy ładnie opowiadają, zachwalają, namawiają, ale nie podają żadnych konkretów. Teraz mamy konkrety. Mamy twarde dane i w oczach sceptyków stajemy się poważnymi ludźmi, których warto słuchać. Dziś rozmawiałem z przedstawicielami polskiego rządu, w dalszej kolejności udaję się do Grecji, później do następnych krajów.
Dajmy na to, że chcę skorzystać z pomocy mediatora. Skąd mam wiedzieć, że trafię do kompetentnej osoby, która zna specyfikę dziedziny, do której zalicza się moja sprawa?
W systemie publicznym, takim jak włoski, funkcjonuje rejestr mediatorów, którzy muszą publikować wiele ważnych informacji o sobie, włącznie z danymi o odsetku mediacji zakończonych sukcesem. Na tej podstawie można wyrobić sobie opinię o poszczególnych osobach. W systemach niepublicznych, w których korzystanie z usług mediatora od początku do końca jest całkowicie dobrowolne, działa niewidzialna ręka rynku. Tak jak w przypadku lekarzy, adwokatów czy innych specjalistów kluczowe są rekomendacje zadowolonych klientów.
Dotąd nie było dokładnych wyliczeń kosztów nieprzeprowadzania mediacji. Teraz są. Mamy twarde dane