Przedstawione stanowisko to efekt wspólnych negocjacji resortu, RPO i Stowarzyszenia Producentów i Dystrybutorów Oprogramowania Rozrywkowego.
- Działania legislacyjne mogą okazać się nieskuteczne – wskazywał wiceminister Arkadiusz Bąk. Tłumaczył, że najpierw należy sprecyzować źródło problemu. Na kwiecień zapowiedział przeprowadzenie badania, które ma zmierzyć świadomość rodziców. Chodzi o sprawdzenie wiedzy o zagrożeniach związanych z niedostosowaniem treści gry do wieku dziecka jak też o znaczeniu ikon zamieszczanych na pudełkach, czyli znajomości oznaczeń Ogólnoeuropejskiego Systemu Klasyfikacji Gier (PEGI).
Jest to obecnie jedyne zabezpieczenie przed dostępem najmłodszych do takich produktów. PEGI polega na opatrywaniu gier cyframi, które oznaczają grupę wiekową, dla której są przeznaczone ze względu na treść. Dodatkowo oznacza się je symbolami, które wskazują, czy występuje w nich np. przemoc, nagość, wulgarny język lub używki. System obowiązuje w 38 państwach w Europie. Jest to jednak jedynie deklaracja producentów o zawartości gry.
W wystąpieniu, które prof. Irena Lipowicz przesłała pod koniec lutego do ministerstwa gospodarki wskazała, że konieczne są przepisy, które zapewnią kontrolę nad sprzedażą dzieciom brutalnych gier komputerowych. Jako przykład tak działającego systemu wskazała Wielką Brytanię. Sprzedawcy mają tam obowiązek kontroli wieku kupujących według wskazań PEGI. Za nierespektowanie zakazu grozi im grzywna lub nawet sześć lat więzienia.
Podczas prezentowania wypracowanego stanowiska Mirosław Wróblewski, przedstawiciel RPO, zaznaczył, że rzecznik nie zmienia swojego dotychczasowego stanowiska. Zgadza się jednak, że najpierw należy zebrać odpowiednie dane.