Niebawem minie pięć miesięcy od ostatniej znaczącej nowelizacji przepisów o zamówieniach publicznych. Można więc już pokusić się o pewne podsumowania. Niestety, nie napawają one optymizmem. Większości patologii, których zwalczaniu służyć miały nowe regulacje, nie udało się wyeliminować. Wielu urzędników odpowiedzialnych za przetargi skupiło się na pozornym wykonaniu przepisów, nie zwracając uwagi na cele, jakie chciano dzięki nim osiągnąć.
Niebawem minie pięć miesięcy od ostatniej znaczącej nowelizacji przepisów o zamówieniach publicznych. Można więc już pokusić się o pewne podsumowania. Niestety, nie napawają one optymizmem. Większości patologii, których zwalczaniu służyć miały nowe regulacje, nie udało się wyeliminować. Wielu urzędników odpowiedzialnych za przetargi skupiło się na pozornym wykonaniu przepisów, nie zwracając uwagi na cele, jakie chciano dzięki nim osiągnąć.
Nowe prawo – pomijając sytuacje wyjątkowe – wymaga stosowania dodatkowych poza ceną kryteriów oceny ofert. Patrząc na dane statystyczne, mogłoby się wydawać, że nie jest źle. Z 93 proc. przetargów, w których cena stanowiła jedyne kryterium, w styczniu 2015 r. odsetek ten spadł do 19 proc., a w przypadku zamówień powyżej progów unijnych – do 13 proc. Sukces? Może i tak, ale tylko w statystyce. Wystarczy bowiem poczytać ogłoszenia, by przekonać się, że te dodatkowe kryteria to najczęściej termin realizacji zamówienia, okres gwarancji czy wydłużony czas zapłaty. Dla przypomnienia – ustawodawca zdecydował się wymusić stosowanie dodatkowych kryteriów po to, by kupować to, co możliwie najlepsze. Jak wynika z pierwszych analiz Urzędu Zamówień Publicznych, kryteria jakościowe pojawiają się jednak raptem w 8 proc. przetargów.
Kolejny przepis miał wyrównać szanse etycznych przedsiębiorców. Ci, którzy zatrudniają swych pracowników na etat, często nie mogą rywalizować cenowo z zatrudniającymi na umowy śmieciowe. Dlatego w ustawie – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 907 ze zm.) pojawił się przepis pozwalający na wprowadzanie obowiązku realizacji zlecenia przez etatowych pracowników. Wydawałoby się, że Sejm, a więc miejsce, w którym uchwalono te regulacje, jako pierwszy powinien być zainteresowany ich wdrażaniem w życie i promowaniem etycznego zatrudnienia. Okazuje się, że niekoniecznie. Jak doniosły w ostatnich dniach media, w organizowanym przez Kancelarię Sejmu przetargu na utrzymanie zieleni urzędnicy pominęli klauzule społeczne. Nie za bardzo też rozumieją, o co tyle zamieszania. Przecież przepisy nie zostały złamane – nie nakazują one wpisywać wymagań dotyczących zatrudniania na etat, a jedynie stwarzają taką możliwość.
Trwają prace nad stworzeniem nowej ustawy. Podczas nich pewnie znów zostaną podjęte próby walki z jakimiś patologiami. A ja już dzisiaj ośmielę się przewidywać, że niewiele to zmieni. Bo równie ważna, jeśli nie ważniejsza od zmiany przepisów, jest zmiana mentalności stosujących je osób.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama