Pierwsza prezes Sądu Najwyższego ugięła się pod presją krytyki i osobiście podpisała zmodyfikowany wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej (sygn. akt K 58/13).
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego ugięła się pod presją krytyki i osobiście podpisała zmodyfikowany wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej (sygn. akt K 58/13).
Kontrowersje wywołało złożenie przez I prezes SN pod koniec 2014 r. wniosku do TK na papierze firmowym prywatnej kancelarii. Pod dokumentem podpisał się prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista i radca prawny, któremu powierzono reprezentację SN. Skuteczność wniosku podpisanego przez prof. Chmaja zakwestionował marszałek Radosław Sikorski oraz prokurator generalny. Obaj – jako uczestnicy tej sprawy – wystosowali oficjalne pisma do Trybunału Konstytucyjnego.
Sąd Najwyższy początkowo nie podzielał ich wątpliwości. Profesor Małgorzata Gersdorf wskazywała w piśmie do TK, że legitymacja procesowa prof. Marka Chmaja jest niewątpliwa, a zmodyfikowany wniosek pochodzi od podmiotu uprawnionego. Zgadza się, że określenie przedmiotu i zakresu wniosku to ekskluzywna kompetencja I prezesa SN. Tyle że – jej zdaniem – nie przeczy to skuteczności modyfikacji wniosku dokonanej przez pełnomocnika.
Nastąpiła jednak refleksja.
– Wobec tego, że kwestie związane z ustanowieniem pełnomocnika (prof. M. Chmaja) zaczęły w dotychczasowej debacie całkowicie przesłaniać istotę i znaczenie złożonego wniosku, pierwszy prezes SN – podtrzymując całkowicie swoje dotychczasowe stanowisko – zdecydował o osobistym podpisaniu zmodyfikowanego wniosku – wyjaśnia sędzia Dariusz Świecki, rzecznik prasowy SN.
– Dobrze się stało, że sprawa przejdzie z fazy formalnej do merytorycznej. Ale I prezes SN nie powinna korzystać z zastępstwa – uważa Szymon Osowski, prezes Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Ponieważ SN nie ujawnił umowy zawartej z prof. Chmajem, sieć skierowała sprawę do sądu administracyjnego.
– Bierzemy udział w debacie na temat działania państwa. Zainicjowali ją obywatele, ale w dyskusję włączyły się też różne organy: prokurator generalny czy marszałek Sejmu. Wszystkie argumenty doprowadziły do zmiany stanowiska SN. I nawet jeśli nastąpiło to tylko z ostrożności procesowej, jest to budujące. Mamy dialog – mówi Piotr Waglowski, prawnik, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Spodziewa się, że cała sprawa zostanie też przekuta na szerszą dyskusję doktryny na temat zasad działania państwa i dopuszczalności outsourcingu.
– Jestem bardzo ostrożny w tej kwestii i uważam, że outsourcing w obszarach dotyczących ustawowych kompetencji organów nie powinien być dopuszczalny. A jeśli już, to powinien być w pełni transparentny. Umowy, na podstawie których organy zlecają pewne zadania na zewnątrz, powinny być jawne dla obywateli. Chodzi przecież o dysponowanie mieniem publicznym – podkreśla Waglowski.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama