Swobodne i serdeczne relacje sędziów z pełnomocnikami to już zamierzchłe czasy. A bywało, że pełnomocnicy i sędziowie jadali obiady i pili poranną kawę przy jednym stoliku w bufecie sądowym. Dziś nawet znajomi ze studiów udają, że się nie znają.
Bo to już inny świat. Teraz w dobie podejrzeń, załatwiactwa, nacisków, internetu i szaleństwa dyscyplinarnego, a także łatwości nagrywania i fotografowania, sędziowie i pełnomocnicy trzymają się od siebie z daleka. Dla swojego dobra. Choć mają wątpliwości, czy wychodzi to na dobre wymiarowi sprawiedliwości.
- Właściwie każda rozmowa sędziego z pełnomocnikiem, czy to w bufecie czy na korytarzu sądu, może być odebrana jako próba naruszenia niezawisłości sędziowskiej i
argument przemawiający za stronniczością sędziego. Sędzia powinien być zaś jak żona Cezara. Stąd dziś te kontakty są mocno ograniczone – mówi poseł Witold Pahl (PO), który swoją karierę zawodową rozpoczynał jako sędzia, a następnie wykonywał zawód radcy prawnego.
Wspomina, że 20 lat temu te relacje były zupełnie inne, a kontakty prawników były swobodniejsze. - Z moich obserwacji wynika, że pomimo koleżeństwa czy przyjacielskich stosunków osoby te potrafiły zachować dystans. Przyjaźń pozostawała zatem przed drzwiami sali rozpraw, a w niektórych przypadkach sędziowie prosili o przejęcie sprawy przez innego sędziego, żeby nie narażać się na zarzut stronniczości – tłumaczy.
Zwraca uwagę, że problem towarzyskich relacji sędziów z pełnomocnikami jest nasilony szczególnie w małych środowiskach. Tam te znajomości są naturalne i oczywiste. W stolicy takiego problemu nie ma. - W sądach warszawskich widoczne jest odgradzanie się sędziów od adwokatów. Adwokat nie może poprosić o spotkanie z sędzią i uzgodnić z nim terminu rozprawy lub zwykłych, niekiedy banalnych kwestii związanych z jej organizacją. Sędziowie nie jadają już nawet obiadów w jednym bufecie z adwokatami. Kiedyś takie sytuacje były na porządku dziennym. I nikt niczego nie załatwiał. Zwyczajowe relacje sędziów i adwokatów były zdrowe. Jedni i drudzy świadomi byli swoich ról i wynikających z nich ograniczeń – wskazuje adwokat Radosław Baszuk.
Podobnie myśli sędzia Rafał Puchalski, prezes Oddziału w Przemyślu Stowarzyszenia Sędziów Polskich IUSTITIA. - Witam się na korytarzu sądowym ze znajomymi adwokatami czy radcami prawnymi i nie widzę w tym niczego złego – mówi. Przyznaje, że rzeczywiście z uwagi na coraz częstsze zarzuty dotyczące stronniczości sędziów, starają się oni unikać takich kontaktów. Nawet na zajęciach dla sędziów jest to zalecane. - To właśnie niska świadomość prawna społeczeństwa generuje takie podejrzenia i np. strona, która przegrała proces a widziała, że sędzia rozmawiał z pełnomocnikiem drugiej strony, z łatwością może sięgnąć po zarzut stronniczości sędziego. Stąd w zasadzie sędziowie unikają już nawet zamienienia grzecznościowo kilku zdań ze znajomym pełnomocnikiem – wskazuje. Tymczasem takie znajomości czy rozmowa – zdaniem sędziego Puchalskiego – w żaden sposób nie przekładają się na treść orzeczenia.
