Posłowie o obecnym stanie prawnym: „Punkt pierwszy - sąd ma zawsze rację, punkt drugi – jeśli sąd nie ma racji, patrz punkt pierwszy.” I proponują, aby minister sprawiedliwości mógł wnosić kasację od każdego prawomocnego orzeczenia sądu.

Kasacja – ostatnia deska ratunku. Poza stroną postępowania może ją wnieść obecnie – na podstawie art. 521 kodeksu postępowania karnego – prokurator generalny, rzecznik praw obywatelskich, a także rzecznik praw dziecka. Dziś podkomisja stała ds. nowelizacji prawa karnego będzie zajmować się poselskim projektem zmiany k.p.k., który ma na celu włączenie do tego grona ministra sprawiedliwości. Po rozdzieleniu funkcji ministra i prokuratora generalnego w 2010 r., ten pierwszy nie ma już bowiem uprawnień do wnoszenia tego środka zaskarżenia.

Propozycja budzi skrajne emocje w środowiskach prawniczych. A jednak sam pomysł nie wydaje się być z gruntu zły. Każdy prawnik mógłby bowiem wskazać niesłuszny i niesprawiedliwy wyrok, jaki zapadł w sądzie. Jeżeli więc ministerialna kasacja przysłuży się podniesieniu jakości orzekania, czy ochroni obywateli od skutków niesprawiedliwych orzeczeń – to podmiot, który ją wniósł ma drugorzędne znaczenie. Problem jednak w tym, że praktyka może pójść w drugą stronę.

Pomysł wyszedł z klubu Prawa i Sprawiedliwości i jak wskazują autorzy w uzasadnieniu projektu „Minister Sprawiedliwości jest politycznie odpowiedzialny za funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i powinien mieć narzędzia do skutecznej interwencji prawnej w sytuacji, gdy wymiar sprawiedliwości popełnia błąd, którego nie można naprawić w zwykłym trybie. Do Ministra Sprawiedliwości zwracają się ludzie ze skargami na funkcjonowanie sądów, minister dysponuje też aparatem wizytacyjnym do badania skarg. Niestety w dotychczasowym stanie prawnym nie ma żadnych możliwości prawnych do działania w wypadku stwierdzenia ewidentnych błędów w orzecznictwie sądowym, stwierdzonych na przykład w wyniku badania skargi. Dziś w zasadzie minister po zbadaniu skargi może jedynie poinformować skarżącego, że sąd jest niezawisły i mimo stwierdzonych błędów, nie może na nie zareagować”.

Posłowie PiS podsumowali to tak: „Można powiedzieć, że ma tu zastosowanie dwupunktowa reguła: punkt pierwszy – sąd ma zawsze rację, punkt drugi – jeśli sąd nie ma racji, patrz punkt pierwszy”.

Pomysł nie przypadł jednak do gustu sędziom. - To niepotrzebne rozszerzenie uprawnień władzy wykonawczej. Dostrzegam tu potencjalne zagrożenie wykorzystywania tego środka do rozgrywek politycznych. Właśnie z tego powodu minister został odsunięty od możliwości wnoszenia kasacji, aby ekipa rządząca nie miała wpływu na procedurę karną. Zdarzały się przecież zarzuty wpływania przez polityków na sądy i trzeba minimalizować takie ryzyko – uważa sędzia Rafał Puchalski, prezes Oddziału w Przemyślu Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

Projekt zaopiniowała Krajowa Rada Sądownictwa – negatywnie. Podobnie pomysł nie porwał Sądu Najwyższego. W opinii I prezesa SN czytamy bowiem, że„propozycja poszerzenia katalogu podmiotów uprawnionych do wnoszenia kasacji jest wątpliwa przede wszystkim z ustrojowego punktu widzenia”. Po nowelizacji art. 521 par. 1 k.p.k. w 2003 r. zdecydowano się na skreślenie z katalogu podmiotów kwalifikowanych ministra sprawiedliwości. Przyjęto, że organem procesowym powinien być jedynie prokurator generalny. „Jest to zresztą zasada obowiązująca także w innych procedurach sądowych” - podkreśla SN.

Posłowie nie znajdą w tym zakresie także oparcia w Prokuraturze Generalnej. - Ta propozycja budzi zasadnicze wątpliwości, albowiem jest to danie de facto politykowi uprawnienia do ingerencji w przebieg postępowania sądowego. Zmiana ta stoi w sprzeczności z podstawowymi zasadami systemowymi, bowiem powierza włączenie w postępowanie sądowe przedstawiciela władzy wykonawczej. Odebranie organom rządowym uprawnień w powyższej materii było naturalną konsekwencją zasady trójpodziału władz publicznych w aspekcie funkcjonalnym. Konstytucja z 1997 r. nałożyła na Radę Ministrów oraz jej członków przede wszystkim zadania skierowane erga omnes. Nie ma powodu, by akurat te organy władzy wykonawczej zajmowały się problemami wyłaniającymi się w konkretnych sprawach sądowych i dublowały zadania PG, RPO czy innych organów ochrony prawa, właściwych w dyscyplinach specjalistycznych – wyjaśnia Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej.

Dr Piotr Zientarski, przewodniczący Komisji Ustawodawczej Senatu uważa jednak, że nie można mówić w przypadku tej zmiany o jakimkolwiek zamachu na niezawisłość sędziowską. - W końcu mówimy jedynie o uprawnieniu do wnoszenia środka zaskarżenia. Rozstrzygnięcie pozostaje zaś w gestii sądu. Przyznanie takiego uprawnienia w żaden sposób nie ingereuje zatem w orzekanie w danej sprawie. Skoro zaś RPO może wnosić kasację, to nie widzę powodów, aby nie mógł jej wnosić minister. To dobre rozwiązanie, które pozwoli uchronić wymiar sprawiedliwości od nieodwracalnych błędów zaistniałych w wyrokach sądowych – tłumaczy.

Trudno jednak znaleźć zwolenników poselskiej propozycji. W adwokaturze też brak zrozumienia dla argumentów posłów. Andrzej Zwara, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, łapie się za głowę: „Kolejna nowelizacja?” I to w dodatku niepotrzebna. - Wolałbym, żeby władza wykonawcza nie miała takich uprawnień. W końcu rolą ministra sprawiedliwości nie jest ingerowanie w wymiar sprawiedliwości. Powinien zachować neutralność – podkreśla.

Art. 10 konstytucji stanowi, że ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały. Nie sposób więc oprzeć się wrażeniu, że jeżeli zmiana przejdzie ścieżkę legislacyjną, to następnie trafi na wokandę Trybunału Konstytucyjnego.

O tym jak projekt ocenia resort sprawiedliwości CZYTAJ TUTAJ.