Nie dostrzegam racjonalnych argumentów przemawiających za uznaniem szachistów czy brydżystów za sportowców, a graczy występujących w turniejach StarCrafta już do tej kategorii nie zaliczać - mówi mec. Marcin Wojcieszak, przewodniczący Komisji Prawa Sportowego PKOL.
Paulina Szewioła: Niedawno kibiców, dziennikarzy i ekspertów zbulwersowały słowa tenisisty Jerzego Janowicza, że "polscy sportowcy trenują po szopach" . Nie jest to jednak pierwszy przypadek, kiedy sportowiec uskarża się na warunki w jakich przyszło mu trenować. Na jakich podmiotach spoczywa zatem obowiązek stworzenia m.in. odpowiedniej infrastruktury, aby młodzi ludzie będący dopiero u progu zawodowych karier nie musieli „trenować po szopach”?
Marcin Wojcieszak, adwokat, przewodniczący Komisji Prawa Sportowego PKOL: Zgodnie z art. 27 ustawy o sporcie „tworzenie warunków, w tym organizacyjnych sprzyjających rozwojowi sportu stanowi zadanie własne jednostek samorządu terytorialnego” i jako zadanie własne jest przez nie finansowane.
PS: Czy to jednak nie jest za duże obciążenie dla samorządów, które przecież muszą dbać o interes społeczności lokalnych, także w innych obszarach?
MW: Oczywiście władze lokalne często stają przed dylematem czy finansować sport, w sytuacji, gdy istnieją bardziej pilne wydatki związane chociażby z infrastrukturą drogową czy gospodarką odpadami. Inwestowanie w rozwój i popularyzację kultury fizycznej jest zawsze refleksem dobrobytu państwa. I nie powinno być rozpatrywanie w kategorii kolizji dóbr.
PS: Czyli mamy jasność, że wspieranie sportu to dla samorządów dobra inwestycja. Pozostaje jednak nadal problem odpowiedniej ilości środków finansowych, dlatego siłą rzeczy nie każda dyscyplina będzie dotowana w równym stopniu.
MW: I tutaj powstaje pytanie jaki sport finansować. Ustawa milczy bowiem na temat kryteriów jakimi powinny kierować się jednostki samorządu terytorialnego przy rozdysponowywaniu środków w tym obszarze.
PS: To jakimi?
MW: Gminy, jako jednostki samorządu terytorialnego najniższego szczebla, powinny z całą pewnością w pierwszej kolejności wydatkować dostępne środki na sporty, które są najbardziej powszechne, takie jak lekkoatletyka czy piłka nożna, które aktywizują dużą rzeszę obywateli. Dlatego np. tenis, z uwagi na to, iż jest jednak sportem elitarnym, nie będzie dotowany na równi z wyżej wymienionymi dyscyplinami.
PS: Inaczej wygląda już kwestia pozyskiwania środków finansowych w sporcie wyczynowym. Tutaj niebagatelną rolę odgrywają sponsorzy. Jednak napotykają oni na szereg barier prawnych. Pamiętam chociażby sytuację kiedy to siatkarze ówczesnego mistrza Włoch musieli grać w organizowanym w Polsce final four Ligi Mistrzów bez logo sponsora na koszulkach, bo była nim firma prowadząca zakłady bukmacherskie.
MW: Na tym polu obserwujemy zbieżność interesów podmiotów reprezentujących sport zawodowy oraz przedsiębiorców, którzy chcieliby go wspierać. Po stronie tych pierwszych istnieje bowiem potrzeba pozyskiwania finansowania zewnętrznego, która z kolei ściśle łączy się polityką wielu firm w zakresie budowania identyfikacji marki z daną dyscypliną czy osobą sportowca. Powiem więcej, bardzo często całe branże są ze sportem funkcjonalnie powiązane. Mam tutaj na myśli wspomniane wyżej firmy prowadzące działalność w zakresie zakładów bukmacherskich czy też producenci niskoprocentowych napojów alkoholowych. I na te kategorie podmiotów ustawodawca faktycznie nakłada daleko idące ograniczenia.
PS: Czy słusznie?
MW: W przypadku gier hazardowych, moim zdaniem nie. Tak naprawdę podmioty prowadzące działalność w zakresie zakładów bukmacherskich wykorzystują de facto rezultat pracy uczestników sportu profesjonalnego. Podniesie się zaraz bardzo dużo głosów krytycznych, mówiących, że jest to promocja hazardu, który prowadzi przecież do patologii. Nie patrzmy jednak na to zjawisko przez margines, tylko przez pryzmat typowego konsumenta, którym jest kibic sportowy. Ostatecznie jest to przecież forma zabawy. Podobne ograniczenia znajdziemy także w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, która w art. 131 reguluje zakres dopuszczalnego informowania o sponsorowaniu imprez sportowych przez producentów piwa. W tych regulacjach również znajdziemy wiele ograniczeń. Przez co m.in. związki czy kluby sportowe nie mogą zaoferować tym podmiotom pełnej gamy świadczeń sponsorskich. W obydwu przypadkach możemy doszukać się jednak paradoksu, kiedy to podczas transmisji meczu rozgrywanego poza granicami Polski, nawet z udziałem reprezentacji narodowej, na bandach będziemy obserwować np. logotypy firm prowadzących zakłady bukmacherskie. Takie prawo jest po prostu nieskuteczne.
PS: Gdzie sponsorzy tam pieniądze, a gdzie pieniądze tam gwiazdy sportu, którym reklamodawcy słono płacą za możliwość wykorzystywania ich wizerunku w kampaniach reklamowych. A jak wygląda kwestia posługiwania się wizerunkiem reprezentanta kraju przez związki sportowe? Na tej płaszczyźnie swego czasu toczyły się poważne spory, a jeden z nich swój finał miał nawet w Sądzie Najwyższym.
MW: Przepis, który przyznaje polskim związkom sportowym prawo do wykorzystywania wizerunków zawodników, wyłącznie w stroju reprezentanta kraju, pojawił się po raz pierwszy w ustawie o sporcie kwalifikowanym i został de facto w niezmienionej postaci przeniesiony do obecnie obowiązującej ustawy o sporcie. Niestety podczas procesu legislacyjnego ustawodawca nie zdecydował się na usunięcie z jego treści oczywistych błędów. Redakcja tego artykułu mylnie sugeruje bowiem, że zawodnik musi wyrazić odrębną, indywidualną zgodę na wykorzystanie swojego wizerunku w koszulce reprezentacyjnej. Taki pogląd zakwestionował Sąd Najwyższy w sprawie Macieja Żurawskiego przeciwko Telekomunikacji Polskiej S.A. W uzasadnieniu wskazał, że odmienna wykładnia art. 14 ustawy o sporcie w ogóle podważyłaby celowość uregulowania tej kwestii w odrębnym akcie prawnym. Wystarczyłoby wtedy bowiem zastosowanie wprost przepisów ustawy o prawie autorskim, które stanowią, że wykorzystanie wizerunku osoby fizycznej, co do zasady, wymaga jej zgody. Warto też wspomnieć, że polskie związki sportowe są niejako akuszerem powstania wartości komercyjnej wizerunków reprezentantów kraju i dlatego powinny mieć możliwości osiągania z tego tytułu bezpośrednich przychodów.
PS: Mówiliśmy o barierach prawnych dotyczących sponsoringu. Zwracał pan uwagę na to, że prawo w tym obszarze jest nieskuteczne. Jakie jeszcze regulacje związane ze sportem zawodowym w Pana ocenie wymagają „przewietrzenia”, a które należałoby gruntownie zmienić ?
MW: Czy to nam się podoba czy nie, w ówczesnym sporcie profesjonalnym najważniejsze są pieniądze. Nieistotne czy wydatkowane są na infrastrukturę czy na transfery zawodników do klubów, które też przecież pełnią ważną rolę popularyzatora dyscypliny. Dlatego kluczowe jest, żeby podmioty zaangażowane w finansowanie sportu miały ku temu dobre warunki. Dlatego warto zastanowić się m.in. nad stworzeniem podstaw do zmniejszenia zobowiązań fiskalnych wobec nich.
PS: Jeżeli już mówimy o nowych regulacjach. Co Pan sądzi o pomysłach uregulowania e-sportu? Czy w ogóle sport elektroniczny to jest Pana zdaniem sport?
MW: Chcąc odpowiedzieć na to pytanie musimy sięgnąć do definicji sportu zawartej w art. 2 ustawy o sporcie. W tym przepisie został on zdefiniowany jako wszelkie formy aktywności fizycznej. Stosując wykładnię językową można zatem podnieść twierdzenie, że tylko osoba podejmująca intensywny wysiłek ruchowy, uprawia sport.
PS: Jak ta definicja ma się w takim razie do szachów czy brydża?
MW: To dobre pytanie. W mojej ocenie ustawodawca wyłączając z definicji sportu aktywność umysłową jest niekonsekwentny. Nigdzie nie jest powiedziane, że trzeba się - kolokwialnie mówiąc - spocić, żeby można było stwierdzić: ta osoba faktycznie uprawnia sport.
PS: Czyli pana zdaniem e-sport to jednak sport?
MW: Z praktycznego punktu widzenia wydaje się, że tak. Nie dostrzegam bowiem racjonalnych argumentów przemawiających za uznaniem szachistów czy brydżystów za sportowców, a graczy występujących w turniejach StarCrafta już do tej kategorii nie zaliczać. Mając jednak na uwadze obecnie obowiązujące przepisy, chociażby te dotyczące powoływania polskich związków sportowych, mam wątpliwości.
PS: To może inaczej. Czy e-sport w ogóle wymaga uregulowania?
MW: I tutaj dochodzimy do sedna. Moim zdanie nie. Paradoksalnie sport jest taką sferą naszego życia, której sztywne ramy prawne czy instytucjonalne po prostu nie służą. Niejednokrotnie jest tak, że regulacje rodzą ograniczenia. Na chwilę obecną e-sport to inicjatywa stricte prywatna, i niech tak zostanie.
Rozmawiała Paulina Szewioła