Poseł Witold Pahl zwraca jednak uwagę, że ewentualne zarzuty dotyczące stronniczości wynikającej ze znajomości z pełnomocnikiem, dla sędziego mogą oznaczać konieczność tłumaczenia się przed Krajową Radą Sądownictwa, a już sam ten fakt może pośrednio wpłynąć na awans sędziego, nawet jak sprawa zakończy się dla niego pomyślnie. - Sędziowie powinni więc unikać manifestowania znajomości z pełnomocnikiem w imię ochrony wymiaru sprawiedliwości – podkreśla. Dodaje, że stąd też w wielu sądach w całej Polsce powstają osobne bufety dla sędziów. - W sądzie nie powinno być wspólnych pomieszczeń – uważa.
Tłumaczy, że sędziowie wybierając ten zawód skazują się poniekąd na życie w złotej klatce, a to na pewno nie jest komfortowa sytuacja. Takie jednak też są oczekiwania społeczne, by sędziowie nie kontaktowali się z pełnomocnikami. - Sędzia powinien wiedzieć, że jego zawód to 100 proc. niezawisłości. Jakiekolwiek więc podejrzenie, że przy orzekaniu kieruje się sympatią do pełnomocnika strony, może ściągnąć na niego kłopoty: począwszy od wniosków o wyłączenie a skończywszy na zainteresowaniu sprawą przez organy ścigania – zauważa poseł Pahl. Wskazuje, że do KRS (której jest członkiem) trafiają takie skargi na sędziów.
- Poza tym, jest też problem, czy sędzia który zna pełnomocnika przy wydawaniu orzeczenia nie będzie choćby podświadomie mu sprzyjał? Przy okazjonalnym spotkaniu sędzia wydając wyrok pewnie potrafi oddzielić znajomość od spraw zawodowych, ale mam wątpliwości, czy jeśli w grę wchodzi przyjaźń jest to takie łatwe – zastanawia się.
Adwokat Andrzej Michałowski wskazuje, że sędziowie i adwokaci znają się ze studiów, z wspólnie prowadzonych szkoleń czy egzaminów, wreszcie z sal sądowych. Czasem spotkają się w sytuacjach towarzyskich np. na balach prawników. - Nie mają zatem żadnych powodów do ostentacyjnego unikania się, ale też nie powinni okazywać nadmiernej zażyłości. Zwłaszcza kiedy patrzą na to strony. I tak było jeszcze niedawno – wspomina.
Dodaje, że pamięta dobrze jak sędziowie z adwokatami siadywali przy jednym stoliku w sądowym bufecie i rozprawiali o ostatnim meczu ligowym. Z zasady nie rozmawiano o sprawach, które jedni sądzili, a drudzy w nich występowali. I tej zasady nikt nie musiał przypominać. - Ten czas się skończył. Wszechobecna podejrzliwość i naruszanie zakazu załatwiactwa, spowodowało zerwanie kontaktów. Zapanowała poprawność, w ramach której nawet bliscy znajomi publicznie sugerują, że się nie znają. Z jednej strony to lepiej, bo pozbawia pretekstów do snucia niemerytorycznych dywagacji. Z drugiej jednak strony świat stał się uboższy. Jednowymiarowy. Trudniej też o zrozumienie wzajemnych racji, bo unikanie kontaktów prowadzi do alienowania się – tłumaczy mec. Michałowski.
Sędzia Puchalski również jest zdania, że nie jest to zdrowa sytuacja, gdy osoby które razem studiowały na tym samym roku i znają się od wielu lat udają, że się nie znają. - Środowisko sędziów zaczyna żyć w zamkniętej twierdzy. Zmienić ten stan rzeczy może jedynie uświadamianie społeczeństwa za pośrednictwem przede wszystkim polityków, że kwestia potencjalnej znajomości sędziego z pełnomocnikiem nie przekłada się na rozstrzygnięcie sprawy – apeluje.
Dodaje, że przecież gdyby sędziowie i pełnomocnicy chcieli coś załatwić np. w związku ze sprawą w której jeden orzeka a drugi występuje, to na pewno nie omawialiby tego na korytarzu czy w bufecie sądowym.